Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Szczygieł dla MM Trendy: Mam apetyt na ludzi

Bogna Skarul
Tomasz Krupa
O strachu przed śmiercią, satysfakcji z własnego mieszkania i zaczepianiu przypadkowych ludzi na ulicy rozmawiamy z Mariuszem Szczygłem, dziennikarzem, reportażystą, pisarzem, laureatem Europejskiej Nagrody Książkowej, znanym przede wszystkim jako autor książki „Gottland”.

Czytając na Pana temat, zaskoczyły mnie dwa tematy, o których nie opowiada Pan wprost, ale często przewijają się w rozmowach. To śmierć i mieszkanie. Zacznijmy więc od śmierci. Boi się Pan jej?

- Nie. W życiu! Mogę żyć i mogę nie żyć i obu tych rzeczy się nie boję. Rzeczywiście, bardzo dużo mówię o śmierci. Choćby, jak podpisuję książki czytelnikom, to zawsze wpisuję datę i uczulam ich na to, że jest to ważne.

Dlaczego to jest takie ważne?

- Bo jeśli jutro bym umarł, to osoba, która ma przeze mnie podpisaną książkę, będzie miała jakąś satysfakcję. Niektórzy od razu łapią ten humor. Inni nie. Jedna starsza pani to się nawet popłakała. Spytała - jak to? A ja na to, że będzie mogła później się chwalić, że podpisałem jej książkę na dzień przed śmiercią. Ja sobie właśnie w ten sposób tę śmierć oswajam.

To jednak się Pan jej boi?

- Już teraz nie. Mam ją oswojoną, ale lecę siłą przyzwyczajenia. Poważnie, to chcę być do niej przygotowany. Niedawno byłem w Orońsku, w parku rzeźby. Była tam piękna rzeźba, tak wspaniała, że koledze od razu powiedziałem, że chciałbym aby w 2051 roku taki pomnik mi wystawili.

Skąd ta data?

- Kiedyś przerobiłem test w internecie „Czy chcesz znać datę swojej śmierci”. Musiałem odpowiedzieć na mnóstwo pytań. Było ich ze dwieście, bardzo szczegółowe.

Czego dotyczyły?

- Mojego życia albo pytania jakimi liniami lotniczymi latam, jakie mam nałogi (nie mam żadnych). Odpowiedziałem na wszystkie. Zajęło mi to 45 minut. A później pojawiła się informacja, że jak chcę poznać datę swojej śmierci, to mam wysłać SMS-a. Koszt tego SMS-a to 30 zł, ale już z VAT-em!

I wysłał Pan?

- Skoro tyle czasu poświęciłem na odpowiedzi, to wysłałem. Co to jest 30 zł wobec takiej wiedzy? Wyszło mi, że umrę 18 stycznia 2051 roku.

Niezła perspektywa. Sporo czasu.

- Rzeczywiście fajna. W ogóle uważam, że ludzie powinni wiedzieć, kiedy umrą. Wtedy więcej by zrobili dobrych rzeczy. Wiem to po sobie.

Jak to?!

- Kilka lat temu dostałem wyniki z rezonansu swojego kręgosłupa. I tam były jakieś straszne rzeczy. Potworne. Guzy, zwyrodnienia. Jak to zobaczyłem, to wiedziałem, że natychmiast muszę iść do lekarza. Nie mogę czekać na wizytę ani minuty dłużej. Nawet cztery dni to byłoby za długo. Natychmiast muszę wiedzieć, co to jest. Koleżanka załatwiła mi wizytę u swojej siostry neurolog. Pojechałem do przychodni. Musiałem poczekać 20 minut, aby z gabinetu lekarki wyszedł pacjent. Przez te 20 minut, już wiedząc, że mam nowotwór kręgosłupa, którego przecież nie przeżyję, zrobiłem sobie plan - co zrobię, jak będę żył dwa miesiące, trzy miesiące, pół roku...

I co było w tym planie?

- Tam była taka jedna rzecz intymna, o jakiej nie mogę powiedzieć. Druga była o tym, że muszę kupić mieszkanie chrześniakowi, który wyszedł z więzienia. Trzecie, aby pojechać na dłużej do Nowego Jorku.

I co?

- Niczego nie spełniłem, bo żyję!

Ale co wyszło z badania?

- Lekarka powiedziała, że te moje guzy, to ma każdy człowiek i to od urodzenia. Więc moje marzenie o śmierci prysło.

To nie były przecież marzenia o śmierci.

- Żartuję. Ja sobie czasem przeflancowuję słowa. Na przykład mówię: myślę z czułością o śmierci. Bo chcę myśleć o śmierci z czułością. Ona jest tak samo dobra, jak życie.

A nie przeraża Pana?

- Nie. Jest nieunikniona. Wręcz pozwala mi dobrze żyć. Kiedy zorientowałem się, że nie jestem nieśmiertelny, a było to po czterdziestce, pomyślałem, że to jest fantastyczna rzecz, bo można sobie polepszyć jakość życia. Teraz każdy tekst piszę tak, jakby miał być to ostatni tekst w moim życiu. Muszę te notatkę, nawet maleńką, napisać dobrze, albo bardzo dobrze, bo gdybym umarł, to będzie ostatnia rzecz, która będzie dobrze o mnie świadczyć. Poza tym, nie mogę być pokłócony z przysłowiową panią Krystyną, bo jak umrę, to zostanie ta kłótnia? Muszę mieć wszystkie sprawy pozałatwiane.

Ale przecież tak się nie da.

- A ja tak właśnie żyję.

Jak długo piszę Pan tę perfekcyjną ostatnią notatkę?

- Różnie. Zależy od dnia. Ostatnio napisałem książkę. Wyjdzie za miesiąc. Nazywa się „Nie ma”. Jest o „nie ma”, o życiu z „nie ma”.

Ale co to jest „nie ma”?

- Właśnie. Wszyscy mnie o to pytają. „Nie ma” to jest pewna wartość. Niektórzy pytają - „nie ma” to jest o stracie? Ależ nie, w życiu, tam nie ma ani jednego słowa o stracie. To może o braku? W życiu. Tam nie ma żadnego słowa „brak”. W obu tych słowach - „strata” i „brak” jest smutek, nostalgia, coś przygnębiającego. A ja przecież piszę o „nie ma”. I dlatego pilnuję się, aby w tej książce używać tylko „nie ma”.

To właściwie, o czym będzie ta książka?

- O bardzo różnych „nie ma” - nie ma kogoś, nie ma czegoś, nie ma jakiegoś uczucia, nie ma słowa, nie ma pamięci, nie ma widelców do sera, nie ma klamek, nie ma penisa, nie ma miłości, nie ma właściwego koloru, nie ma też optymizmu. A na końcu jest o tym, że nie ma „nie ma”.

To historie z bardzo dobrym zakończeniem?

- Tak.

Może bajki?

- Nie, to nie są bajki. To są reportaże. Non-fiction. Wszystkie historie o jakich piszę są prawdziwe. Jakbym zmyślał, to książka byłaby o wiele ciekawsza.

Lubi Pan ludzi?

- Tak. Do każdego podejdę i z każdym zagadam. Mam apetyt na ludzi, mimo tego że codziennie parę razy myślę o śmierci, a nie raz na tydzień. Dzięki temu, że się pogodziłem ze śmiercią, to odetchnąłem wewnętrznie. Przez to jestem pozytywnie nastawiony do ludzi. Dlatego ich tak lubię. Nie ma we mnie napięcia.

To Pana sposób na życie?

- Tak. Codziennie rozmawiam z osobami, których nie znam. Dowiem się o nich wszystkiego, nawet ich numer pesel. Jestem jak Renata Beger - nie mam w sobie poczucia obciachu.

Jak Pan to robi?

- Potrafię iść z kimś równo po ulicy i zacząć rozmawiać. Nie mówię, przepraszam, czy ja mogę zadać pytanie. Niczego takiego nie ma. Od razu zaczynam z nim rozmawiać, jakby to był mój kuzyn albo siostra cioteczna. Nie zadaję obcym ludziom żadnych pytań, tylko od razu mówię. Trochę jak chory psychicznie się zachowuję. Ale zauważyłem, że to się bardzo podoba. Chyba to jest wyuczone, bo jestem jedynakiem i mama niechętnie wypuszczała mnie na podwórko, nie grałem z chłopakami w piłkę i tak starałem sobie znaleźć metodę na świat, żeby z każdym się dogadać.

A co z tym pana mieszkaniem?

- Nie bardzo rozumiem.

Jest dla Pana ważne?

- Bardzo! Zawsze marzyłem, żeby mieć swoje mieszkanie, żadnego wynajmowania. Przecież talk-show „Na każdy temat” zacząłem prowadzić, bo producent i reżyser Witold Orzechowski obiecał, że kupię sobie dzięki temu mieszkanie. Jak kupiłem sobie i rodzicom, to przestałem pracować w telewizji. A mieć swoje miejsce, to dla mnie jedna z największych wartości.

Dlaczego?

- Uwielbiam być sam i czasem na jakiś okres oddzielić się od świata, z którym jestem w tak intensywnym kontakcie. Mieszkanie jest moim azylem. Kiedy projektowała je architektka, pani Ilona Śmiech, mówiłem: „Pani Ilono, musi być to taka przestrzeń, żebym mógł nie wychodzić z domu przez miesiąc i się nie nudził”. Zawsze chciałem mieć duży gabinet, oddzielony od reszty mieszkania. Tylko swój, gdzie mogę pracować do rana, z długim dwumetrowym biurkiem. A całe mieszkanie, żeby wyglądało, jak mieszkanie w Nowym Jorku czy Berlinie, z rozmachem. Mam je już 12 lat, udało mi się to uzyskać równo, kiedy skończyłem czterdziestkę. Wyłącznie swoją pracą. To dla mnie duża satysfakcja. Przecież przyjechałem do Warszawy z plecakiem, kiedy miałem 19 lat i pieniędzmi od mamy, których mi starczyło na dwa tygodnie.

Co stanie się z Pana mieszkaniem po śmierci?

- Najdziwniejsze pytanie, jakie ktoś mi zadał w życiu! A odpowiedź banalna: jeszcze nie zdecydowałem!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński