Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Parcheta był bliski zakończenia kariery

Maurycy Brzykcy
Marcin Parcheta po raz drugi zaprezentuje się w formule MMA.
Marcin Parcheta po raz drugi zaprezentuje się w formule MMA. Andrzej Szkocki
W walce wieczoru 8. gali Areny Berserkerów (10 października w hali SDS) zobaczymy Marcina Parchetę, który zmierzy się z Patrykiem Grudniewskim. Obaj walczyli w 2008 roku, wygrał Parcheta.

Dość długo trzeba było czekać na twoją drugą walkę w formule MMA. Rok temu zaprezentowałeś się w Szczecinie podczas gali KSW i... trochę zniknąłeś.

Nigdzie nie zniknąłem i zapewniam, że nie zapomniałem o MMA. Początkowo miał to być tylko epizod w moim życiu. Pewnie nie wszyscy wiedzą, ale byłem blisko zakończenia kariery. Zdobyłem wiele tytułów w boksie tajskim i myślę, że przez te kilka lat mało kto potrafiłby tego dokonać. Problemem były i są jednak pieniądze. Nie znam, nie spotkałem na swojej drodze osób, które chciałby mnie wspierać. Nawet teraz, gdy pokazałem się już w MMA, trudno mi znaleźć mecenasa. Ktoś mi kiedyś powiedział, że mam małą wartość marketingową (śmiech). No, ale dzięki KSW, dzięki dobremu splotowi okoliczności, nie odwiesiłem rękawic na kołek. Sport nie chce mnie odpuścić i ja się z tego cieszę.

Miałeś przez ten rok propozycje walk w MMA? 12 miesięcy to dość długa przerwa.

Jakieś propozycje były, ale ja dopiero na początku roku wróciłem do zajęć na macie. Musiałem odpocząć po turnieju Top King w boksie tajskim i nokaucie, jaki mnie spotkał. Z planów moich kolejnych walk w KSW nic jednak nie wyszło, a mnie ominęła jedna fajna konfrontacja w Zielonej Górze w formule muay thai. Miałem walczyć podczas gali mojego kolegi, Tomka Makowskiego, a rywalem miał być Cosmo Alexandre.

Masz jeszcze ważny kontrakt z federacją KSW, ale powalczysz teraz dla Areny Berserkerów.

Całe szczęście, że mamy Arenę tu w Szczecinie. KSW pozwoliło mi wystąpić w niej ze względu na dobrą współpracę z pro-motorami, Piotrem Bagińskim i Robertem Siedziaką.

Pierwszym rywalem w MMA był były bokser, teraz jest Patryk Grudniewski. Co o nim powiesz?

On także zaczynał od muay thai. Walczyłem z nim w 2008 roku i wygrałem. On chciał kontynuować karierę kickboxera, ale rzucił to i od 6 lat trenuje MMA. Jego bilans to 5 wygranych i 5 porażek. Poprzeczka wisi wyżej niż w ostatnim pojedynku.

Jak wyglądają twoje umiejętności w parterze? Chłopaki z Berserkerów, z którymi trenujesz, chwalą cię trochę?

Chwalą to mnie kwiaciarki (śmiech). Czuję progres w tej materii, potrafię zaskoczyć. Koledzy mówią, że wygląda to dużo lepiej, niż przed rokiem.

Czy to znaczy, że na razie muay thai schodzi na dalszy plan?

Nie, wcale nie. Cały czas szukam okazji do fajnych pojedynków. Po tej dość szybkiej porażce w turnieju Top King, trochę tych propozycji jest mniej. Ale już odzywają się do mnie znajomi z Anglii, czy Francji i zapraszają tam na galę. Chcę rozwijać się dwutorowo. Nie porzucam ani jednej, ani drugiej dyscypliny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński