Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzystkowic nie ma już na mapie. Niewiele osób zna także tragiczną historię związaną z dawnym Christianstadt

Dariusz Chajewski
Od 1941 r. pełną parą ruszyła produkcja materiałów wybuchowych. Testowano tutaj także nowe uzbrojenie
Od 1941 r. pełną parą ruszyła produkcja materiałów wybuchowych. Testowano tutaj także nowe uzbrojenie Fot. mariusz kapała
Krzystkowic nie ma już na mapie. Niewiele osób zna także tragiczną historię związaną z dawnym Christianstadt. Przypomnieć ją stara się grupa polskich i niemieckich studentów.

Ten las, leżący tuż za opłotkami Nowogrodu Bobrzańskiego, przypomina scenografię jakiegoś postapokaliptycznego filmu. I od lat stanowi mekkę wielbicieli militariów i nie do końca rozwikłanych historycznych tajemnic.

- To jeden z powodów, dla których postanowiliśmy przeprowadzić ten projekt - tłumaczy Barbara Krzeszewska-Zmyślony z Centrum Kultury i Języka Niemieckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego. - Dotychczas ten obiekt funkcjonował w kategoriach historycznej ciekawostki, my traktujemy go jako jeszcze jeden ślad martyrologii, dokumentujący okrucieństwo II wojny światowej.

Do budowy fabryki Niemcy ściągnęli robotników z Belgii, Francji, Czechosłowacji, Holandii, Jugosławii. Pracowali tu Żydzi, a samych Polaków było ok. 5 tys. Przez obóz przewinęło się 20 tys. robotników, choć różne źródła podają, że mogło być ich ponad 40 tys. Wielu z nich zginęło w eksplozjach, które często były efektem sabotażu. Co działo się z ciałami umierających tu tysiącami ludzi? Do dziś nie wiadomo. Prawdopodobnie ich groby wciąż czekają na odkrycie.

Szacuje się, że fabryka zaczęła działać w 1941 roku jako element koncernu IG Farben. W obrębie kompleksu znajdowała się również filia obozu koncentracyjnego Gross Rosen. To właśnie jego więźniowie stanowili znaczną część siły roboczej.

- Ogromne wrażenie zrobił na nas przede wszystkim ogrom tego obiektu - mówi biorąca udział w projekcie studentka Natalia Tomaszewska. - I wyobrażaliśmy sobie los więźniów, zwłaszcza więźniarek, wykonujących tutaj niewolniczą pracę.

Obecnie z dawnej fabryki amunicji zostały malownicze, budzące niekiedy grozę zabudowania, potężne silosy, ruiny hal produkcyjnych oraz tory kolejowe. Niektóre z urządzeń zostały zdemontowane i wywiezione krótko przed ofensywą armii radzieckiej. Pozostałe elementy wywieźli Rosjanie.

Wróćmy jednak do silosów. Niektórzy wierzą, że konstrukcje te były wyrzutniami rakiet V1 i V2. W rzeczywistości jednak służyły do przechowywania materiałów wybuchowych. Na zdjęciach dostrzeżecie również tzw. pochylnię, z której, wbrew innym sensacyjnym wieściom, niestety nie startowały odrzutowce. Maszyny te mogły się tam nie zmieścić. Bo konstrukcja ta była odpowiedzialna za... wciąganie wagonów z węglem do umieszczonej powyżej kotłowni. Inna zwracająca uwagę budowla to ozdobiony płaskorzeźbą budynek dowództwa - dyrekcji fabryki, która w tajnych niemieckich dokumentach nosiła kryptonim Wiąz.
Młodzi Niemcy i Polacy starali się uwiecznić swoje odkrycia na zdjęciach, które pokazano nawet w siedzibie berlińskiego parlamentu. W projekcie wzięło udział około 150 osób z Uniwersytetu Zielonogórskiego, Euroregionu Sprewa Nysa Bóbr oraz Uniwersytetu Technicznego w Cottbus.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Krzystkowic nie ma już na mapie. Niewiele osób zna także tragiczną historię związaną z dawnym Christianstadt - Plus Głos Szczeciński

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński