Ksiądz proboszcz Henryk M. z Gryfina tych słów nie wysłuchał, bo nie pojawił się dzisiaj w szczecińskim sądzie odwoławczym. Wyrok od teraz jest prawomocny. To oznacza, że duchowny będzie musiał zapłacić trzy tysiące złotych grzywny, po 500 zł zadośćuczynienia dla dzieci oraz pokryć koszty procesu.
Prokuratura w procesie odwoławczym chciała wyższej grzywny, a obrońca księdza domagał się umorzenia sprawy ze względu nie znikomą szkodliwość czynu lub uniewinnienia. Adwokat twierdził, że część świadków nie jest wiarygodna, bo ksiądz wcale nie uderzył dziewczynki, ale próbował jej ściągnąć kaptur z głowy. Sędzia Krzysztof Zaremba odrzucił obie apelacje.
ZOBACZ TEŻ:
- Nie ma wątpliwości, że sąd pierwszej instancji prawidłowo ustalił stan faktyczny. Oceniając wszystkie okoliczności, trzeba powiedzieć, że kara nie jest szczególnie surowa, ale nie jest też rażąco niewspółmierna do czynu. Osoba duchowna jest szczególnie predysponowana o tego, by dawać przykład dobrego zachowania - uzasadniał sędzia Zaremba.
Próba chóru
Historia zaczęła się 19 kwietnia 2017 r. w kościele pod wezwaniem Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Gryfinie. Tego dnia odbywała się tam próba chóru. W pewnej chwili ksiądz miał uderzyć niespełna 15-letnią Roksanę. Złapał i ścisnął jej rękę oraz dwukrotnie uderzył dziewczynkę otwartą ręką w tył głowy.
- To naruszenie nietykalności cielesnej osoby - oskarżała prokuratura.
Skandaliczny incydent w kościele widziało kilku świadków, choć ich relacje się różniły. Jeden twierdził, że ksiądz uderzył dziewczynę raz, inny, że dwa razy.
- Ale to nie odbiera tym świadkom wiarygodności, jak chciałby obrońca - zauważył sędzia Zaremba.
O sprawie uderzenia dziewczynki pisaliśmy tu:
- Ksiądz z Gryfina z zakazem zbliżania się do dzieci
- Ksiądz uderzył dziewczynkę? Sprawę wyjaśnia prokuratura
Kilka miesięcy późnej (13 sierpnia 2017 r. ) ksiądz naruszył nietykalność cielesną 7-letniego Antosia. Dwa razy szarpnął chłopca za rękę, a potem pchnął w kierunku kamieni przed kościołem. Dziecko zraniło się w palec.
Proboszcz nie przyznał się do winy. Zapewnia, że chłopcu zwrócił tylko uwagę.
- W zakrystii usłyszałem bardzo głośne zachowanie małych dzieci. Widziałem jak skaczą na filary. Zwróciłem im uwagę i się uspokoili. Ale po mszy widziałem jak dzieci siedzą na krawężniku budowanej drogi. Jeden z chłopców brał kamyczki z maty, gdzie były sadzone kwiaty i rzucał je na drogę. Nie reagował na moje uwagi. Wziąłem go za rękę, ale nie szarpałem. To przecież małe dziecko było. Powiedziałem, aby te kamyki pozbierał - wyjaśniał duchowny podczas procesu w Gryfinie. Skarżył się, że ciągle musi czyścić ściany kościoła, bo wierni je brudzą.
- Ksiądz zwrócił uwagę chłopcom, aby zachowywali się spokojnie. Stali przed wyłożonym kamyczkami terenem. Dzieci się tam bawiły tymi kamyczkami, przerzucali je z ręki do ręki. Nadszedł ksiądz i mojego wnuka złapał za rękę i tak o te kamyczki potarmosił. Dokładnie tego nie pamiętam, ale dziecko się skaleczyło. Ja krzyknęłam co ksiądz robi, dzieci się nie bije - mówiła.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?