Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legenda trip hopu wystąpi w Szczecinie. Rozmawiamy z zespołem Morcheeba przed koncertem

Małgorzata Klimczak
Uznawani za legendę trip hopu, nie czują się legendą. Od ponad 20 lat robią swoje, nagrywają płyty, koncertują i czerpią z tego radość - o czym opowiada nam Ross Godfrey z zespołu Morcheeba, który już 21 czerwca wystąpi na Zamku Książąt Pomorskich w ramach festiwalu Szczecin Music Fest 2022.

W 2022 roku ponownie wystąpicie w Polsce. Jakie są wasze wspomnienia z naszego kraju?

- Mamy wiele wspomnień z Polski. Występujemy w waszym kraju już od trzech dekad! Wykorzystaliśmy nawet zdjęcia z sopockiej plaży na okładce wydawnictwa „Parts of the Process - Best of Morcheeba”. Myślę, że przez lata graliśmy w każdym większym mieście w Polsce, polska publiczność zawsze była dla nas bardzo miła. Nawet teraz w maju wystąpiliśmy we Wrocławiu.

W 2020 roku z powodu pandemii zespół nie mógł występować, co pozwoliło na spokojną pracę nad nowymi kompozycjami i ich studyjne dopracowanie. Jak się pracowało w takich warunkach?

- To było surrealistyczne, ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że tak często jesteśmy w drodze. Po raz pierwszy od 27 lat nie koncertowaliśmy. Było więc spokojnie i musieliśmy spędzać czas na pisaniu piosenek w naszych domowych studiach, wysyłając pliki tam i z powrotem. Minusem było to, że było bardzo samotne, nie było nikogo, kto mógłby „przybić piątkę” po nagraniu świetnego solo gitarowego. Tylko mój kot wpatrywał się we mnie.

Morcheeba to połączenie bluesa, jazzu, downtempo, country i elektroniki w dziesięciu cudownych utworach, które sugerują, że zespół jest na twórczym szczycie.

- Cóż, miło z twojej strony. Myślę, że wykreowaliśmy teraz nasz własny muzyczny styl, możemy iść w różnych kierunkach, ale zawsze brzmi to jak Morcheeba.

Wasz ostatni album ma pozytywne przesłanie - chodzi o pokonywanie przypadkowych przeciwności losu i odkrywanie nowych sił w sobie. Czy wpływ na to miała pandemia?

- To był dziwny i niepewny czas, więc na pewno miał wpływ. Ale zwykle piosenki są pisane o tym, jak się czujemy i to jest zwykle dość abstrakcyjne, muzyka nie jest zgodna z logiką, chodzi o ekspresję emocjonalną. Tak więc wpływ może pochodzić z relacji, podróży duchowych, narkotycznych czy życiowych. Na przykład „Sounds of Blue” opowiada o tym, jak Skye próbuje swobodnie nurkować po raz pierwszy w Tajlandii. Wcześniej bała się pływać w otwartym oceanie, ale to doświadczenie zmieniło jej stosunek do wody. Teraz buduje staw kąpielowy w swoim ogrodzie. Piosenka „Oh Oh yes” opowiada o marihuanie, która wciąż jest naszą ulubioną rozrywką (uśmiech).

W poprzednich wywiadach, nawet tych z 1998 roku, wspominaliście, że nie chcecie, aby trip-hop definiował, kim jesteście. Czy wymyśliliście idealną nazwę dla swojego gatunku? A może jesteście jak muzyczny kameleon?

- Nie mamy nic przeciwko terminowi trip hop. Teraz, to nawet trochę urocze, ale kiedy zaczynaliśmy, czuliśmy, że to nas ogranicza. Kochamy wszystkie rodzaje muzyki i wykonujemy te, na które mamy ochotę. Trudno jest na nas nałożyć etykietkę, ale rozumiemy, że to jest już praca dziennikarzy, więc powodzenia w tym (uśmiech).

Osiągneliście imponujący poziom sukcesu w latach dziewięćdziesiątych i wczesnych latach dwutysięcznych z „Big Calm” i „Fragments of Freedom”. Czy kiedykolwiek istniało poczucie presji, aby stworzyć płytę, która pasowałaby do komercyjnego sukcesu tych dwóch albumów?

- Nie do końca. Nigdy nie goniliśmy za sławą, ani popowym sukcesem, jesteśmy zbyt nieśmiali. Zwiedzając świat i grając do jednego lub dwóch tysięcy ludzi każdej nocy w klubie lub teatrze, nie chciałbym być nękany przez fanów i grać na gigantycznych arenach, nie ma tam duszy. Nie jesteśmy chciwi na pieniądze, mamy ich wystarczająco, aby opiekować się naszymi rodzinami.

Morcheeba jest uznawana za zespół, który ma wpływ na wielu nowych artystów. A kto ma największy wpływ na was?

- Skye jest pod dużym wpływem Shirley Bassey, Patsy Cline, Bjork i Niny Simone. Moje największe wpływy to Jimi Hendrix, Neil Young, Ry Cooder i Aphex Twin. Lubimy ludzi, którzy potrafią wyrazić, jak się czują z muzyką i którzy zabierają cię w podróż do innych światów.

Czy myślisz, że nastąpi odrodzenie trip-hopu?

- Szczerze mówiąc, od czasu trip hopu w latach 90. nic się nie zmieniło, więc nie ma potrzeby odrodzenia. Zespoły takie jak The XX i Alt-J wciąż brzmią trochę jak trip hop. Przez ostatnie 20 lat nie było rewolucji w muzyce, nic podobnego do tego jak punk czy hip hop zmieniły kiedyś muzykę. Wszystko jest teraz bardziej jednorodne. Zastanów się, jak muzyka zmieniła się w latach 1980-2000, a następnie porównaj to z latami 2000-2020. To samo dotyczy mody lub czegokolwiek kulturowego. Myślę, że o wiele łatwiej jest muzyce natychmiast rozprzestrzenić się na całym świecie tak, że żadne gatunki muzyki o indywidualnym charakterze nie łączą się. Internet ułatwił dostęp do muzyki, ale także usunął wszelkie tajemnice i rzadkość.

Jak myślisz, co zmieniło się najbardziej, odkąd zaczęliście tworzyć muzykę z Morcheebą?

- Największą zmianą jest technologia nagrywania. Możesz zrobić przyzwoicie brzmiący album za tysiąc euro na laptopie. Kiedy zaczynaliśmy, zrobienie albumu kosztowało tyle samo, co zakup mieszkania. Zmieniło się też to, że ludzie słuchają muzyki na telefonie zamiast siedzieć przed stereo.

Dziś wielu nowicjuszy promuje się za pośrednictwem Youtube, Facebooka i innych kanałów. Ponieważ jest to możliwe, ale być może także dlatego, że trudniej jest uzyskać początkującym wsparcie od wytwórni.

- Przemysł fonograficzny nie istnieje w taki sposób, jak kiedyś. Jest bardzo mało wsparcia lub rozwoju artystów, ponieważ nie ma w nim pieniędzy, dopóki nie dotrzesz do setek milionów odbiorców. Jest jak drabina, w której brakuje wszystkich środkowych szczebli. Nie zazdroszczę artystom, którzy próbują się teraz przebić. Nagranie jest łatwiejsze niż kiedykolwiek, ale też trudniejsze niż kiedykolwiek.

Czy uważacie, że muzyka jest dziś uważana za mniej wartościową niż kiedyś?

- Nagrana muzyka nie ma już praktycznie żadnej wartości pieniężnej. Ale dobrze, że ludzie nadal uwielbiają rytuał doświadczania muzyki na żywo z setkami nieznajomych w „spoconym pokoju” (uśmiech).

Wydaje się, że nie przestajecie koncertować. Czy to wasza ulubiona rzecz związana z zespołem?

- Skye i ja bardzo lubimy występować na żywo. Z wiekiem staje się to jednak trudniejsze, późne noce i wczesne poranki.

Czy to duże wyzwanie, połączyć utwory z ostatniej płyty z piosenkami z innych albumów podczas koncertu?

- Gramy to, co chcemy i co naszym zdaniem publiczność chce usłyszeć. Dla przykładu ostatnio w Londynie zagraliśmy pięć piosenek z nowego albumu i zadziałało to naprawdę dobrze.

Czy po 25 latach pracy w Morcheeba wyobrażasz sobie, jak będzie wyglądało następne 20 lat zespołu?

- Myślę, że będziemy kontynuować to, co robimy, ale w nieco spokojniejszym tempie. Kiedy byłem młodszy, zawsze mówiono mi, że gram muzykę jak stary człowiek, więc myślę, że nadal tak będzie, gdy będę już naprawdę stary. Poza tym dobra muzyka nigdy się nie starzeje.

Morcheeba to bez wątpienia jeden z najważniejszych zespołów trip-hopowych wszech czasów.
Grupę założyli w 1995 bracia Paul i Ross Godfrey oraz charyzmatyczna wokalistka i autorka tekstów Skye Edwards. W tym składzie zespół zasłynął jako twórcy ballad „Trigger Hippie" czy „Blindfold", jednak największy sukces przyniosły im kompozycje „Rome Wasn't Built In A Day", „The Sea", czy „Otherwise". Kariera Morcheeby trwa już ponad ćwierć wieku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński