Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mięso armatnie czy kandydaci na gwiazdy?

Tekst i zdjęcie Piotr Halicki Autor jest dziennikarzem "Kuriera Porannego"
Monika Brodka, szesnastoletnia góralka z Żywca. Zdaniem jurorów - jedna z głównych faworytek konkursu.
Monika Brodka, szesnastoletnia góralka z Żywca. Zdaniem jurorów - jedna z głównych faworytek konkursu.
Od bezczynnego siedzenia tutaj można dostać bzika - mówi Adam. - Nie oglądam telewizji. Nie cierpię jej. Dobrze, że mamy tu konsolę.

Warszawski klub "Proxima". Na czerwonych kanapach w korytarzu rozłożyło się leniwie sześć osób. Siódma jeszcze ćwiczy układ choreograficzny na sali. Pochodzą z różnych stron Polski. Przybyli tu po to, by wstrząsnąć światem muzycznym. Niektórzy z nich już wstrząsnęli. Póki co... odpoczywają.

Można dostać bzika

"Idole" mieszkają w komfortowym hotelu w Wesołej pod Warszawą. Adama Kozłowskiego z Augustowa spotykamy w holu. Czeka na żonę, która ma dzisiaj przyjechać.

- Od bezczynnego siedzenia tutaj można dostać bzika - mówi. - Nie oglądam telewizji. Nie cierpię jej. Dobrze, że mamy tu konsolę. Jeżeli i jej mam już dość, chodzę od ściany do ściany albo wychodzę. Tylko gdzie tu wyjść, jak dookoła las...

- Trochę to już spowszedniało. Każdego dnia jest podobnie - dodaje Monika Brodka przeglądając się w lustrze. 16-latka z Twardorzeczki koło Żywca jest najmłodsza w grupie. Ma za to mocny, dźwięczny głos, który podoba się zarówno jurorom, jak i telewidzom. Mieszka razem z Gosią Karpiuk z Hajnówki.

- Przepraszam za bałagan, ale dopiero wróciłyśmy - mówi hajnowianka. - Poczekaj, muszę zamówić sobie obiad, bo jeszcze nie jadłam.

Mięso armatnie

Zajęcia mają codziennie. Warsztaty taneczne, lekcje dykcji... Średnio po cztery godziny.

- To bardzo męczące - tłumaczy Gosia.

Adam zmęczony jest nie tylko zajęciami, ale... całym programem.
- Nawet nie czuję się jak jego uczestnik, choć powinienem. Czuję, że skądś tam spadłem i znalazłem się tutaj - mówi. - Chyba nie zrozumiałem na początku o co chodzi. Inaczej to traktowałem. A to jest po prostu show. Ludzie robią na tym pieniądze, a my, śpiewający, jesteśmy skazani na wystrzał w kosmos jako mięso armatnie. Tak nas zresztą nazwał juror Maciej Maleńczuk. Tak naprawdę ten program promuje jurorów, a nie uczestników, a chyba powinno być odwrotnie. Czuję się jak małpka, lalka wykorzystywana do programu. Człowieku, im na tobie kompletnie nie zależy! Nie robią tego dla twojego dobra, tylko dla kasy.

Przyszłe potencjalne gwiazdy polskiej muzyki mówią, że wiele się zmieniło po odejściu Michała Gęsikowskiego, który odpadł z finałowej dziesiątki jako pierwszy.

- Był duszą towarzystwa, działał na nas wszystkich - podkreśla Adam. - Klimat, który się wtedy wytworzył, dawał jakąś nadzieję.
- Chłopaki od początku opiekowali się nami, dziewczynami, jak starsi bracia. Nadal tak jest, ale bardzo brakuje Majkiego Gęsika - wzdycha Gosia.

Młodzi indywidualiści

Zgodnie podkreślają, że nie rywalizują między sobą. Na scenie każdy robi swoje i z zapartym tchem oczekuje na sms-owy werdykt telewidzów.

- Na razie jest nas jeszcze sporo, więc nie odczuwa się rywalizacji. Jesteśmy zgraną kupą, dogadujemy się - zapewnia Przemek Pakulak.

17-latek z Zawiercia w województwie śląskim rozłożył się na łóżku w pokoju dziewcząt. - Nie wiem, jak będzie, kiedy zostaną trzy osoby...
- Każdy z nas jest z innej bajki, z innej miejscowości, każdy ma inną osobowość - podkreśla Adam. - Co tu dużo mówić - młodzi indywidualiści.

Adam jest najstarszy. Ma 27 lat. Na początku jurorzy mówili mu, że jest zbyt mało pewny siebie. Później juror Marcin Prokop stwierdził dla odmiany, że jest... zbyt pewny.

- To nie moja wina, że pokazują mnie w telewizji akurat w tym momencie, w którym chcą - wyjaśnia Adam. - To denerwujące. Dla telewidzów jesteś taki, na jakiego cię wykreują. I tak cię ludzie odbierają. Widać to najlepiej po tym, co piszą później na "necie". Człowieku, jakie to bywa przykre! Rzadko czytam opinie na swój temat, bo to za bardzo boli...

"O, patrz, Idol..."

Stali się już rozpoznawalni na ulicy. Rozdają pierwsze autografy, mają pierwszych fanów, fotografują się z nimi. Popularni są zwłaszcza w swoich rodzinnych stronach.

- Nie potrafię zrobić jakiegoś "wywijasa", więc podpisuję się po prostu Adam Kozłowski - śmieje się augustowianin. - Głupio mi jest rozdawać autografy, ale przyznam, że to jest miłe. Jeszcze milej, jeżeli ktoś chce zrobić z tobą zdjęcie.

- Kiedy weszliśmy z Brodką do sklepu meblowego i od razu
usłyszeliśmy: "O, Idole przyszli" - mówi Gosia. - Podobnie w teatrze. Wchodzimy i od razu: "O, Idole. Patrz, a w telewizji wyglądają zupełnie inaczej". Ciekawe, czy lepiej, czy gorzej. Pewnie na żywo gorzej - śmieje się hajnowianka.

- Wcale nie jest tak dobrze z tym, że jesteśmy rozpoznawalni. Ludzie zwracają na wszystko uwagę - jak jesteś ubrana, co robisz - dodaje Brodka. - Komentarze w stylu "O patrz, Idol. Patrz, co ma na sobie!" są na porządku dziennym. Albo fotoreporterzy: "Hej, zrób śmieszną minę".

Na sławę trzeba zasłużyć

Nie uważają, że to już sława. Bardziej pasuje im określenie "popularność".

- Na sławę trzeba sobie zasłużyć - mówi Adam. - U nas działa magia telewizji. Popularność zdobywa każdy, kto się w niej pokaże. Niezależnie jak cię pokażą i jaki naprawdę jesteś. Telewizja wymaga, żeby grać przed kamerami. Żebyś był fajny albo zły, mądry albo głupi. Dla mnie jest to bardzo ciężkie, bo nigdy w życiu niczego nie udawałem i nie zamierzam.

- Wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy do pewnego stopnia kreowani. Ja osobiście niczego nie staram się robić na siłę - wtóruje mu Przemek Pakulak, który jest postrzegany przez telewizyjną widownię jako największy "luzak" w programie. Podoba mu się, że ludzie tak go odbierają. - Zawsze chciałem być tak postrzegany, choć ja też przeżywam swoje emocje. Wydaje mi się, że jestem względnie naturalny. Psychologia poszczególnych ludzi, którzy głosują na nas, jest tak skomplikowana, że trudno powiedzieć, co do nich trafia. Myślę, że dla części osób fajnie się przedstawiam jako osoba, a dla części fajnie śpiewam. I tyle.

Zwariowane i nieprzewidywalne

Zastanawiają się, kto z nich zostanie "Idolem". Ale nie wszyscy chcą o tym mówić. Najczęściej pada odpowiedź: "Nie wiem, może Kuba Kęsy. Albo Paweł Kowalczyk. A może Monika Brodka..."

- Wcześniej myślałem, że fajnie by było zostać Idolem, bo pojadę do Los Angeles reprezentować Polskę. To by było coś - mówi Adam. - Ale po tym, co tu zobaczyłem, przestałem. Żeby taki ktoś, jak Kalina Kasprzak odpadła?! Szkoda gadać. Ona naprawdę potrafi śpiewać, dla mnie była faworytem. To, co się tu dzieje, jest zwariowane i nieprzewidywalne. Nieraz wątpiłem w sms-y, ale okazało się, że tym zajmuje się oddzielna firma i przekazuje wyniki zapieczętowane. Nie będę rozpaczał, kiedy odpadnę. Nie ma powodu.

- Ja na pewno nie zostanę "Idolem", nie ma szans - przekonuje Przemek. - Dlatego nie mam problemu z analizowaniem tego. Zawsze zastanawiałem się, co będzie, jak przypadkiem wejdę do dziesiątki. Dlatego w tym momencie nadszedł kres mojego rozmyślania na ten temat.

- Wiem, że jeżeli zostanę "Idolem", na pewno nie oszaleję i nie popełnię samobójstwa z tego powodu - śmieje się Brodka. - Pewnie nagram płytę, pojadę w trasę do... Żywca.

W programie zostało jeszcze pięć osób. Zwycięzca programu w nagrodę nagra płytę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński