Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legendarny trener spoczął na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie. Pożegnali go piłkarscy przyjaciele, których miał wielu

Michał Elmerych
Michał Elmerych
Wygrał Afrykańską Ligę Mistrzów. Szkolił Arkonię i Pogoń. Żegnamy Stefana Żywotkę
Wygrał Afrykańską Ligę Mistrzów. Szkolił Arkonię i Pogoń. Żegnamy Stefana Żywotkę Andrzej Szkocki
Stefan Żywotko legendarny szczeciński trener spoczął dziś na Cmentarzu Centralnym. W ostatniej drodze towarzyszyli mu oprócz rodziny, przyjaciele, piłkarze i kibice.

Zniesienie. Dziś dzielnica Lwowa, ale kiedy rodzi się w niej Stefan Żywotko, to odrębna miejscowość. Rok i niespełna dwa miesiące później, kilka kilometrów dalej na świat przyjdzie Kazimierz Górski. Obaj zostaną legendarnymi trenerami, ale zanim to nastąpi, to obu zafascynuje piłka nożna. „Bo piłka nożna to magnes” – zwykł mawiać Żywotko.

Czasy nad Pełtwią

Przed wybuchem II wojny światowej Żywotko i Górski rywalizowali ze sobą na lwowskich boiskach. „Przeciwko sobie grywaliśmy bardzo często, bo za stadionem Pogoni, były wielkie błonia, kilkanaście boisk, gdzie się regularnie odbywały różne mecze międzyszkolne”. – wspominał w książce „Górski. Wygramy my, albo oni” autorstwa Mirosława Wlekłego. Górski ma problemy z graniem, bo jest za młody, Żywotko ma więcej szczęścia: „Młodzieży gimnazjalnej w ogóle nie można było należeć do klubów sportowych. Ja się akurat nie musiałem ukrywać, bo mój profesor Wojnarowski lubił patrzeć jak gramy w piłkę. W naszym V gimnazjum mieliśmy dużą swobodę” – zanotował Mirosław Wlekły. Żywotko i Górski zagrali w jednej drużynie tylko kilka spotkań. W Spartaku Lwów, kiedy już trwała wojna. Ten radziecki klub, był dla nich jedną z możliwości przetrwania. A potem były kolejne, jak choćby ukraińska Garbarnia. I mecze z Niemcami, kiedy ci w 1941 roku wkroczyli do Lwowa. „Niemcy, nie Niemcy graliśmy, bo piłka nożna to magnes, przyciąga. A ludzie też przychodzili, żeby oglądać. Boisko leżało w takim dole. Ludzie schodzili się po kościele. Pomodlili się i szli patrzeć jak w piłkę grają” – opisuje tamte czasy we wspomnianej już biografii Kazimierza Górskiego. W 1944 roku, po wyrzuceniu Niemców, przyszedł czas na służbę w wojsku.

Czas na Szczecin

Lwowiacy wyrzuceni przez Ukraińców i Sowietów ze swojego miasta, najczęściej trafiali na południe Polski. Śląsk, czy najwyżej Dolny Śląsk. Pociągi rzadko dowoziły ich tak daleko na północny zachód. A jednak spora grupa lwowiaków znalazła się w Szczecinie. Był wśród nich również boczny obrońca lub pomocnik Stefan Żywotko. Trafił nad Odrę przez Koszalin i Gryfice. Skoro piłka nożna to magnes, więc nic dziwnego, że były zawodnik LKS Zniesieńczanka, Czarnych, Spartaka, Piszczewnika i Garbarnii trafił do Milicyjnego Klubu Sportowego. W roku 1947 MKS bije się o mistrzostwo Pomorza Zachodniego, które daje prawo do walki o awans do ligi centralnej. Żywotko gra na tyle dobrze, że dostaje szansę w reprezentacji Szczecina. Ta walczy o Puchar Ziem Odzyskanych. Już w pierwszym meczu pokonuje Olsztyn 3:0. „Pomysł wystawienia Żywotki na bocznej pomocy wydaje się również szczęśliwym posunięciem” – napisali po meczu dziennikarze. Dla Żywotki gra w Milicyjnym KS, przemianowanym później na Gwardię, to końcówka piłkarskiej kariery. Kiedy dobiega trzydziestki, postanawia zawiesić buty na kołku. Roku zabrakło, aby świętował wraz kolegami awans do I ligi. Pierwszy w historii Szczecina.

Trener derbowy

Gwardia w I lidze okazuje się efemerydą. Spada już po pierwszym sezonie. I leci w dół. W 1956 roku gra w III lidze. Nie jest już najpopularniejszym klubem w Szczecinie. Od 1948 roku ma konkurencję. To Sztorm, Związkowiec, Kolejarz a w końcu Pogoń. Najbardziej przez szczecinian ukochany klub. Jednak gwardziści umieją się postawić. We wspomnianym już 1956 roku (ostatnim pod nazwą Gwardia) walczą o awans do II ligi. Bezskutecznie. Wyprzedzają w lidze Pogoń i Stal Stocznię, ale przegrywają w bezpośredniej walce ze Stalą Rzeszów i Piastem Gliwice. Zespół obejmuje Stefan Żywotko. Nie jest to już Gwardia, ale Chrobry (komuniści sporo mieszali w organizacji polskiego sportu). Milicyjno, wojskowo, cywilny klub). Żywotko obronił II ligę (Chrobry znalazł się tam po kolejnej reorganizacji rozgrywek). A rok później poprowadził swój zespół (teraz już i na zawsze nazywał się Arkonią) w pierwszych derby na poziomie centralnym. Idąca jak burza do I ligi Pogoń wygrała 4:2 i zremisowała 0:0. Derby zawsze rządziły się swoimi prawami. – Z Arkonią trenera Żywotki to zawsze była jakaś taka większa presja. Ale nigdy nie było przedmeczowych scysji czy jakiegoś nadzwyczajnego pompowania balonika. Ale już dwa tygodnie wcześniej były przygotowania do takiego meczu. Ja w kilku derby brałem udział, ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nigdy nie było, żeby jakieś tam przedmeczowe zakulisowe sprawy się działy. W czasie meczu normalnie walka była do, jak to mówią, do oporu. A po meczu? Szliśmy na bankiet wspólny, na jakąś wódeczkę – wspomina w rozmowie z „Głosem” Teodor „Bajbek” Jabłonowski. W pierwszych derby strzelił nawet gola. Chociaż dla Arkonii, bo wówczas był jeszcze zawodnikiem drużyny z Lasku Arkońskiego. Dopiero później przeszedł do Pogoni i stał się jej kapitanem. Stefan Żywotko prowadził Arkonię w ośmiu z 10 meczów jakie oba zespoły rozegrały ze sobą na poziomie centralnym. Kiedy w 1965 roku został trenerem Pogoni, Arkonia miała najlepszy czas za sobą. W latach 80-tych zaś kiedy Portowcy spadli z I ligi trener Żywotko święcił triumfy w Afryce.

Pogoń na zawsze

„Cały czas czułem, że Pogoń to moja drużyna” – powie w 2018 roku na potrzeby książki „70 niezwykłych historii na 70-lecie Pogoni Szczecin”. A zawodnicy, których wychował na Twardowskiego, do dziś są mu wdzięczni. – Był solidnym i dobrym trenerem. Ciepłym człowiekiem. Ale ludzie ze Wschodu tacy są. Ja u niego debiutowałem. Najpierw w meczu międzynarodowym z Dynamem Drezno, a potem w lidze – wspomina Andrzej Rynkiewicz. Trener Żywotko był też wychowawcą. - On mnie jak syna traktował. Zanim przyszedłem do Pogoni, byłem w trzeciej klasie technikum, musiałem poczekać do półrocza, żeby mnie przenieśli do Szczecina. Zacząłem zarabiać pierwsze pieniądze. I wtedy trener wziął kierownika drużyny Zbyszka Sadurskiego i mówi: „Słuchaj, młodemu pieniążków nie wypłacasz, bo jest za młody. Zakładasz mu książeczkę oszczędnościową i ty tą książeczkę trzymasz. A jak on będzie chciał dwieście czy pięćset złotych - to spytasz się, na co i wtedy powiesz mi. Ja zadecyduję, czy może wziąć. I tak mi nazbierali tych pieniędzy, że Jasiu Gacka pierwszy w Pogoni samochód kupił a ja drugi. Chłopaki na treningi tramwajami jeździli a ja samochodem. W szoku byłem, bo po prostu on mi dał tak wiele, że no będę wspominał go zawsze – mówi Czesław Boguszewicz.
W Pogoni spędził dekadę, zanim w drugiej połowie lat 70. Trener Żywotko nie ściągnął go do Arki Gdynia, którą wówczas trenował. Ale tam się już nie spotkali. Bo trener dostał propozycję wyjazdu wraz ze swoim lwowskim kolegą Kazimierzem Górskim do Kuwejtu. Władze jednak ten pomysł storpedowały. Jednak Żywotko wyjechał kilka miesięcy później. Do Algierii. Tam z zespołem JS Kabylie został siedmiokrotnie mistrzem kraju, dwa razy zdobył Afrykańską Ligę Mistrzów. Żaden polski trener nie osiągnął za granicą tyle co on.

Mistrz dla dziennikarzy

Każdy kontakt z trenerem Stefanem Żywotką był niezapomniany. Nie tylko dla piłkarzy. - To było największe zaskoczenie, największa radość podczas mojej pracy! Bo trudno było uwierzyć, że znajdę jeszcze któregoś z kolegów Górskiego z boiska z czasów lwowskich. Długo szperałem w archiwach, dopytywałem wszystkich. Aż w końcu, eureka!, w Szczecinie do dziś mieszka pan Stefan Żywotko i, jak nazwisko sugeruje, mimo prawie 102 lat na karku, ma się całkiem jak na swój wiek dobrze. (..,) Taka ciekawostka – muszę to dopowiedzieć – szlifuję mój angielski z młodym nauczycielem z Algierii. Każdego tygodnia łączę się w sieci z Algierem. I kiedy spytałem Youcefa o Żywotkę, ten wypalił bez zastanowienia: „To wielka postać w historii wielkiego algierskiego klubu. Jak miło słyszeć, że wciąż żyje – wspominał na początku grudnia Mirosław Wlekły, autor biografii Kazimierza Górskiego. Kiedy 10 lutego nadeszła informacja, że Stefan Żywotko zmarł, żałobą okryły się serca nie tylko w Polsce. I nie tylko te zawodnicze, czy kibicowskie. Młody dziennikarz Jakub Żelepień z portalu interiasport.pl napisał w kilka godzin po nadejściu tej smutnej informacji: „Będzie mi Pana Stefana brakowało. Jego spojrzenia na futbol, jego mądrości, jego lwowskich opowieści. Jego doskonałej pamięci. Bo choć jego ciało zdradzało, że mamy do czynienia ze 102-latkiem, głowa pozostawała w znakomitej formie. Pan Stefan myślał trzeźwo, logicznie i wartko. Szkoda tylko, że nie usiądzie na trybunach nowego szczecińskiego stadionu. Zabrakło naprawdę niewiele, zaledwie kilku miesięcy. A przecież kiedy przybywał do miasta, na stadionie były jeszcze leje po bombach. Oddanie nowego obiektu byłoby piękną klamrą. Na szczęście istnieje jednak Sektor Niebo...”

ZOBACZ TEŻ:

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński