Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Listy, jak bumerang

Wioletta Mordasiewicz, 21 października 2005 r.
Mieszkaniec Stargardu, pan Gerard z ulicy Płatnerzy, od blisko roku znajduje listy w swojej skrzynce pocztowej. Nie miałby nic przeciwko temu, gdyby nie fakt, że nie są adresowane do niego.

Kilka razy interweniował w stargardzkim urzędzie pocztowym przy ulicy Barnima. Nic nie pomogło. Korespondencja wraca jak bumerang.

- Pracownicy Poczty Polskiej lekceważą swoje obowiązki - mówi zdenerwowany pan Gerard. - Nie chodzi przecież tylko o mnie i moją żonę. Te listy w naszej skrzynce nam w ogóle nie przeszkadzają. Ale przecież ktoś je wysyła i liczy się z tym, że zostaną przeczytane przez adresata. A może zawierają bardzo ważne wiadomości?

Tylko w tym roku na adres małżeństwa ze Stargardu dotarły 4 listy i kartka pocztowa. Nadawcą jest pani Elżbieta W. , adresatem - Zofia P. ze Świnoujścia.

- Przy ulicy Płatnerzy mieszkam od 14 lat i nie znam nikogo z takim nazwiskiem - mówi stargardzianin. - Z tego co się dowiadywałem wynika, że przede mną też nikt taki tu nie mieszkał. W sąsiednich klatkach też nikt tej pani nie zna. Moglibyśmy sami załatwić problem. Wystarczyłoby przecież podrzeć te listy na strzępy i wyrzucić do śmietnika. Ale kultura wymaga, by tę sprawę wyjaśnić. Szkoda, że nie zależy na tym Poczcie Polskiej.

Do urzędu pocztowego nr 2 przy ulicy Barnima najpierw pofatygowała się żona pana Gerarda. Rozmawiała z pracownikiem urzędu, zostawiła korespondencję, licząc na zajęcie się kwestią listów. Była bardzo zaskoczona, gdy po trzech dniach w swojej skrzynce zobaczyła te same listy, które powierzyła pracownikowi. Kilka dni później interweniował pan Gerard. Sytuacja się powtórzyła.

- Wyłożyłem sprawę i znowu zostawiłem korespondencję - opowiada wzburzony. - Obiecywano to w końcu załatwić. Minęły cztery dni. Krew mnie zalała, gdy po otwarciu skrzynki okazało się, że korespondencja wróciła do nas, jak bumerang. Przecież ta pani ze Świnoujścia zapłaciła poczcie za usługę, bo kupiła znaczki.

Kierownictwo punktu pocztowego przy ulicy Barnima przyznaje, że te przesyłki powinny trafić do urzędu przesyłek niedoręczalnych.

- Obowiązkiem listonosza jest dostarczyć list pod adres, który widnieje na kopercie - mówi Halina Kowalska. - Nie musi on wiedzieć czy ktoś w danym lokalu zamieszkuje czy też nie. Bywa tak, że ktoś przyjeżdża do rodziny lub znajomych w gości i przez miesiąc lub kilka przebywa pod jakimś adresem, podając go innym do wiadomości. Listonosz w żaden sposób nie jest winien tej sytuacji. On po prostu wykonuje swoją pracę.

Stargardzianie nie mają jednak żalu do listonosza lecz do pracowników punktu pocztowego, którzy nie zareagowali na ich prośby.

- Normalnie bywa tak, że właściciel mieszkania, na adres którego przychodzą takie przesyłki powinien nam o tym zgłosić - mówi Halina Kowalska. - Wtedy robimy zwrot. Widocznie któryś z naszych pracowników nie przekazał tej sprawy przełożonym. Próbowałam ustalić nazwisko tej osoby, by wyciągnąć wobec niej konsekwencje. Ale nikt się teraz nie chce do tego przyznać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński