Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leciały jajka i gwoździe

Krystyna Pohl, Andrzej Kraśnicki jr
Rzucane z tłumu jajka trafiły m.in. wiceprezesa holdingu Marka Tałasiewicza.
Rzucane z tłumu jajka trafiły m.in. wiceprezesa holdingu Marka Tałasiewicza.
Już nie tylko zaległej wypłaty ale zmian w zarządzie Stoczni Szczecińskiej domagało się wczoraj kilka tysięcy stoczniowców. Zebrali się na wiecu, podobnie jak w czwartek, pod budynkiem zarządu firmy.

Dla prezesa stoczni Arkadiusza Goja przygotowali szubienicę. W stronę jego zastępcy Grzegorza Huszcza, który wyszedł do wiecujących, poleciały gwoździe i jajka. Kilka rozbiło się na Marku Tałasiewiczu, wiceprezesie Zarządu Porty Holding, do którego należy Stocznia Szczecińska SA. Stoczniowcy zatrzymali go gdy próbował niepostrzeżenie opuścić budynek zarządu.
- Sytuacja wymyka się spod kontroli - przyznał wyraźnie przybity wydarzeniami Andrzej Antosiewicz z zakładowej "Solidarności".
Podczas wiecu milczał. Usłyszał natomiast, że on i jego koledzy z innych związków zawodowych są sprzedawczykami, którzy poszli na układ z zarządem stoczni przyczyniając się do kryzysu. Padły też groźby pod adresem działaczy związkowych.

Rzucane z tłumu jajka trafiły m.in. wiceprezesa holdingu Marka Tałasiewicza.

Wczorajsza demonstracja była jeszcze liczniejsza niż w czwartek, kiedy stoczniowcy po raz pierwszy od kilkunastu lat wyszli poza bramę by domagać się pieniędzy. Żądali natychmiastowej wypłaty drugiej części wynagrodzenia za listopad i grudzień.
- Dostałem pięćset złotych za listopad i czterysta za grudzień - krzyczał jeden z nich. - Mam żonę, dwójkę dzieci i pustą lodówkę!
Wiceprezes stoczni Grzegorz Huszcz bezskutecznie próbował przekrzyczeć tłum. Z nim i z drugim wice prezesm Zbigniewem Gąsiorem nikt nie chciał rozmawiać. Dopiero gdy włączono głośnik stoczniowcy usłyszeli, podobne jak dzień wcześniej obietnice, że pieniądze za listopad będą mieli na kontach w poniedziałek. Odpowiedzią były gwizdy i grad jajek, który posypały się na Grzegorza Huszcza i stojących obok ludzi.
- Precz z holdingiem! Złodzieje! Rozkradli stocznię. Mają wille, luksusowe samochody, a my nie mamy co jeść - krzyczeli w odpowiedzi stoczniowcy.
Wyraźnie zdenerwowany Grzegorz Huszcz stwierdził w końcu, że jest gotów podać się do dymisji. Stoczniowcy tego jednak nie chcieli. Zgodnie uznali go za ofiarę reszty zarządu stoczni i holdingu, którą wystawiono "na pożarcie".
Po półtorej godzinie stoczniowcy rozeszli się zapowiadając jednocześnie kolejną demonstrację w poniedziałek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński