Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Hrymowicz - były obrońca Floty i Pogoni z ciągiem na bramkę [ZDJĘCIA]

Tomasz Galas
Krzysztof Hrymowicz
Krzysztof Hrymowicz Archiwum Głosu Szczecińskiego
Piłka nożna. W 2009 roku wykonał rajd, o którym mówiła cała piłkarska Polska. Zagrał 102 mecze w I lidze, żadnego w ekstraklasie, choć kilkukrotnie jego drużyny były blisko awansu na najwyższy poziom rozgrywkowy. W swoim piłkarskim CV ma za to zapisanych 8 spotkań w bułgarskiej elicie.

Krzysztof Hrymowicz pierwsze piłkarskie kroki stawiał w UKS 7 Szczecinek. Przez 3 lata ogrywał się w IV lidze w barwach Darzboru, skąd przeniósł się do mającej wysokie ambicje Floty Świnoujście.

- W sezonie 2006/07, gdy do niej dołączyłem, Flota była liderem IV ligi. Już w rundzie jesiennej miałem się tam przenieść, ale kluby się nie dogadały. Musiałem zostać jeszcze pół roku w Szczecinku. Trener Adam Benesz mówił, że nie ma problemu, abym odszedł. Flota składała się wtedy głównie z zawodników z naszego województwa. Kierownik drużyny opowiadał, że klub kontaktował się z sędziami z pytaniem, którzy piłkarze nadawaliby się do gry w IV lidze, potem wyżej. Sędziowie wypisywali nazwiska 30 zawodników. Potem w klubie sprawdzano, kogo potrzebowali i dogadywali się z nami - opowiada Hrymowicz.

Obrońca skończył wtedy 23 lata, a obowiązujące prawo Bosmana ułatwiło przenosiny do Świnoujścia. Według tego prawa zawodnicy powyżej 23. roku życia, bez ważnego kontraktu, mogli dobrowolnie zmienić klub, który nie musiał płacić za transfer.

W barwach „Wyspiarzy” Hrymowicz zaliczył dwa awanse z rzędu: z IV do III ligi i z III do I (po reorganizacji rozgrywek).

- Pamiętam kilka meczów w I lidze, gdy piłkarsko byliśmy lepsi, ale sędziowie anulowali nam bramki i przegrywaliśmy. I to z drużynami, z którymi walczyliśmy o awans. Mogliśmy go zrobić trzeci raz z rzędu - wspomina Hrymowicz. Dla Floty w I lidze rozegrał 31 spotkań, zawsze w pierwszym składzie, zdobył 2 bramki.

Nieznany smak Ekstraklasy
Latem 2009 r. trafił do Pogoni Szczecin. Drużyna rozegrała bardzo dobry sezon, łącząc występy w lidze z Pucharem Polski. Portowcy przegrali jednak najważniejszy mecz o trofeum z Jagiellonią Białystok. Pogoń wiosną złapała zadyszkę, grając dwa mecze w tygodniu, gdy ligowi rywale już dawno odpadli z rywalizacji o puchar. W Pogoni grał 2 sezony - 48 spotkań w I lidze, 2 bramki.

Również blisko awansu Hrymowicz był grając w koszulce Zawiszy Bydgoszcz. Zabrakło dwóch punktów. W sezonie 2012/13 Zawisza wywalczył wreszcie promocję. Obrońca urodzony w Złotowie wystąpił tylko w jednym spotkaniu ligowym. W październiku złamał kość śródręcza i na początku stycznia następnego roku rozwiązał kontrakt z klubem. W trzech zespołach, mających ambicje występować na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, Hrymowiczowi nie było dane zasmakować awansu do Ekstraklasy. Jednak trenerzy tych klubów ukształtowali go jako piłkarza.

- Dzięki Flocie wydolnościowo byłem lepszym zawodnikiem niż wcześniej. Trenowałem u Petra Nemeca, do którego dużo piłkarzy przyjeżdżało na testy. Połowa z nich wracała z kontuzją. Tam nie było zabawy, ciężko trenowaliśmy biegając po lasach. Tam też najwięcej zyskałem fizycznie. Techniczne aspekty bardziej rozwinąłem w Pogoni – tłumaczy.

Rajdowiec
O Hrymowiczu zrobiło się głośno po meczu Pogoni z Górnikiem Zabrze 16 września 2009 roku. Grający w osłabieniu od 60. minuty Portowcy prowadzili 1-0, ale w 81. minucie wyrównał Damian Gorawski. To, co wydarzyło się w końcówce meczu, przeszło już do historii. Na 30. metrze boiska przejął piłkę i popędził na bramkę Sebastiana Nowaka. W pięknym rajdzie minął kilku zawodników i podcinką skierował futbolówkę do bramki. Starsi kibice, którzy pamiętają mundial z 1986, mogli mieć deja vu. Hrymowicz zrobił to w stylu Diego Maradony w starciu z Anglikami.

- Mam już trochę tego dosyć, wszyscy o to pytają. Zrobiłem to, co zrobiłem, udało się. Miałem zejść w przerwie z powodu naderwania przywodziciela uda. Nie raz grałem całe mecze ze skręconą kostką czy kontuzją kolana. Wtedy też chciałem zagrać do końca. Fajnie się gra z takimi znanymi markami, jak Górnik, szkoda było odpuszczać. Już u trenera Nemeca we Flocie potrafiłem na 18. metrze wziąć piłkę i podbiec pod pole karne przeciwnika. Robiłem takie rajdy dość często i dostawałem ochrzan od trenera, bo żadna taka akcja nie zakończyła się bramką. Tydzień przed meczem z Górnikiem graliśmy ze Zniczem Pruszków. Tam też przebiegłem prawie całe boisko, podałem do Przemysława Pietruszki. Mógł mi odegrać i wyszedłbym sam na sam z bramkarzem, ale oddał strzał, potem Olgierd Moskalewicz dobił i ta bramka dała nam zwycięstwo – mówi ze śmiechem Hrymowicz.

A miało być tak pięknie
Po rozwiązaniu kontraktu z Zawiszą, za sprawą Michała Protasewicza (też byłego piłkarza Floty), trafił do występującego w lidze bułgarskiej Etyru Wielkie Tyrnowo. Miał kilka propozycji z Polski, ale chciał zmienić środowisko. W Bułgarii wszystko miało być poukładane, klub miał być profesjonalny, z zapleczem i finansami. W Etyrze Hrymowicz występował z trzema rodakami - Mateuszem Bąkiem, Sławomirem Cienciałą i Michałem Protasewiczem.

- Myślałem, że pojadę tam i się pokażę. Gdyby się nie udało, można by było wracać do kraju. Niektórzy trenerzy myślą, że nasza liga jest lepsza od bułgarskiej, ale tak nie jest, są one na podobnym poziomie. Dobrze zaczęliśmy sezon, ale klub zaczął się rozpadać, nie mieliśmy gdzie trenować. Było tak, że przez dwa tygodnie nie trenowaliśmy i musieliśmy grać mecz. Miałem już tego dość, cały czas przegrywaliśmy. Chcieliśmy rozwiązać kontrakty, wracać do Polski. Nie dość, że klub nie wypłacał pieniędzy, to jeszcze ucięto premie o 25 procent. Koledzy próbowali nas zatrzymać, abyśmy dokończyli sezon. Zrezygnowaliśmy kilka meczów przed końcem rundy. W czwórkę spakowaliśmy się i wyjechaliśmy. Każdy z nas, kto tam był, z perspektywy czasu żałuje wyjazdu do Bułgarii. To było stracone pół roku. Można powiedzieć, że po powrocie zakończyłem profesjonalne granie. Miałem niesmak do piłki, byłem w lekkim dołku – przyznaje.

Po nieudanym epizodzie za granicą miał oferty z dwóch klubów. Naciskała pierwszoligowa Chojniczanka Chojnice, ale obrońca wybrał Leśnika Manowo. Grę w III lidze łączył z pracą w wojsku. Chciał osiąść na dłużej w jednym miejscu. W Manowie występował przez 2,5 sezonu. Później wrócił do Szczecinka, aby występować w będącej już po fuzji Darzboru z Wielimiem, IV-ligowej drużynie MKP. Jesienią 2017 roku grał również w Czarnych Czarne, ale wrócił do Szczecinka. Ostatni mecz zagrał 20 kwietnia 2019 roku. Grywał także w oldbojach, ale jak sam przyznał, z piłką nie ma już nic wspólnego. Otrzymał ofertę trenowania młodzieży, ale jej nie przyjął. Odciął się od futbolu całkowicie. Obecnie pracuje w Niemczech.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński