Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Bober: Kluby upadały i się odradzały. Oby znalazł się pasjonat futsalu

Jakub Lisowski
Krzysztof Bober
Krzysztof Bober Archiwum Krzysztofa Bobera
Pogoń 04 Szczecin wycofuje się z rozgrywek I ligi futsalu, a klub zostaje postawiony w stan upadłości. Po 15 latach funkcjonowania i kilku sukcesach.

Na taką decyzję zanosiło się od kilku tygodni. Klub zabiegał, by zainteresować sobą miastem i sponsorów, ale bez powodzenia. Kasa jest pusta, długi rosną. Pogoń 04 przekładała kolejne spotkania ligowe, ale w końcu powiedziano „koniec”.

Nie można było zrobić rocznej przerwy?
Krzysztof Bober, prezes Pogoni 04 Szczecin: Decyzja zapadła. Komunikat z informacją o naszej likwidacji został wysłany do PZPN. Musimy teraz postawić klub w stan upadłości. W obecnej sytuacji taki jest kolejny krok. Od czerwca jesteśmy bez środków finansowych. Staraliśmy się o miejską dotację, złożyliśmy ofertę do konkursu dla ekstraklasowych klubów, ale zostaliśmy pominięci. Te środki były na drugie półrocze, nieoficjalnie słyszałem, że możemy liczyć na ok. 160 tys. zł. Po spadku sprawa była już nieaktualna. Zostaliśmy bez pieniędzy, a stałe opłaty – telefony, internet, biuro – narastają.

Co przesądziło o upadku?
To nie jest kwestia tylko związana ze spadkiem. Pierwszy poważny ubytek sponsorski to było odejście Netto. To było w okresie, gdy miasto dogadywało z firmą umowę na tytularnego sponsora Areny Szczecin. Gdy tam nastąpiło porozumienie, to na początku listopada dostałem informację z Netto, że z nami współpraca nie będzie kontynuowana. To był nasz największy sponsor, który dawał pokaźną kwotę do zaplanowanego wcześniej budżetu. To później się ciągnęło za nami. Szkoda, że miasto nie uwzględniło nas w pakiecie, gdy dogadywało się z Netto. To nie była aż tak znacząca kwota dla firmy, ale dla nas spora. Po kolejnym sezonie odeszli kolejni, więksi sponsorzy. Dało się to od razu odczuć. Brakowało pieniędzy na solidne transfery, lepszych trenerów, więc kadra zespołu była w granicach naszych możliwościach. Ostatni sezon to były jedne wielkie oszczędności. Na mecze wyjazdowe jeździliśmy busami, a ja prowadziłem jednego z nich. Tak było najtaniej. Nie wszędzie też można było dojechać pociągiem, np. na baraż w Lubawie.

W sezonie zasadniczym drużynie słabo szło, ale mogła uratować się w barażach. Nie było większej mobilizacji? Już wtedy można było mieć wątpliwości, czy przetrwacie po spadku.
Sportowo byliśmy słabsi. Rozmawiałem z zawodnikami i większość chciała zostać, zejść z ekstraklasowych kontraktów . Ale na I ligę też nie było funduszy. Staraliśmy się uratować klub. Ja, Maciek Karczyński [prezes honorowy] i Mirek Grycmacher [wiceprezes klubu] spotkaliśmy się z wiceprezydentem Krzysztofem Soską. Były zapewnienia, że miasto nas nie zostawi, ale po trzech tygodniach dostaliśmy informację z Wydziału Sportu, że możemy liczyć na 50 tys. na cały 2020 r. w styczniu. Na najbliższe miesiące nie było perspektyw, taka dotacja nie dawała też nadziei na powrót do elity. Koledzy z innych klubów awans robili za zdecydowanie większe pieniądze ze swoich gmin.

Zabiegi prezesa ZZPN Jana Bednarka i innych osób też nie przyniosły powodzenia?
Poprosiłem kilka osób o pomoc w poszukiwania sponsorów, ale nic to nie dało.

Pozostanie żal…
Na pewno. Teraz mocno mnie boli to, że nie mogłem się spotkać z prezydentem Piotrem Krzystkiem. Byliśmy w sekretariacie, prosiliśmy o spotkanie. Po tylu latach na rzecz promocji Szczecina to uważam, że prezydent powinien się z nami spotkać, a tak pozostał niesmak. Nie pomógł też nam Paweł Płuciennik, który przez jakiś czas współpracował z nami, by klub funkcjonował. Tyle, że zapał szybko się skończył, a teraz kreuje się na fachowca. Jego sugestie we wrześniowym wywiadzie dla jednego z futsalowych portali o naszych długach, nierozliczonych umowach to bzdury, niedopowiedzenia. Zbiegło się to z naszymi rozmowami ze sponsorem. Radziłbym, by Paweł zajął się rozliczaniem swojej przeszłości, a nie kreował się na uzdrowiciela szczecińskiego futsalu.

Największy sukces to wicemistrzostwo czy jednak dla Pana coś innego?
Wicemistrzem byliśmy dwukrotnie i to największy nasz sukces, ale przecież zdobyliśmy też mistrzostwo Polski wśród młodzieżowców, mieliśmy też dwa razy brąz. Porządkuję teraz klubowe dokumenty – część archiwizuję, część muszę wyrzucić. Przypomniałem sobie, jak dużo było powołań dla naszych zawodników przez te 15 lat z różnych kategorii wiekowych. Dodam, że jesienią mieliśmy skromnie świętować te 15 lat.

A czy to nie było tak, że funkcjonowaliście przez lata głównie dzięki dotacji miasta?
Wsparcie miasta zapewniło nam stabilizację, ale na pewno nie funkcjonowalibyśmy tylko za te pieniądze. Mieliśmy sporo sponsorów gotówkowych i wielu barterowych. Potrafiliśmy załatwić np. busy za darmo, a sami tankowaliśmy; w zaprzyjaźnionych restauracjach stołowali się nasi zawodnicy. Niektórzy się śmiali „Pogoń barterowa”, ale udawało się nam wiele spraw w ten sposób załatwić, a my to wszystko rozliczaliśmy.

Nie brakowało też opinii z klubu, że jesteście niedoceniani przy podziale miejskiej puli promocyjnej.
Wiedziałem, że dostaję najmniej, chciałoby się więcej, ale ja nie narzekałem. Te dysproporcje między klubami były duże, ale jakoś sobie radziliśmy.

Co teraz?
Już się z tym wszystkim pogodziłem. Nie mogliśmy w nieskończoność przekładać spotkań, bo już sześć kolejek za nami. Nie było planu przeciągnięcia do stycznia, bo nie dalibyśmy nadrobić jesiennych zaległości. Zostawiamy zobowiązania, które trzeba będzie regulować.

To koniec futsalu w Szczecinie?
Nie mam takich czarnych myśli. Odradzała się koszykówka w Szczecinie, odradzała się siatkówka, piłka ręczna, futsal też może. Kluby upadały, powstawały nowe. Oby znalazł się pasjonat, który to będzie chciał robić. Tyle, że natrafi na stare problemy – w mieście ciężko o sponsoring. Ktoś może zarzucić nam, że nie znaleźliśmy sponsorów, ale czy tylko my upadliśmy z takiego powodu? Jest kilka firm w mieście i regionie, które pomagają, ale nadal to za mało. Są różne pomysły – np. Klub 100, ale to też przerabialiśmy w Pogoni 04. Może brakuje klimatu dla sportu w mieście. U nas był za to dobry klimat dla kibiców. Potrafiliśmy zapełnić trybuny na Twardowskiego czy w Arenie. Teraz szkoda mi tego, tej atmosfery. Mamy zachowane takie filmiki z naszych spotkań, pokazałem je Prezydentowi Sosce i zapytałem, czy nie szkoda tych kibiców? Jak widziałem ten klimat, to miałem bodziec to działania. Długo mnie to cieszyło. Teraz wiem, że prowadzenie klubu futsalu to już zamknięty etap w moim życiu. Kocham sport, ale nie będę podejmował się reaktywacji. Mogę komuś doradzić, ale brać na siebie tego nie będę. Teraz widzę, jak dużo poświęcałem na to czasu. Przez ostatnie lata, gdy był mecz wyjazdowy to traciłem cały weekend. A gdy mecz w Szczecinie – przynajmniej jeden dzień. Wszystko kosztem rodziny, która jednak zawsze widziała, że ja to lubię i mi pomagała. Teraz mam czas dla synów – mają 7 i 13 lat i w końcu ojca bardziej zaangażowanego.
Rozmawiał Jakub Lisowski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński