Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Biela: Czas w Kingu był intensywny, z masą skrajnych emocji

Maurycy Brzykcy
Maurycy Brzykcy
Po siedmiu latach pracy w roli asystenta i pierwszego trenera, Łukasz Biela rozstaje się z Kingiem Szczecin. - Uznaliśmy, że jeżeli mamy coś zmieniać, to właśnie teraz jest do tego odpowiedni czas - mówi trener Biela.

Rozstajesz się z Kingiem Szczecin. To była decyzja prezesa czy twoja?
Wiadomo, w jakiej jesteśmy sytuacji. Przegraliśmy cztery spotkania z rzędu, a w ostatnich siedmiu pojedynkach przegrywaliśmy aż sześć razy. Ostatnia porażka z Legią Warszawa mocno nas zabolała. W ataku zagraliśmy bardzo źle, straciliśmy zupełnie skuteczność. Dałem sobie po tym spotkaniu dwa dni do namysłu. Zadzwoniłem do prezesa Krzysztofa Króla i długo rozmawialiśmy. Bardzo go szanuję i naprawdę sporo mu zawdzięczam. Prezes nie zwolniłby mnie. Uznaliśmy jednak, że jeżeli mamy coś zmienić, to właśnie teraz jest do tego odpowiedni czas, bo wkrótce mogło być już zbyt późno. Drużyna musi odzyskać swój impet, potrzebuje nowego bodźca. Prezes przystał na to i doszliśmy do porozumienia w sprawie rozwiązania umowy.

Jak wyglądało rozstanie z drużyną na ostatnim treningu? Koszykarze Wilków byli zaskoczeni?
Tak, byli zaskoczeni, bowiem we wtorek miałem jeszcze z nimi długą motywacyjną rozmowę. Rozmawialiśmy o kolejnym meczu i konieczności wygranej. Mógł to być więc dla nich spory szok.

Byłeś jednym z najdłużej pracujących trenerów w ekstraklasie, to też nie jest łatwe.
Tak, można powiedzieć, że był to mój trzeci sezon w roli pierwszego trenera Wilków Morskich. Wcześniej cztery lata pracowałem w roli asystenta pierwszych szkoleniowców.

Jak oceniasz ten czas spędzony w Kingu?
Jako asystent wyniosłem sporo wiedzy i umiejętności pracując z różnymi szkoleniowcami. Później w moim pierwszym sezonie jako pierwszy trener wprowadziłem zespół do play-off, choć był to dla mnie skrajnie trudny okres, ponieważ pracowałem bez asystenta. Tego, czego nauczyłem się przez cały okres pracy w Kingu, nikt mi nie odbierze. Było to niezwykle intensywne 6 i pół sezonu z masą skrajnych emocji.

Ten sezon, jak i cały rok, jest specyficzny. Co sprawiło, że ostatecznie drużyna po niezłym początku, znalazła się na sporym zakręcie, notując cztery porażki z rzędu?
To jest dobre pytanie. Nie lubię szukać wytłumaczeń i wymówek. Odpowiadam za wyniki i tę odpowiedzialność biorę na siebie. A ten sezon to już jest materiał na niezłą opowieść. Generalnie progres uniemożliwiły naszej drużynie warunki. 10 koszykarzy na treningach w okresie przygotowawczym mieliśmy rzadko, musieliśmy ratować się juniorami. A nie wszyscy wiedzą, jak trudno jest z niedoborami kadrowymi przeprowadzać odpowiednie zajęcia. Później doszły poważne kontuzje Jakuba Parzeńskiego oraz Pawła Kikowskiego. Do Szczecina nie doleciał Xavier Moon, który miał być ważnym zawodnikiem. Spore tragedie osobiste i problemy dotknęły nie tylko Clevelanda Melvina, ale również Thomasa Davisa, o czym też nie wszyscy wiedzieli. Na koniec zabrano nam miejsce do rozgrywania spotkań i treningów, czyli Netto Arenę. Do tego momentu było nieźle. Mieliśmy dobry bilans i chyba w drużynę wkradło się małe rozluźnienie. Reszta liga zaczęła nam uciekać. My zamiast progresu miałem wrażenie, że delikatnie cofamy się w sportowym rozwoju. Te wszystkie sytuacje nas mocno ograniczały. Nie byłem w stanie wdrożyć wszystkiego, co sobie przed rozgrywkami zakładałem. Na pewno nie pomógł nam też przedziwny terminarz. Tylko 3 z 12 spotkań rozegraliśmy u siebie.

Co było największą bolączką Kinga w tym sezonie i jakie były jego mocne strony?
Naszą największą bolączką był chyba atak. Nasza drużyna miała swoje ograniczenia w tym sezonie, a gra Kinga stawała się coraz bardziej czytelna dla rywali. Przeciwnicy wiedzieli, gdzie są nasze słabe punkty. Byliśmy też trochę jednowymiarowi pod względem tempa gry. Graliśmy w wolnym tempie. To nie zarzut, bo każdy zawodnik ma swoją charakterystykę. Graliśmy w najwolniejszym tempie w lidze, ale też wiedzieliśmy, że na wyższych obrotach rywale mogą nas szybciej zneutralizować. Dlatego ten wybór był po części świadomy. Wygrywaliśmy dyscypliną i dobrą obroną. Właśnie defensywę uważam za nasz największy atut. Być może nawet zbyt mocno nad nią pracowaliśmy i zachwialiśmy trochę proporcjami. Na pewno nie mamy się czego wstydzić.

Który z zespołów Kinga, które prowadziłeś przez te lata był najsilniejszy?
Myślę, że był to mój pierwszy pełny sezon w roli pierwszego trenera Kinga. Mieliśmy zespół wojowników. Być może przez to, że byłem w pojedynkę w sztabie, ograniczało nas trochę pod względem taktyki, ale zostawialiśmy wszystko na parkiecie.Wychodziliśmy ze zwycięstwem z przegranych pojedynków. Ta cecha jest czasami ważniejsza niż umiejętności. Gdy zwieszasz głowę, rywale szybko mogą to wykorzystać. Ten zespół to była na pewno bardzo ciekawa mieszanka charakterów oraz stylu.

Który sezon uważasz za najlepszy w wykonaniu Wilków pod twoim kierownictwem?
Trudno powiedzieć, bowiem trochę one do siebie były podobne. Bilans spotkań zawsze był blisko bycia na delikatnym plusie bądź minusie. A sezony kończyły się zawsze na pierwszej rundzie play off, w której jak na razie King ma tylko jedno zwycięstwo w swojej historii.

Jak wpłynęła na was wyprowadzka z Netto Areny?Bardzo mocno. Z normalnego trybu zajęć musieliśmy przestawić się na treningi o godz. 11.30 w szkolnej hali, w której gdy świeci słońce, naprawdę trudno jest dobrze przeprowadzić zajęcia.

Kontuzje, osobiste tragedie, pandemia - taki sezon prędko się chyba nie powtórzy.
Zgadza się, ten sezon to jakiś wielki absurd. Nie o wszystkich rzeczach, które działy się w drużynie, informowaliśmy. Oprócz tragedii, kontuzji, tych mniejszych i większych, był także problem z halą, wymiana zawodników w kadrze, co oczywiście biorę na siebie. Tak czy inaczej, w takich warunkach naprawdę trudno jest, by drużyna zrobiła postęp, jeżeli cały czas coś staje na przeszkodzie tego.

Co masz teraz w planach? Sprawa jest świeża, ale może masz już coś na oku?
Na pewno chcę odpocząć. Ten sezon mnie wyczerpał. Chcę zrekompensować rodzinie fakt, że właściwie w ogóle nie było mnie w domu. Przez większość dni właściwie nie miałem okazji pobyć ze swoim synem, ponieważ jak wracałem z treningu on już spał. Jeśli chodzi o przyszłość to jestem otwarty na propozycje. Widzę siebie zarówno w prowadzeniu drużyn ligowych jak i w szkoleniu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński