Każdego dnia pracy Biuro Obsługi Interesanta przyjmuje średnio dwieście korespondencji od mieszkańców miasta, a także ludzi spoza Świnoujścia. Choć oczywiście zdarzają się dni, kiedy różnych pism jest znacznie więcej.
Niektóre są krótkie (na góra jednej, dwóch kartkach), inne bardzo długie (grube teczki, dodatkowo z załącznikami). Wśród tych najbardziej nietypowych, najwięcej jest skarg, protestów i uwag mieszkańców miasta dotyczących a to prowadzonych przez miasto inwestycji, a to problemów, którymi należy się pilnie zająć.
W całej tej masie listów są też donosy, najczęściej anonimy.
Kto z kim, kiedy i jak?
Z anonimów można dowiedzieć się nie tylko o anonimowych mieszkańcach miasta, ale także osobach powszechnie znanych. I to nie tylko o ich rzekomych niestosownych zachowaniach, ale także sprawach intymnych.
- Oj, takie listy zdarzają się bardzo często. Ale nie mam pojęcia, dlaczego adresowane są do prezydenta miasta. Szczególnie te dotyczące obyczajowości prywatnych osób - mówi Robert Karelus rzecznik prasowy prezydenta.
Donosy można podzielić na dwie grupy. Pierwsza, to te pisane przez mieszkańców miasta na innych mieszkańców, czyli takie, w których sąsiad donosi na sąsiada.
- Są na przykład listy, w których ktoś skarży się na sąsiada, że ten głośno słucha muzyki, awanturuje się. Ale nie tylko. Można też znaleźć opisy sytuacji intymnych. Mało tego! Ludzie nie tylko piszą, kto z kim sypia, ale podają nawet z pikantne szczegóły! Choć trudno chyba uwierzyć, że listy naprawdę trafiają na biurko prezydenta - mówi całkiem poważnie Robert Karelus.
Dodaje, że tego typu korespondencja od razu trafia na przemiał. Załatwianie sporów sąsiedzkich, czy też zajmowanie się plotkami z intymnego życia nie należy bowiem do kompetencji prezydenta miasta.
Wydawało się poważne, ale...
Nie wszystkie jednak anonimowe korespondencje traktowane są jak śmieci.
Wystarczy przypomnieć anonimowy list rzekomo rodziców kilku gimnazjalistów, w którym przyznawali, że ich dzieci handlują i biorą narkotyki. W liście była prośba do prezydenta miasta o pomoc. Janusz Żmurkiewicz przekazał go policji.
Do dziś nie wiadomo jednak, czy był to tylko "głupi żart", czy też prawdziwa historia. Mimo apelu w mediach, żaden z autorów nie zgłosił się bowiem ani do prezydenta, ani do policji.
Według rzecznika, ludzie często piszą donosy, w których tak naprawdę działają także na swoją szkodę.
- Na przykład, bardzo często piszą jakieś skargi na wspólnoty mieszkaniowe, o jakichś dziejących się w nich nieprawidłowościach, a przecież sami są tej wspólnoty członkami - mówi Robert Karelus.
Z cyklu "a ja widziałem"
Wśród donosów znaleźć można także te opisujące działalność podległych prezydentowi urzędników.
Bohaterem jednej z nich był sam rzecznik prasowy. Stało się to zaledwie parę dni po tym, jak rozpoczął pracę w urzędzie miasta.
- Wieczorem kupiłem sobie w sklepie jedno piwo - opowiada z uśmiechem rzecznik. - Na drugi dzień, zaraz po przyjściu do pracy, na korytarzu ktoś powiedział mi: "Słyszałem, że wczoraj miałeś niezłą libację, bo dźwigałeś do domu skrzynkę piwa".
Do magistratu bardzo często docierają też listy z plotkami na temat innych urzędników.
- Prezydent dostał kiedyś list, w którym anonimowa osoba opisywała, że kilka dni wcześniej widziała konkretną urzędniczkę w nocnym lokalu. W pamięci utkwiło mi jedno zdanie z tego listu: "widziałem tą panią, jak bawiła się całą noc z facetem, ale to nie był jej mąż" - cytuje rzecznik prezydenta.
Co w takiej sytuacji zrobił Janusz Żmurkiewicz?
- A co miał zrobić? - dziwi się Robert Karelus. - Wyrzucił list do kosza. Prezydenta nie interesuje życie intymne podwładnych. Ważne, aby rzetelnie wywiązywali się ze swoich obowiązków w pracy, byli uczciwi.
Możemy pomóc
Poza donosami, mieszkańcy poruszają też w swoich listach bardzo zaskakujące sprawy. W jednym z listów adresowanych do prezydenta, mieszkaniec miasta narzeka na scenografię, na tle której prezydent i jego rzecznik udzielają wywiadów w telewizji.
- Twierdził, że za każdym razem tło na jakim występujemy w ogóle nie oddaje morskiego charakteru naszego miasta. Jego zdaniem świadczy to o tym, że nie wykorzystujemy możliwości dodatkowej promocji miasta - mówi Robert Karelus.
Autor listu proponuje więc, aby podczas wywiadów dla telewizji, w tle widać było model żaglowca, który najlepiej odda morski charakter miasta.
- Dodaje, że takie tło budowałoby wizerunek i prestiż także samego prezydenta - dodaje rzecznik.
Pomysł na promy
Wśród listów, są też takie, których autorami nie są mieszkańcy Świnoujścia, ale znający problemy miasta i twierdzący, że potrafią je rozwiązać.
Do urzędu trafił na przykład list, którego autor reklamuje się jako specjalista od miejskich promów i proponuje, że rozwiąże nasze kłopoty z tym związane.
- Uważa, że wie jak ograniczyć koszty funkcjonowania przeprawy miejskiej, szczególnie jeśli chodzi o promy Karsibory - wyjaśnia Robert Karelus. - Autor prosi o przesłanie konkretnych danych dotyczących miejskich promów. Uważa też, że oprócz ograniczenia kosztów, można też sprawić, aby prom Karsibór pokonywał Świnę nie dłużej niż w 5 minut, a sama przeprawa z jednej strony na drugą (razem ze zjazdem i wjazdem samochodów) może trwać maksymalnie od 25 do 30 minut.
Rzecznik przyznaje, że sprawę przekazał dyrektorowi Żeglugi Świnoujskiej, który bezpośrednio odpowiada za promy.
- Tego typu uwagi traktujemy poważnie. Nie wyrzucamy ich do kosza - dodaje z powagą Robert Karelus.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?