Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kup pan ciało

Joanna Grzegorzewska, 15 października 2004 r.
Jarosław Pruss
Za kobietę sprzedaną do domu publicznego na Zachodzie handlarz inkasuje od 1500 złotych do 1500 euro. Najpierw dziewczyny są "testowane". I to wielokrotnie.

Handlarze sprzedają kobiety młode, często nieletnie. Werbują je na wiejskich dyskotekach, zdarza się, że w klubach studenckich.

Handel żywym towarem to jedno z najbardziej dochodowych przestępstw.
Zanim zostaną przekazane w ręce nowego właściciela są "testowane". Tak do nowego zawodu przyuczali swoje ofiary zatrzymani w ubiegłym roku przez gdański oddział Centralnego Biura Śledczego trzej mieszkańcy Tczewa. Darek miał 39 lat, Damian 27, Łukasz 24. Najmłodsze "ciało" miało 15 lat. Sprzedali je za 1500 euro.

W zachodniopomorskim handlarzom kobiet sprzyja bliskość granicy i bieda na popegeerowskich terenach. Dziewczyny z małych miejscowości są najbardziej narażone na to, że zostaną sprzedane do domów publicznych na zachodzie Europy.

- Mamią je pracą barmanki, czasem striptizerki - mówi jeden z policjantów. - Dla dziewczyny z biednej wsi to według niej jedyna szansa na lepsze życie.

Kiedy wyjeżdżają ślad się często urywa. Porywacze zabierają kobietom dokumenty, komórki, zabraniają kontaktować się z rodziną.
Zdarza się, że dziewczyny dobrowolnie decydują się na pracę w domu publicznym licząc na niezłe zarobki. Nie zdają sobie jednak sprawy, że będą tylko wykorzystywane i nie dostaną ani grosza.

W takie tarapaty wpadły na początku tego roku dwie siedemnastolatki ze Szczecina. Dały się wywieźć do Niemiec. Udało się je wyrwać sutenerom tylko dlatego, że były niepełnoletnie i po interwencji polskiego konsula ich "właściciele" odesłali je do domu.

CO POWINNO NAS ZANIEPOKOIĆ?

W lokalnej społeczności:

pojawia się pośrednik albo pośredniczka, dzięki której młode kobiety wyjeżdżają do pracy za granicę i przestają się kontaktować z rodziną i znajomymi;

te, które wracają, nie opowiadają o swojej pracy, milczą na temat poznanych tam koleżanek, nie udzielają się towarzysko.

W seksbiznesie:

kobiety noszą ślady pobicia, nie zarabiają, nie mają przy sobie dokumentów;

nie kontaktują się ze światem zewnętrznym, a jeśli już to w obecności sutenera bądź koleżanek;

nie poruszają się same, są zastraszone;

nie mogą odmówić klientowi, muszą spełniać wszystkie jego żądania.

Nie tak dawno, bo trzy tygodnie temu w Gdańsku, do tamtejszej prokuratury okręgowej doprowadzony został 20-letni mężczyzna, który utrzymywał się z werbowania kobiet do domów publicznych.

Dziewczyny miały od 16 do 22 lat. Wiedziały, po co jadą za granicę, ale nie mogły nie zgodzić się na wyjazd, bo

były szantażowane

zrobionymi wcześniej kompromitującymi zdjęciami. Rodzicom mówiły, że ich praca będzie polegała na... zbieraniu truskawek, ogórków.

Gang handlarzy żywym towarem rozbił gdański CBŚ również w ubiegły czwartek. Aresztowany został polski naganiacz i działający w Niemczech sutener - bossowie handlu. Wywiezione przez nich dziewczyny nadal przetrzymywane są w niemieckich domach publicznych. W których dokładnie? Nie wiadomo. Wiadomo, że odnaleźć trzeba około dwudziestu dziewczyn. Każda była warta 500 euro.

Tysiąc pięćset złotych, pięćset euro, tysiąc pięćset euro... Międzynarodowy handel ludźmi zajmuje trzecie miejsce wśród najbardziej dochodowych przestępstw na świecie. Po handlu bronią i narkotykami. Co roku jego ofiarami, według statystyk oficjalnych, pada 600-800 tysięcy osób - głównie kobiet i dzieci. Według statystyk, a ile naprawdę? To pytanie na razie zostanie bez odpowiedzi.

- Tylko w Polsce ofiarami handlu ludźmi pada rocznie kilka tysięcy osób - mówiła w Warszawie, podczas międzynarodowej konferencji dotyczącej tego problemu, Irena Dawid-Olczyk z Fundacji Przeciwko Handlowi Kobietami La Strada. Podkreślała też, że

problem handlu ludźmi

staje się coraz poważniejszy, szczególnie dla nowych członków Unii Europejskiej. - Polska była kiedyś przede wszystkim krajem pochodzenia ofiar prostytucji i tranzytu. Teraz przyjęła rolę kraju docelowego, stała się pewnego rodzaju buforem dla Niemiec - powiedziała "Pomorskiej" Stana Buchowska, szefowa Fundacji La Strada.

Rozszerzona Unia jest wręcz rajem dla handlarzy "ciałami". Tyle otwartych granic, tyle możliwości zarobku... - Kiedyś handel ludźmi wiązaliśmy tylko z prostytucją, ze sprzedażą kobiet do domów publicznych - tłumaczyła szefowa La Strady. - Teraz sprzedawane są całe rodziny. Do niewolniczej pracy, do żebractwa; z Ukrainy, a przede wszystkim z Mołdawii.

Jak więc przeciwdziałać? Jak pomagać ofiarom takich przestępstw? Na takie pytania, starali się odpowiedzieć uczestnicy konferencji zorganizowanej w ubiegłym tygodniu przez polskie biuro Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM) w Warszawie.

W konferencji wzięli udział przedstawiciele organizacji pozarządowych Czech, Słowacji, Mołdawii, Ukrainy, Białorusi, Rumunii, Bułgarii i Węgier. Konferencja odbyła się pod hasłem "Tworzenie regionalnego partnerstwa na rzecz zwalczania handlu ludźmi w kontekście rozszerzenia UE".

- Jak przeciwdziałać? - powtarza pytanie Stana Buchowska. - Nie ma jednej recepty. Ale najważniejsza jest współpraca, współpraca i jeszcze raz współpraca. Między rządami, między rządem a instytucjami pozarządowymi, policją i prokuratorami... Pracujemy nad tym - właśnie dlatego spotkaliśmy się w Warszawie w takim gronie. Ale to nie jedyny problem. Problemem w zwalczaniu tego procederu jest to, że jego ofiary nie chcą zeznawać, bo

boją się o swoje życie.

Uczestnicy konferencji zgodnie stwierdzili, że ważne jest nie tylko zapewnienie opieki psychologicznej osobom uratowanym z rąk handlarzy, ale także chronienie ich przed zemstą byłych "pracodawców".

Kontakt z Fundacją "La Strada": skrytka pocztowa 5, 00-956 Warszawa, telefon zaufania (48 0-22) 628-99-99.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński