Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Milioner ze Szczecina chce jak najszybciej wrócić do normalnego życia [wideo]

Agnieszka Grabarska, Maurycy Machnio
To Dorota, narzeczona Krzysztofa, skłoniła go do udziału w grze.
To Dorota, narzeczona Krzysztofa, skłoniła go do udziału w grze. Marcin Bielecki
Krzysztof Wójcik ze Szczecina dokonał tego wyczynu jako jedyny w 11-letniej historii telewizyjnego programu "Milionerzy". Wygrał.

Pogodna twarz, przewieszona przez ramię parciana torba i ciepły ton głosu. To szczeciński milioner. Choć od kilku dni nie milkną echa jego wygranej, przed redakcją, gdzie się spotykamy, rozpoznaje go niewiele osób. Pozuje do zdjęć i chętnie nawiązuje rozmowę, ale widać, że niespodziewaną popularnością jest już zmęczony.

Milioner prawie anonimowy

Przez kilka dni jego twarz widniała na okładkach niemal wszystkich gazet. Ale w centrum rodzinnego Szczecina nie wzbudza sensacji. Niektórzy w ogóle nie rozpoznają młodego milionera. Pojedyncze grupy ludzi zatrzymują się jednak i z bezpiecznej odległości przyglądają się medialnemu bohaterowi.

- Jak ja marzę o tym, żeby to wszystko już ucichło - wyznaje. - Chcę jak najszybciej wrócić do pracy i normalnego życia.

Krzysztof przyznaje, że tak naprawdę nie może jeszcze uwierzyć w to, co się stało. - Od momentu wygranej minął już miesiąc. Ale zgodnie z regułami programu do emisji finałowego odcinka "Milionerów" wszystko musiałem trzymać w wielkiej tajemnicy. To był ogromny stres. Napięcie pękło w niedzielę przed telewizorem. Rodzina, choć już coś podejrzewała, nie mogła uwierzyć w to, co się stało - wspomina szczecinianin.

Zasypany SMS-ami

Tuż po programie rozdzwoniły się telefony. Pierwsza z gratulacjami przybiegła mieszkająca po sąsiedzku koleżanka ze studiów. Później telefon rozgrzał się do czerwoności. W ciągu kilku godzin znajomi i przyjaciele przysłali około 150 SMS-ów z gratulacjami. Telefon wyświetlił 70 nieodebranych połączeń.

- Odbieranie życzeń jest bardzo miłe. Chwilowa popularność także. Jestem jednak takim człowiekiem, który od razu stawia sobie pytanie: co dalej? - mówi Krzysztof. - Do takiej wygranej pomimo wielkich emocji trzeba podejść spokojnie. Wszyscy marzymy o wielkiej sumie, ale kiedy znajomi pytają, co teraz zrobisz, tysiące myśli przychodzą do głowy.

Pora na doktorat

Zdecydowanie podkreśla, że teraz najważniejszą dla niego rzeczą jest napisanie doktoratu z technologii żywności. Naukowa kariera to kontynuacja wcześniejszego wykształcenia.

Najpierw absolwent Liceum Ogólnokształcącego nr 9, ukończył potem towaroznawstwo na Akademii Rolniczej w Szczecinie.

- Nie chcę, żeby zabrzmiało to jak slogan, ale uważam, że nauka i to, co mamy w głowie, to nasze największe bogactwo. Pieniądze oczywiście są potrzebne i ułatwiają życie, ale najważniejsze nie są. Przynajmniej nie dla mnie - zaznacza kategorycznie.

Dlatego już teraz wie, że po odebraniu pieniędzy najpierw opłaci należne 10 procent podatku, a resztę zainwestuje.

Aparat, ślub i domek

Jedyną rzeczą, jaką zamierza sobie kupić już teraz, jest aparat fotograficzny, którym będzie mógł robić zdjęcia lecącym po niebie samolotom. Bo lotnictwo to obok wędkowania i fotografii jego największa pasja.

Zwycięzca teleturnieju przyznaje, że od małego dziecka uczono go szacunku do pieniędzy. Zanim dostał kieszonkowe, musiał wykonać jakąś drobną pracę.Kiedyś jednak zaszalał w sklepie. - Ze wspólnych zakupów z siostrą przyniosłem aż trzy pary butów. To było jedyne takie finansowe szaleństwo w moim życiu - zapewnia.

Na pytanie, czy zdaje sobie sprawę z tego, że jest w tej chwili najbogatszym doktorantem w Polsce i tak zwaną dobrą partią, Krzysztof odpowiada: - Od ponad roku mam narzeczoną. Dorota to kobieta mojego życia. W przyszłym roku planujemy ślub. Oboje bardzo kochamy ciszę i spokój. Niewykluczone więc, że postawimy sobie mały domek pod lasem.

Gdyby nie Dorota, prawdopodobnie nie odważyłby się wziąć udziału w popularnej grze.

Motywacja przyszła od dziewczyny

- Oglądaliśmy wcześniej ten program i widziałam, że Krzysztof ma dużą wiedzę i bardzo dobrze idzie mu odpowiadanie na pytania. Zaproponowałam więc, żeby wysłał SMS zgłoszeniowy - opowiada narzeczona zwycięzcy.

Samo nagranie wspomina jako połączenie stresu i dobrej zabawy: - Krzysztof bez problemu radził sobie w studiu w obecności kamer, starałam się go wspierać myślami i mocno trzymałam kciuki. Nie ukrywam jednak, że martwiłam się o niego.

Dorota wspomina, że tak naprawdę całe zamieszanie rozpoczęło się dopiero po emisji programu. - Media zaczęły się nami bardzo interesować, poza tym spotykamy się z odzewem wielu ludzi. Przez cały czas docierają do nas liczne głosy sympatii - zapewnia.

Dla niej samej bardzo ważne jest to, że przez cały czas mogła wspierać narzeczonego.

Hubert jak balsam

- Kiedy się denerwowaliśmy przed wejściem, Hubert Urbański był jak balsam. Uspokajał i przekonywał nas, żebyśmy potraktowali grę jak zabawę - opowiada Krzysztof.

Szczecinianin jest pierwszym uczestnikiem teleturnieju "Milionerzy", który doszedł do ostatniego pytania i postanowił na nie odpowiedzieć. A kiedy prowadzący zakomunikował mu, że właśnie wygrał milion złotych, zaniemówił i przez kilka chwil nie mógł dojść do siebie. Prowadzący w tym czasie wykonał bardzo udany taniec z filmu "Pulp Fiction". Tym samym spełnił daną wcześniej obietnicę, że tak uczci główną wygraną.

W trakcie turniejowych zmagań zawodnik musiał podjąć jeszcze jedną ważną decyzję. Nowa formuła programu zakłada bowiem, że przed przystąpieniem do gry odpowiadający decyduje o jej dokładnych zasadach. Aby uatrakcyjnić zabawę, organizatorzy wprowadzili czwarte koło ratunkowe, polegające na możliwości zamiany pytania. Ceną za ten wariant gry jest jednak tylko jeden niski próg sumy gwarantowanej.

Krzysztof Wójcik wybrał stare, bezpieczniejsze zasady gry z trzema kołami i dwoma progami.

Szedł jak burza

Jeszcze przed rozpoczęciem telewizyjnej potyczki o milion Krzysztof powiedział, że nie powinno mu to zająć więcej niż pół godziny. Przypuszczenia te sprawdziły się. Zawodnik wyjątkowo szybko i zdecydowanie udzielał odpowiedzi. Mimo że po drodze skorzystał ze wszystkich możliwości pomocy, szło mu wyjątkowo łatwo.

Kół ratunkowych musiał użyć do pytań o tetraedr (czworościan foremny), film "Pulp Fiction" oraz książkę Dana Browna.

Pytanie o pół miliona dotyczyło pojęcia "challenge" z tenisa. Szczecinianin znał to słowo. Chwila niepewności nastąpiła przy decydującym pytaniu. Krzysztof znał muzyka Czesława Mozila, zagwizdał nawet fragment jego najpopularniejszego utworu. - Od razu pomyślałem, że to akordeon. Ale kiedy dostałem czas na zastanowienie, zwątpiłem zupełnie - przyznaje.

Aby pomóc sobie w podjęciu decyzji, postanowił rzucić monetą. - Jeśli wypadnie orzeł, to gram do końca i wybieram akordeon. Jeśli reszka, rezygnuję - zapowiedział.

Hubert Urbański rzucił monetą, ale gdy wypadła reszka, zawodnik na przekór zdecydował, że gra dalej.

Zaznaczył odpowiedź "akordeon" i w skupieniu czekał na wyrok Huberta. Prowadzący kilka sekund trzymał gracza w niepewności, po czym z pewną nutką wzruszenia w głosie poinformował, iż właśnie padła główna wygrana - milion. Pierwszy raz w 11-letniej historii programu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński