Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Możdżonek „Z najwyższego punktu widzenia”: Nasz rozgrywający dotrzymuje kroku najlepszym (felieton)

Marcin Możdżonek
Rozgrywający Marcin Janusz (nr 19) - zdaniem Marcina Możdżonka - w finałach Ligi Narodów w Bolonii dotrzymywał kroku najlepszym
Rozgrywający Marcin Janusz (nr 19) - zdaniem Marcina Możdżonka - w finałach Ligi Narodów w Bolonii dotrzymywał kroku najlepszym Sylwia Dąbrowa
Uważam, że brązowy medal naszych siatkarzy w Lidze Narodów to sukces. I to sukces wielowymiarowy. Po pierwsze stanęliśmy na podium kolejnej imprezy o światowym zasięgu, co nigdy przed rozpoczęciem rywalizacji nie jest oczywiste. A po drugie – po medal sięgnęła drużyna, która dopiero szuka swojej tożsamości, strategii, stylu. Słowem – jest dopiero w budowie, i nie miała wcześniej podstaw, aby w jakikolwiek sposób określać nawet własną wartość na tle najgroźniejszych przeciwników. Szkoda tylko, że to kadra, która musi się borykać z nieprzychylnymi komentarzami ekspertów, bądź pseudoekspertów – w zależności jak krytycznie spojrzymy na te opinie wygłaszane zwłaszcza pod adresem naszego rozgrywającego.

Według mnie to oceny zupełnie nieuprawnione, bo Marcin Janusz grał naprawdę bardzo dobrze, a momentami wręcz błyskotliwie. Na tle rozgrywających zespołów z pierwszej czwórki Ligi Narodów nie tylko nie odstawał, ale bardzo żwawo dotrzymywał kroku. Oczywiście, wszystko co najlepsze jeszcze przed nim, bo ma 28 lat; dopiero. Na innych pozycjach to naturalnie wiek, w którym trzeba już grać swoją najlepszą siatkówkę, ale akurat na tej newralgicznej jest inaczej; bo na rozegraniu kluczową rolę odgrywa doświadczenie. Dlatego nie rozumiem tych bezpodstawnie krytycznych uwag Wojciecha Drzyzgi, komentatora. Jest przecież obecnie najlepiej grającym polskim rozgrywającym!

Nikola Grbić przez całą fazę grupową Ligi Narodów rotował składem. I dzięki temu pokazał, jak szeroką mamy reprezentację, jak szerokie jej zaplecze. Każdy z tych meczów graliśmy w innym zestawieniu, z mnóstwem debiutantów. A mimo to awansowaliśmy do turnieju głównego. I dopiero w Bolonii zagraliśmy, jak pan Bóg przykazał, najmocniejszym garniturem. Grbić z niejednego pieca chleb jadł, i nam już pokazał, że wszystko pod jego kierunkiem zmierza we właściwym kierunku.

W moim odczuciu także selekcyjnie był to czas dobrze wykorzystany przed mistrzostwami świata. Selekcjoner miał wątpliwości dotyczące dwóch, trzech nazwisk, ale wszystko wskazuje, że je rozwiał. Zresztą nie oszukujmy się, wizję serbski trener miał już wówczas, gdy podpisywał kontrakt z PZPS. I to nie tylko taktyki, ale wiedział też kto będzie u niego grał w tym roku. A kto nie. To było widać po wyborach personalnych szkoleniowca; konsekwentnych od pierwszego zgrupowania.

Sądzę, że atakujących na mistrzostwa świata zabierze dwóch, i będą to Bartek Kurek oraz Łukasz Kaczmarek. Zobaczymy tylko, co będzie z czwartym środkowym. Bo poza konkurencją są oczywiście Kuba Kochanowski, Mateusz Bieniek, i Karol Kłos. Nie ma natomiast kontuzjowanego Norberta Hubera, najlepiej grający polskiego środkowy w tym sezonie. To wielka strata dla niego. I dla nas. Czy ktoś z zaplecza przekona Grbicia? Na tym etapie mam już wątpliwości, ale zobaczymy. Interesująca jest także sytuacja z przyjmującymi. Doszło do pewnego zamieszania z Bartoszem Kwolkiem, którego zabrakło w Bolonii. Słuchy chodzą, że nie przypasował charakterologicznie Grbiciowi. Jeśli to prawda, już pewnie nie pojawi się w kadrze w obecnej kadencji.

Nie martwi mnie wysoka porażka z USA w półfinale. Jestem przekonany, że Grbić przekuje i tę przegraną – poniesioną w nie najlepszym, delikatnie określając, stylu – na dobrą stronę. Trzeci set to był pokaz bezradności w naszym wykonaniu, ale wynikającej z tego, że minimalnie przegraliśmy obie początkowe – bardzo emocjonujące i niezwykle wyrównane – partie. To był najwyższy światowy poziom, obie ekipy były świetnie przygotowane – motorycznie, technicznie, taktycznie. I w pewnym momencie mecz zaczął się rozgrywać przede wszystkim w głowach. Decydowała dyspozycja dnia, i… fart. Mogliśmy prowadzić 1:0 w setach, a i w drugiej partii po ataku Kurka pojawiła się szansa na przejęcie inicjatywy. Niestety, Amerykanie fantastycznie podbili piłkę po tym huknięciu jak z armaty; i ta akcja zupełnie podcięła skrzydła, niedoświadczonej drużynie. Ale takie mecze trzeba rozegrać, żeby później mieć z czego czerpać w trudnych momentach.

Po Kurku najlepiej było widać, że nasi zawodnicy nie byli jeszcze w topowej formie. Nawet Bieniek, który grał kapitalnie na zagrywce i w ataku, ale w bloku także mi go jeszcze brakowało. Bartek nie był zero-jedynkowy, nie ryzykował bez potrzeby. Grał na zasadzie: punkt dla nas, albo oszczędzaj piłkę. Jest to spowodowane tym, że został kapitanem i został namaszczony na lidera. I nie jest w tym momencie jeźdźcem bez głowy, tylko w pierwszej kolejności myśli o drużynie, a dopiero potem o sobie. A to także dobry prognostyk przed mistrzostwami świata.

Marcin Możdżonek

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński