Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maltretowany koń jest już bezpieczny

Marek Rudnicki
Okazuje się, że nie można sądownie odebrać koni, nawet maltretowanych, gdy nie ma właściciela.
Okazuje się, że nie można sądownie odebrać koni, nawet maltretowanych, gdy nie ma właściciela.
Nasza Czytelniczka opiekuje się 13-letnią, chorą na raka klaczą. Chce drugiego konia, który byłby dla jej klaczy partnerem. Ma szanse otrzymać takiego konia z Pogotowia dla zwierząt.

Niedawno opisaliśmy losy maltretowanego konia z Choszczna. Jest już w dobrych rękach. Zajął się nim gospodarz spod Gorzowa.

- Na razie jednak, póki koń nie został sądownie odebrany gospodarzowi z Choszczna, przebywa tam jedynie jak w hotelu - mówi Grzegorz Bielawski, prezes Pogotowia dla zwierząt w Trzciance, które odebrało gospodarzowi zwierzę. - Dopiero po decyzji sądowej opiekun spod Gorzowa będzie mógł go otrzymać na własność.

Nasza Czytelniczka, która jako pierwsza zadzwoniła do nas oferując chęć zaopiekowania się bitym koniem, opiekuje się już jednym.

- Mam 13-letnią klacz z Bielina, którą odebrałam w kiepskim stanie - opowiada Katarzyna Major. - Nadal trwa jej leczenie. Ma raka kopyta. U mnie odżyła. Ma bardzo dobre warunki.

Klacz ma na imię Kadencja. Pasie się w gospodarstwie rodziców pani Katarzyny w Baniach. Niegdyś we wsi było wiele koni, ale mechanizacja rolnictwa spowodowała, że gospodarze rezygnowali ze zwierząt.

- W sąsiednich wsiach jest już dużo koni - mówi. - Wracają i to cieszy. Chciałabym dać mojej klaczy partnera. Żeby nie była samotna.

Być może już wkrótce do pani Katarzyny trafi jeden z 50 koni, zajętych w ubiegłym roku przez Pogotowie dla zwierząt w Trzciance. Sprawa była o tyle głośna, że żadna organizacja nie chciała wziąć na siebie takiej liczby zwierząt. Znaleziono je w stadninie w Prądzewie k. Łęczycy. Decyzję o odebraniu wszystkich koni podjął Urząd Gminy w Łęczycy.

- Stadnina należy do łódzkiego biznesmena, szefa Radia Parada Krzysztofa K. - mówi Grzegorz Bielawski. - Konie czystej krwi arabskiej były od kilku lat trzymane w skandalicznych warunkach, były zarobaczone, miały wszy i grzybicę. W najgorszym stanie były źrebaki. Proszę sobie wyobrazić, że miały powrastaną w pyski uprząż, tzw. kantary, a "właściciel" twierdził, że to
efekt tego, że młodym koniom szybko rosną głowy.

- Ból z tym związany praktycznie uniemożliwiał im jedzenie - dodaje Krystyna Kukawska, wiceprezes Pogotowia. - Konie umierały powolną śmiercią głodową. Choć nie miały jeszcze dwóch lat, to wyglądały jak staruszki.

- Ta sprawa ma też drugie dno - wyjaśnia Bielawski. - Nie można sądownie odebrać koni, gdy nie ma właściciela. Tylko pan K. twierdzi, że jest właścicielem, ale nie ma na to dowodów i prokuratura jest w przysłowiowej kropce.

Słowa, to za mało. Potrzebne są dowody. Wkrótce rozpocznie się w Łęczycy rozprawa. Nie wiadomo, jak długo będzie się toczyć i kiedy zakończy.

- Wasza Czytelniczka może być jednak dobrej myśli - mówi Bielawski. - Co rusz zajmujemy
jakieś zwierzęta trzymane w nieludzkich warunkach. Jeśli nie będzie to koń z Prądzewa, to w najbliższym czasie przedstawimy jej propozycję zaopiekowania się innym, który potrzebuje normalnego opiekuna. Po prostu człowieka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński