Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Jacyna-Witt, kandydatka na prezydenta Szczecina: "Miasto jest w chaosie"

Rozmawiał Mariusz Parkitny
Małgorzata Jacyna-Witt
Małgorzata Jacyna-Witt Sebastian Wołosz
- W Szczecinie rządzi grupa urzędników, którzy mają wiedzę tajemna, informacje, którymi nie dzielą się z mieszkańcami, urzędnikami, osobami sprawującymi władzę - mówi Małgorzata Jacyna-Witt, kandydatka na prezydenta Szczecina .

- Może trzeba zostawić prezydentowi Piotrowi Krzystkowi jeszcze cztery lata na dokończenie swojej wizji rozwoju Szczecina? Osiem lat prezydentury to przecież nie dużo w mieście na dorobku.
Małgorzata Jacyna-Witt: Nie. Już wystarczy. Myślę, że prezydent zakończył już to, co zaplanował z Marianem Jurczykiem, czyli budowę hali widowiskowo-sportowej i filharmonii. Nie widzę, żeby Piotr Krzystek miał wizję na przyszłość. Są tylko jakieś drobne propozycje, które nie są inwestycjami prorozwojowymi i nie umożliwiają mieszkańcom zarabiania pieniędzy. Bo o to przede wszystkim chodzi, aby z tego co miasto inwestuje korzystali mieszkańcy bogacąc się. A na razie jest taka sytuacja, że wyjeżdża stąd coraz więcej osób, miasto ubożeje. Rosną koszty utrzymania miasta, bo mamy coraz więcej obiektów infrastrukturalnych, które przecież trzeba utrzymać. Oczywiście z naszych dochodów, które są coraz mniejsze i przy coraz mniejszej liczbie mieszkańców. Jeśli nie zmienimy sytuacji gospodarczej Szczecina, to ten eksodus będzie narastał.

- Co to są te prorozwojowe inwestycje?
- Weźmy na przykład Trasę Północną. Budujemy ją i nic. A przy niej powinny powstać składy, magazyny, sklepy, może mieszkania, bo niektórzy lubią mieszkać przy drodze. Ale wokół Trasy nic się nie dzieje. Z tego punktu widzenia, to kompletnie chybiona inwestycja. Wydaliśmy pieniądze na drogę, ale na terenach położonych bezpośrednio przy tej drodze nikt nie zarabia. Bo prezydent nie szanuje w Szczecinie prywatnego kapitału.

- Ale dlaczego prywatny kapitał się nie angażuje?
- Bo się o niego nie zabiega. Prezydent nie miał pomysłu na to, żeby inwestycje miejskie były kompatybilne z prywatnymi. Popatrzmy na Podzamcze. Wiele osób prywatnych zainwestowało w to miejsce, aby ono tętniło życiem. Ale to się nie udaje. Bo nie ma wsparcia miasta. Nie organizuje imprez, nie naprawia chodników, nie stawia choćby ławek. Miasto wybudowało bulwary nad Odrą, które nie mają żadnego połączenia z Podzamczem. To tylko jeden z przykładów złego zarządzania.

- Ale chyba nie jest tak źle. Po drugiej stronie bulwarów jest LaStadia, biurowiec zbudowany wyłącznie za prywatne pieniądze.
- Chwała Romualdowi Stachowiakowi, szczecinianinowi od urodzenia, że się na taką inwestycję zdecydował. Jest to taka kula śniegowa, która w pewnym momencie może uruchomić teren Łasztowni. Ale na razie miasto nie jest zainteresowane rozwojem tej części Szczecina. Chwała Laurze Hołowacz, że chce coś zrobić ze starą rzeźnią. Ale to wyjątki. Prezydent nie ma pomysłu, jak przybliżyć Szczecin do wody i zagospodarować Łasztownię. Słowa o powstaniu nowego miasta na Łasztowni, to na razie tylko słowa.

- Rozumiem, że pani ma taki kompleksowy pomysł na miasto.
- Tak. I zaprezentują go wkrótce ze szczególnym naciskiem na sprawy gospodarcze. Chce podkreślić znaczenie bezpośrednich kontaktów z ludźmi, którzy zajmują bardzo ważne stanowiska i chcieliby pomóc Szczecinowi, ale teraz nikt z nimi nie rozmawia. To szczecinianie, którzy mieszkają w Polsce lub za granicą i ja chciałabym wykorzystać ich zainteresowanie Szczecinem. Ci ludzie mają kontakty biznesowe w krajach gdzie mieszkają i trzeba podjąć próbę, aby zainteresowali się naszym miastem. Dlatego tak ważny jest kontakt osobisty z tymi ludźmi, a nie bezosobowe wysyłanie broszurek, czy maili. Oni muszą wiedzieć, że rozmawiają z osobą, która traktuje ich poważnie. Obecna władza, prezydent, urzędnicy od spraw gospodarczych czekają, aż inwestorzy przyjdą do miasta. A to nie działa. Trzeba wyjść do inwestorów.

- Po co pani kandyduje na prezydenta Szczecina? Ma pani własną firmę, jest niezależna finansowo. Brakuje pani nowych wyzwań?
- Wiele osób zwraca się do mnie, abym kandydowała. Mówią, że nie widzą w mieście innej osoby, która dałaby Szczecinowi nowy impuls. Od dawna powtarzałam, że jeśli w Szczecinie znajdzie się inna osoba, która to zagwarantuje, to ja chętnie ją poprę. Nie idę do miasta, aby zarabiać pieniądze, ale dlatego, że wiem w którą stroną Szczecin popchnąć, aby się rozwijał, a mieszkańcom żyło lepiej. Nikt inny z nową wizją miasta się nie pojawił. Dlatego kandyduję. Pozostawienie naszego miasta w rękach ciągle tej samej grupy cwaniaków powoduje, że sytuacja jest katastrofalna.

- Niedawno zapowiedziała pani, że rozliczy się z urzędnikami. Będzie rewolucja kadrowa w magistracie, gdyby została pani prezydentem?
- W urzędzie miasta pracuje bardzo wielu dobrych urzędników. Byli zbyt dobrzy, dlatego pokazano im miejsce w szeregu, dlatego też oni nie awansują, nie mogą się rozwiać z pożytkiem dla Szczecina. Nagradzani są mierni, ale wierni. W Szczecinie rządzi grupa urzędników, którzy mają wiedzę tajemna, informacje, którymi nie dzielą się z mieszkańcami, urzędnikami, osobami sprawującymi władzę. Swoją wiedze uruchamiają, gdy pojawia się jakiś interes, niekoniecznie interes miasta. Według mnie to grupa kilkunastu osób, którzy szkodzą Szczecinowi. To urzędnicy na najważniejszych stanowiskach, zawsze ci sami, bez względu na to, kto był prezydentem.

- Z punktu widzenia strategii wyborczej cieszą panią kłopoty Platformy Obywatelskiej z wyborem kandydata na prezydenta Szczecina?
- To już jest żałosne. Partia z takim dużym poparciem w województwie, zmarnotrawiła zaufanie wyborców przez cztery lata kadencji w samorządzie. Do tego dochodzą ostatnie informacje o korupcji urzędników. Łapanka kandydata na prezydenta Szczecina w PO jest żałosna, ale pokazuje, że partie w naszym mieście są słabe podobnie jak ich kandydaci na prezydenta Szczecina. W ciągu tych ostatnich lat nie nie słyszałam o jakiejkolwiek mądrej inicjatywie PO, SLD, czy PiS.

- Ostatnio głośno było o wypłacie prezesom miejskich spółek nagród za dobre zarządzanie. Prezydent Jacyna -Witt przyznałaby je?
- Nie. Prezesi spółek miejskich stoją na czele firm monopolistycznych i pochodzą z nadania politycznego. Nie dostawali pracy w drodze konkursu. Zarabiają dobre pieniądze. Wysokie nagrody dla nich to pieniądze publiczne i nie powinny być rozdawane. Jak spółka miejska wpada w kłopoty, to podwyższa się jej kapitał zakładowy lub wprowadza do niej nieruchomości miejskie, które potem są sprzedawane, a więc nie ma możliwości, aby spółka miejska upadła. Mało tego. Spółki miejskie powinny wykazywać zerowy zysk. Jeśli zysk jest, to znaczy, że usługa, którą podają mieszkańcom jest za droga. Poza tym zysk spółki miejskiej zasila w dużej mierze budżet państwa, a nie samorządu. Nie ma więc powodów, aby prezesi otrzymywali wysokie nagrody.

- A co z anonimizacją, czyli utajnianiem nazwisk osób, z który miasto podpisuje umowy. Nie utajniałaby ich pani?
- Nie. Powinny być jawne. Zresztą ja całkiem inaczej prowadziłabym sprawy związane z jawnością życia publicznego. Wszystkie informacje powinny być jawne. Teraz, gdy radny idzie do urzędnika z jakąś sprawą, nikt o tym nie wie. A powinna być z tego króciutka notatka w internecie z kim się spotkał i w jakiej sprawie. Wtedy wiemy, co radny robi. Czy pracuje na rzecz miasta, czy załatwia swoje interesy. I takie zasady powinny dotyczyć wszystkich spotkań urzędników. To jest przejrzyste, czytelne i wbrew pozorom bardzo wygodne dla urzędników. Wiedzielibyśmy wtedy jak to miasto funkcjonuje, bo to są nasze wspólne pieniądze. A urzędnicy są pracownikami mieszkańców. Trzeba zburzyć mur, który teraz został postawiony między władzą a mieszkańcami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński