Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Kolbowicz: Nie jestem głupcem

Redakcja
Marek Kolbowicz, wioślarz AZS Szczecin, w weekend w Poznaniu został po raz czwarty z rzędu mistrzem świata. I teraz przez tydzień nie ruszy się z mieszkania.

- W niedzielnym finałowym wyścigu nasza czwórka z Tobą w składzie wyprzedziła Australię i Niemcy. Decydujący bieg finałowy był niezwykle emocjonujący, ale nie zawiedliście i zdobyliście po raz czwarty złoty medal.

- Mam nadzieję, że dostarczyliśmy emocji, choć trochę zaskoczyli nas Australijczycy, którzy chcieli nam odebrać pierwsze miejsce. Kibice, którzy wspaniale nas dopingowali przyszli na tor, aby zobaczyć, jak zwyciężamy. To było okropne uczucie, bo zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Dlatego cieszę się, że ich nie zawiedliśmy. To jest takie niesamowite tym bardziej, że w Poznaniu było tak wiele nam bliskich osób: rodziny, znajomi, przyjaciele. Jeszcze nigdy na regatach nie mieliśmy tak wielu życzliwych nam kibiców, bo zawsze startowaliśmy za granicą. A tu na tor regatowy Malta nie mieli daleko i tak licznie się stawili.

- Słyszeliście doping kibiców, czuliście ich wsparcie na torze?

- Jasne, że tak. Zachowali się cudownie. Pełen profesjonalizm, nawet moja żona była cichutko jak myszka. Prawie tak jakby jej z córką nie było, żadnego telefonu, rozmów. Wszystko po to, aby była pełna koncentracja. A podczas wyścigu ta wrzawa, doping nas uskrzydlił i wiedzieliśmy, że musimy wygrać. Bardzo wszystkim za to dziękuję.

- Obserwowałem was przed tym finałowym wyścigiem i widać było wasze skupienie i koncentrację, można było odczuć, że ostatni start będzie piekielnie trudny i ciężko będzie o czwarte złoto.

- Zdawaliśmy sobie z tego sprawę tym bardziej, że fachowcy podkreślali, że będzie to konfrontacja z mocnymi Chorwatami i zastanawiali się co będzie lepsze: młodość czy rutyna, siła czy technika i doświadczenie. To wszystko się skończyło tak jak mówi się o meczach piłki nożnej z udziałem reprezentacji Niemiec, czyli, że wszyscy grają a i tak na koniec wygrywają Niemcy. W naszym przypadku to wszyscy wiosłują, a na mecie i tak my zwyciężamy, więc niech tak już będzie zawsze.

- Czy po tak udanych mistrzostwach pojedziesz teraz wraz z rodziną na zasłużony wypoczynek?

- Niestety nie. Żona wraca po urlopie macierzyńskim do pracy, a córki mają swoje obowiązki. Młodsza idzie do przedszkola, a starsza zaczyna naukę w nowej szkole w czwartej klasie pływackiej. Ja także niebawem muszę być na uczelni i na wspólny wyjazd nie ma szans. Szkoda, że mistrzostwa nie były trzy tygodnie wcześniej, bo wtedy mielibyśmy jeszcze wakacje i na pewno gdzieś byśmy pojechali. Wracam do domu i przez najbliższy tydzień nigdzie się z niego nie ruszam. Trochę pomieszkam w swoich czterech kątach.

- A czy w twoim domu jest jeszcze miejsce na kolejne medale z mistrzowskich imprez?

- Jasne, że tak. Tym bardziej, że medale są małe, a nie duże, jak niektóre puchary. Mam jedno miejsce w domu, w którym są moje medale i tam sobie spokojnie leżą.

- Czyli Nową Zelandię w przyszłym roku na mistrzostwach świata wioślarska czwórka podwójna z Markiem Kolbowiczem w składzie też podbije?

- Nie wiem, pożyjemy - zobaczymy. Nie wiadomo co to będzie w przyszłym sezonie. Nie wiem jeszcze jakie są plany.

- Ale nie rezygnujesz z wioślarstwa?

- Nie, nie, no gdzie. Czy ja mam na czole napisane głupiec? (śmiech). Nie, nie, nie rezygnuję z wioślarstwa i dalej będę ciężko i tak jak dotychczas mądrze trenować, aby osiągać sukcesy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński