Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Held: MMA nie jest tak niebezpieczne jak wygląda w telewizji

Tomasz Dębek (AIP)
Marcin Held w MMA stoczył 24 walki, wygrał 21 z nich. Od 27 września 2013 kontynuuje serię sześciu zwycięstw z rzędu
Marcin Held w MMA stoczył 24 walki, wygrał 21 z nich. Od 27 września 2013 kontynuuje serię sześciu zwycięstw z rzędu Bellator MMA
Żeby być najlepszym na świecie, muszę wygrać z Willem Brooksem. Ale nie czuję żadnego stresu - mówi przed piątkową walką w St. Louis o pas mistrza organizacji Bellator w wadze lekkiej 23-letni Marcin Held.

Długo czekał Pan na walkę o mistrzowski pas Bellatora...

Zgadza się, ale w końcu się doczekałem. Chociaż tak naprawdę już od dawna wiedziałem, że ją dostanę. Już po walce z Patricky'm „Pitbullem” Freirem we wrześniu ubiegłego roku miałem obiecany pojedynek o pas. Mogłem na nią poczekać, ale chciałem zawalczyć jeszcze w kwietniu z Alexandrem Sarnavskim. Nie bałem się, że przegram i stracę swoją szansę. Wychodzę z założenia, że jeśli mam być mistrzem Bellatora, muszę wygrywać z takimi zawodnikami. Pokonałem go, od razu po walce powiedzieli mi, że w następnej stawką będzie mistrzostwo organizacji Bellator. Wystarczyło poczekać na wyznaczenie terminu. To co prawda trochę trwało, ale nie nudziłem się w tym czasie. Miałem kilka prywatnych spraw do załatwienia. [Held w czerwcu wziął ślub – red.] Myślę, że ten okres idealnie mi pasuje. Po wakacjach na spokojnie wróciłem do treningów, dobrze przygotowałem się do piątkowej walki.

Pana rywal Will Brooks z siedemnastu walk przegrał tylko jedną, jest bardzo wysoko klasyfikowany w światowych rankingach. Wyzwanie będzie chyba duże?

To najtrudniejsza walka w mojej karierze. Ale chcę się sprawdzić, zobaczyć ile dały mi przygotowania i w jakiej jestem formie. Już nie mogę się doczekać tego pojedynku. Nie czuję żadnego stresu. Trenowałem ciężko, w oktagonie okaże się czy to wystarczy żeby walczyć z czołówką. Chcę być najlepszy na świecie, a żeby tego dokonać muszę wygrać z Brooksem.

Jak scharakteryzuje Pan Amerykanina? W jakich elementach może być groźny?

Jest bardzo solidny. Ma dobre obrony przed sprowadzeniami, niezłą stójkę... Ale nie widzę płaszczyzny, w której mógłbym się go obawiać. Sarnavski czy „Pitbull” mogli mnie trafić jakimś mocnym uderzeniem w stójce i znokautować. Brooks nie ma takiego uderzenia. Jest za to wszechstronny, może zajechać każdego kondycyjnie. Ale w stójce powinienem sobie z nim poradzić, zapaśniczo też dam radę, chociaż nie spodziewam się łatwych sprowadzeń. W parterze powinno być już spokojnie.

A jeśli, odpukać, nie wyjdzie – co wtedy?

Bardzo chcę wygrać, zrobię wszystko żeby tak się stało. Ale walka może pójść w obie strony, to normalne. Staram się wychodzić z założenia, że jeśli nie teraz, to następnym razem. Jestem młodym zawodnikiem, będę jeszcze miał okazje żeby się pokazać. W pierwszym finale turnieju Bellatora też mi się nie udało, wygrałem go za drugim podejściem. Jeśli z Brooksem podwinie mi się noga, będę ciężko pracował na kolejną szansę. Skupiam się na tym, żeby trenować z coraz lepszymi zawodnikami, rozwijać się. Sukcesy przyjdą same, jako efekt wysiłku włożonego w przygotowania.

Bellator do druga najbardziej prestiżowa federacja MMA na świecie, ale chyba każdy zawodnik marzy o walkach w UFC...

Na razie mam kontrakt z Bellatorem. Jeśli przegram kolejną walkę, wygaśnie za rok. Jeśli wygram, trochę później. Różnica nie jest jednak duża, spokojnie zaczekam.

Jak zaczęło się Pana zainteresowanie mieszanymi sztukami walki?

Zacząłem trenować w wieku dziewięciu lat. To był przypadek, zobaczyłem plakat i poszedłem na zajęcia aikido, chociaż nawet do końca nie wiedziałem co to jest. Trener Sławek Szamota bardziej niż na aikido skupiał się jednak na brazylijskim jiu-jitsu, które w Polsce dopiero raczkowało. Przygodę z BJJ zacząłem więc bardzo wcześnie, trudno znaleźć w Polsce kogoś, kto ćwiczy w takim wieku. Bardzo mi się spodobało, więc zostałem. I do 16 roku życia, kiedy skupiłem się już na MMA, trenowałem regularnie. Najpierw dwa razy w tygodniu, w grupie dziecięcej do 12 lat, później codziennie lub częściej. Nawet w święta, Sylwestra czy Nowy Rok.

Były jakieś zabawne historie związane ze startami w tak młodym wieku?

Koledzy do tej pory wspominają pewne seminarium, miałem wtedy około 13-14 lat i żółty pas z pomarańczową belką. Dorosłe chłopy, po 18-20 lat zastanawiały się, kim jest ten gość, który wygląda jak dziecko i wszystkich poskładał. (śmiech)

Wielu rywali po walkach z Panem musiało zrobić sobie przerwę na wyleczenie kontuzji. Pół żartem, pół serio - nie kusi, żeby czasem trochę im odpuścić?

Kiedy czuję, że przeciwnikowi zaraz coś chrupnie, myślę sobie: „Klep już, klep!” Wolę żeby poddał się szybciej i nie stracił zdrowia. Ale jeśli nie chce odklepać, to nie mam żadnych oporów, ciągnę ile mogę. Często coś strzela, ale to już wina upartego przeciwnika, który liczy na to, że wywinie się z dźwigni. Bywa, że się to udaje, w większości przypadków takie zachowanie kończy się jednak ciężką kontuzją. Dźwignie na nogi to niebezpieczne techniki dla kogoś, który nie chce się poddać.

W Polsce niektórzy wciąż uważają chyba MMA za brutalne i prymitywne mordobicie bez żadnych zasad. Chociaż trochę się to zmienia. Jakie ma Pan doświadczenia w tej kwestii, jak ludzie reagowali na to, czym się Pan zajmuje kilka lat temu, a jak teraz?

Nie odczuwam tego, żeby ludzie myśleli, że MMA to nie wiadomo co, byle jaka bitka. Moi znajomi wiedzą, o co w tym chodzi, zdają sobie sprawę z tego, czym się zajmuję. Ale na ulicy często spotykam osoby, którym nic nie mówi to, że trenuję MMA. Kiedy rzucam hasło „KSW”, wszystko się wyjaśnia. (śmiech) Tak samo jest w Stanach. Tam też wielu ludzi nie wie, czym jest MMA, ten sport kojarzą tylko z federacją UFC.

Pierwszą walkę stoczył Pan jednak podobno w tajemnicy przed mamą.

(śmiech) Tak, miałem wtedy 16 lat. Od dawna trenowałem, startowałem w różnych turniejach, ale to był mój debiut w MMA. Kiedy mama zapytała mnie, gdzie wyjeżdżam, powiedziałem że po prostu na zawody. Nie powiedziałem, że to będzie zawodowa walka w MMA. Dopiero po jakimś czasie się o tym dowiedziała. Nawet nie wiem jak, może wydała mnie siostra albo brat. Tak czy inaczej na początku nie była zadowolona. Zobaczyła w telewizji jakąś galę KSW i mówiła, że to strasznie brutalne. Zaczęła pytać, czy walczyłem tak jak oni. Wtedy wytłumaczyłem jej, że to wcale nie jest tak niebezpieczne, jak wygląda w telewizji. Od tamtej pory już nie miała z tym problemu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński