Nieprawomocny wyrok zapadł w poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Szczecinie. Na ostateczny finał tego koszmaru jeszcze poczekamy, bo obrona zapewne złoży apelację.
38-letnia mieszanka Goleniowa twierdzi, że w domowej toalecie urodziła już martwe dziecko. Przekonywała, że nie wiedziała o ciąży.
- Ona po prostu ze mnie wypadła na podłogę. Nie ratowałam jej, bo nie płakała, a to znaczy, że nie żyła - mówiła.
Skąd więc rany cięte na ciele dziecka?
- Nie wiem, może uderzyło się o miskę podczas upadku. Od kilku dni źle się czułam, brałam tabletki na ból kręgosłupa. To one mogły zabić dziecko - przekonuje.
Analiza jej telefonu wykazała, że w internecie szukała informacji związanych z ciążą, m.in. jak wygląda brzuch w tym okresie, czy można pić wtedy alkohol.
Murem stoi za nią rodzina, a przynajmniej matka i chłopak.
- Mąż w tym czasie siedział w pokoju. On się tym nie zainteresował, bo on w ogóle mało czym się interesuje - mówiła matka Anny R.
Według prokuratury było inaczej
Anna R. urodziła dziecko siłami natury 20 stycznia 2021 r. w domu. Dziecięcymi nożyczkami i nożykiem z 6-centymetrowym ostrzem odcięła pępowinę oraz zadała trzy ciosy w brzuch córki.
- Co doprowadziło do wytrzewienia i krwotoku skutkujących śmiercią dziecka. Następnie pozbyła się łożyska i pępowiny, aby ukryć poród - oskarżał prokurator.
Anna R. ma wykształcenie podstawowe. Skończyła szkołę specjalną. Nigdy nie pracowała, bo jest na rencie socjalnej. Mieszka z rodzicami w trzypokojowym mieszkaniu. Dwa lata temu wprowadził się do niej chłopak, Cezary. Rodzina zapewnia, że też nic nie wiedziała o ciąży oskarżonej. Rodzice, siostra i chłopak nie skorzystali z prawa do odmowy zeznań i bronią oskarżonej.
- Nic nie było widać, ona przytyła, ale jeszcze przed ciążą - mówiła Magdalena A., siostra Anny R.
Kilka dni przed porodem Anna R. źle się czuła. Bolały ją plecy, krwawiła. Taksówka miała ją zawieść do szpitala. Tuż przed wyjściem dostała krwotoku i poszła do toalety. Tam urodziła córkę. W tym czasie w mieszkaniu byli rodzice oskarżonej oraz jej chłopak.
- Ania zawołała mnie, że urodziła. To było ogromne zaskoczenie. Nikt nie wiedział o ciąży. Gdy weszłam do łazienki, widziałem, że dziecko leży. Nie dawało oznak życia. Zauważył to Cezary i zaczął dzwonić po karetkę. Mój mąż siedział w pokoju i nie reagował, bo on się nie przejmuje, taki ma charakter - mówiła Stanisława R., matka oskarżonej.
Też zapewnia, że nie widziała żadnych śladów przemocy na noworodku. Nie zgodziła się jednak na badanie wariografem. Twierdzi też, że ratownicy pogotowia i policjanci nie sprawdzali, czy dziecko żyje.
- Włożyli ją do miski i wynieśli - twierdzi.
Dopiero przed sądem przyznała, że wyrzuciła pępowiną do toalety podczas sprzątania łazienki. W śledztwie nic na ten temat nie mówiła.
- Niedawno to skojarzyłam - uzasadnia.
Sąd w trakcie procesu poinformował, że może zmienić kwalifikację czynu z zabójstwa na nieudzielenie pomocy. Ostatecznie jednak uznał, że matka zabiła noworodka.
Strefa Biznesu: Takie plany mają pracodawcy. Co czeka rynek pracy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?