Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Stolarczyk: Czuję się portowcem z krwi i kości

Rozmawiał: Krzysztof Ufland
Maciej Stolarczyk (w pogoni za piłką) podczas memoriału Stefana Moskalewicza w Świdwinie.
Maciej Stolarczyk (w pogoni za piłką) podczas memoriału Stefana Moskalewicza w Świdwinie. Fot. Andrzej Szkocki
Rozmowa z Maciejem Stolarczykiem, trenerem juniorów Pogoni i byłym zawodnikiem szczecińskiego klubu.

- Jak to się stało, że mając 17 lat trafił pan do Pogoni?
- To jest temat, o którym ostatnio rozmawiałem z trenerem Włodzimierzem Obstem. Jako trener juniorów starszych Pogoni rozpocząłem z nim współpracę. Co ciekawe, to właśnie za jego namową, jako młody chłopak, trafiłem do Szczecina. Nie obyło się bez perypetii, bo do Pogoni przechodziłem dwukrotnie. Po pierwszej przygodzie miałem półroczną przerwę. Na szczęście wszystko ułożyło się dobrze i mogłem reprezentować barwy szczecińskiego zespołu.

- W Pogoni spędził pan ponad połowę swojej 20-letniej kariery. Czuje się pan prawdziwym portowcem?
- Na pewno. Był to taki okres w moim życiu, w którym mocno związałem się ze Szczecinem. Tutaj poznałem swoją żonę, w tym mieście urodziły się moje dzieci. Mimo tego, że jestem ze Słupska, w Szczecinie bardzo się zadomowiłem. Pogoń jest klubem, dzięki któremu mogłem piłkarsko dorosnąć do pewnych spraw.

- Przez pięć lat gry w Wiśle Kraków trzykrotnie zdobył pan tytuł Mistrza Polski i raz Puchar Polski.
- Nie ukrywam, że był to najlepszy okres podczas mojej przygody z piłką. Potwierdzają to zarówno trofea, o których mówimy oraz styl, który prezentowała wówczas Wisła. Graliśmy futbol ofensywny, który mógł się podobać. Myślę, że każdy, kto grał wtedy w krakowskim klubie, miał olbrzymią satysfakcję. Żal tylko tego, że nie udało się awansować do rozgrywek grupowych Ligi Mistrzów.

- Który mecz z tego okresu utkwił najbardziej w pamięci? Spotkanie z Realem Madryt?
- Mnie zapadł w pamięci inny mecz. Konkretnie spotkanie w Gelsenkirchen z Schalke 04. W tym meczu graliśmy skutecznie i ładnie dla oka. Zwycięstwo 4:1, które tam odnieśliśmy, bardzo podbudowało nas moralnie. Pozwoliło też uwierzyć, że Polacy nie powinni mieć kompleksu zachodnich klubów. Poza diamentami, jak Cristiano Ronaldo, nie ma wielkich różnic pomiędzy piłkarzami zagranicznymi i polskimi. Tych należy za to szukać w infrastrukturze. Uważam, że nie mamy problemu z umiejętnościami, lecz z mentalnością.

- Grał pan także w Widzewie Łódź i GKS Bełchatów. Jakie wspomnienia pozostały z tych klubów?
- Kiedy przychodziłem do Widzewa, był to klub bardzo mocny personalnie. Ówcześni właściciele postawili wszystko na jedną kartę i chcieli awansować do Ligi Mistrzów. Zadłużając się, postanowili ściągnąć najlepszych zawodników. W klubie grali niemal sami reprezentanci, ale nie funkcjonowało to tak jak powinno. Do elitarnych rozgrywek się nie dostaliśmy, co wiązało się ze stratami. Widzew popadł w ogromne tarapaty finansowe. Będąc w Łodzi odczułem ten kryzys poprzez wypłaty. Pieniędzy nie otrzymywaliśmy regularnie. To miało odbicie na wynikach. Piłkarze nie zajmowali się tylko grą, a mieli zaprzątnięte głowy pieniędzmi. Chcieli egzekwować swoje należności. Muszę jednak przyznać, że trafiając do Widzewa spełniłem swoje marzenia. Mieszkając jeszcze w Słupsku zawsze podziwiałem łodzian ze Zbigniewem Bońkiem i Józefem Młynarczykiem w składzie. Jest to klub ze wspaniałą historią i cieszę się, że mogłem grać w tej samej drużynie, w której grali wspomniani wybitni piłkarze. Natomiast do Bełchatowa trafiłem za namową trenera Oresta Lenczyka, zaraz po zdobyciu przez ten klub wicemistrzostwa kraju. Bardzo miło wspominam współpracę z tym szkoleniowcem. Z GKS grałem w Pucharze UEFA, jednak niestety odpadliśmy z zespołem ukraińskim.

- Osiem razy wystąpił pan w meczach pierwszej kadry narodowej. Jest pan zadowolony z kariery reprezentacyjnej?
- Nie jestem. Uważam, że w reprezentacji mogłem zaprezentować się o wiele lepiej. Myślę, że swoje występy mogłem podkreślić lepszą grą. Na pewno dużą rolę odegrały tutaj kwestie psychologiczne. Gra w reprezentacji jest specyficzna, trzeba być cały czas w najwyższej dyspozycji. Ja miałem występy lepsze i gorsze, ale nie była to forma reprezentacyjna. Byłem tym mocno rozczarowany, tym bardziej, że na pozycji lewego obrońcy miałem duże możliwości do zaprezentowania się.

- Nigdy nie grał pan za granicą. Kiedy był pan tego najbliżej?
- Kiedy Pogoń była w ogromnym kryzysie, pojawiła się propozycja z Eintrachtu Frankfurt. Pojechałem tam na kilkudniowe testy. Było to jednak w grudniu, kiedy mieliśmy przerwę zimową. Żałuję, że akurat wtedy, bo byłem nieprzygotowany. W Eintrachcie grali wówczas Polak Thomas Sobotzik oraz Bernd Schneider, który później zasłynął z gry w Bayerze Leverkusen i reprezentacji Niemiec. Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że to wcale nie są lepsi piłkarze. Był to zespół grający w Bundeslidze, a personalnie nie odbiegał od polskich klubów. Różnice można było natomiast dostrzec w podejściu zawodników i ich mentalności. Tam kształtują zwycięzców, wiara jest podstawową cechą zachodnich piłkarzy.

- Jako jeden z nielicznych zawodników Pogoni jest pan w elitarnym klubie "300", czyli zawodników, którzy przekroczyli właśnie taką liczbę występów w ekstraklasie.
- Przyznam szczerze, że nie bawiłem się nigdy w statystyki. Kiedy zacząłem liczyć swoje mecze, to już nie grałem w piłkę. Wówczas zobaczyłem, że faktycznie sporo się tego uzbierało. Sympatycznie, że udało mi się osiągnąć tak znaczącą liczbę, chociaż mam wrażenie, że mogła być dużo większa. Zaczynałem grać razem z Radkiem Majdanem i Olgierdem Moskalewiczem. Oni wciąż kontynuują swoje kariery, mają szansę mieć tych spotkać jeszcze więcej. Trzymam za nich kciuki i śledzę ich losy.

- Nigdy nie był pan bohaterem piłkarskich afer, nie pchał się pan na afisz. Stonowany i wyważony - takie były opinie o Stolarczyku.
- (śmiech) Nie wiem, czy odbierać to jako komplement, czy nie. Wiadomo, że poczytne pisma to tytuły plotkarskie. Oczywistą rzeczą jest fakt, że osoby, które się tam znajdują, są bardziej rozpoznawalne. Nie zawsze to, co o nich piszą jest prawdą, ale chodzi o to, żeby pismo się dobrze sprzedawało. Taki jest futbol. Są osoby medialne oraz takie, które skupiają się tylko i wyłącznie na piłce.

- Miał pan jednak swój znak firmowy - częsta zmiana image. Mnie w pamięci najbardziej zapadł ten z przefarbowaną brodą. Skąd takie pomysły?
- Lubiłem eksperymenty i chciałem wykorzystać fakt, że jeszcze posiadałem włosy. W mojej rodzinie ten przywilej przemija z wiekiem. Miałem kontakt z różnymi fryzjerami i zawsze próbowałem czegoś innowacyjnego. Był to sposób na urozmaicenie swojego wyglądu, aby nie popadać w nudę. Uważam, że jest to ciekawe, o ile mieści się w estetyce.

- Powiedział pan kiedyś, że dzień zaczyna od ważenia i trzyma dietę. Po zakończeniu przygody z piłką taki reżim utrzymywany jest w dalszym ciągu?
- Muszę przyznać, że ostatnio trochę sobie pofolgowałem. Chciałem odpocząć od futbolu. Od momentu, gdy zostałem trenerem, ruszam się tylko na treningach. Dopiero ostatnio zacząłem ruszać się więcej, ale od razu zostałem sprowadzony na ziemię. W rozgrywkach Szczecińskiej Ligi Szóstek przegraliśmy z drużyną Poczty Polskiej, którą serdecznie pozdrawiam. Na pewno będę starał się dalej praktykować swoją filozofię żywienia i aktywności ruchowej, którą stosowałem podczas gry w piłkę.

- Jak spełnia się pan w roli szkoleniowca juniorów starszych?
- Aspekt bycia trenerem bardzo mnie interesował i chciałem sprawdzić się w tej roli. Mam swoje wizje i przemyślenia w tym temacie. Staram się je wdrożyć wśród młodzieży. Czas pokaże, jakie będą efekty. Chciałbym, żebyśmy z pozostałymi trenerami wypracowali taki model szkolenia, który pozwoli w przyszłości młodzieży z naszego regionu odgrywać znaczące role w polskim futbolu.

- Chciałby pan w przyszłości poprowadzić pierwszy zespół Pogoni?
- Tak. Doświadczenie zebrane podczas gry w piłkę chciałbym wykorzystać w przyszłości. Oczywiście w pracy z seniorami. Jak już mówiłem, mam swoją filozofię gry, którą będę starał się wdrażać zespołom, które będę prowadził. Moją ambicją jest zgłębianie wiedzy. Trzeba przyznać, że trener, a już w szczególności pracujący z dziećmi, musi być prawdziwym omnibusem. Musi znać zagadnienia z zakresu przygotowania fizycznego i psychologii. Potrzebuje więc szerokiego zasobu wiedzy. Obecnie chcę się szkolić, bo widzę aspekty, które muszę poprawić. W przyszłości chciałbym prowadzić najlepsze polskie kluby, w tym oczywiście Pogoń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński