Pani Janina Veri została zatrzymana razem z koleżanką przez policję w znanym sklepie odzieżowym w centrum miasta. Któryś z pracowników wskazał, że dzień wcześniej obie kobiety ukradły dwa drogie płaszcze.
- Zostałam wyprowadzona przed sklep i poproszona do radiowozu. Jak pospolity złodziej. Jak ja się wtedy czułam! - opowiada Janina Veri. - Stał radiowóz, policjanci byli w mundurach. Natychmiast zbiegło się mnóstwo ludzi, żeby zobaczyć, co się dzieje. I podejrzewam, że każdy z nich od razu pomyślał, że skoro zabiera mnie policja, to coś ukradłam. To było poniżające. W Australii, jeśli ktoś kogoś podejrzewa o kradzież, to przychodzi policjant po cywilnemu i nie zwracając niczyjej uwagi prosi podejrzaną osobę na bok. A tu urządzono widowisko.
Zapowiada, że przez swoją firmę ubezpieczeniową będzie dochodzić wysokiego odszkodowania za straty moralne.
- Ta firma ma w Polsce swoje przedstawicielstwo, więc nie będzie żadnych problemów z powodu odległości Polski i Australii - mówi.
A tak to się zaczęło...
W ubiegłym tygodniu Janina Veri przyjechała na wczasy do Świnoujścia. Namówiła ją koleżanka z Oświęcimia, z którą nie widziała się już trzynaście lat.
- W czwartek chciałyśmy kupić naszym dzieciom jakieś prezenty. Poszłyśmy do tego sklepu. Spodobały mi się etui na wizytówki i skórzane rękawiczki. Niestety, ekspedientka miała tylko jedno etui, a ja chciałam cztery. Powiedziała, żebym przyszła następnego dnia - opowiada Janina Veri.
Przyszła razem z koleżanką. Zamówione dzień wcześniej etui już na nią czekały.
- Poprosiłam, żeby mi je zapakowano. Ale ekspedientka zaczęła się dziwnie zachowywać. Poszła na zaplecze. Potem wróciła, ale nie chciała nic pakować - opowiada dalej pani Janina.
Po chwili do sklepu wszedł umundurowany policjant. Mówi, że było to dla niej zaskakujące, bo w Australii rzadko widzi się, aby policjanci na służbie w mundurach wchodzili do sklepów.
- Powiedziałam do koleżanki, że chyba mu zrobię zdjęcie. Nawet nie przypuszczałam, że on mógł przyjść po mnie - mówi. - Po chwili wszedł drugi policjant. Podszedł do mojej koleżanki i powiedział, że dzień wcześniej skradziono tutaj dwa płaszcze, a ekspedientki jako sprawcę wskazały właśnie ją. Mnie najpierw zapytali kim jestem. Jak odpowiedziałam, że jesteśmy razem, to mnie też kazali wyjść ze sklepu, a potem wsiąść do radiowozu.
Radiowóz zawiózł je na komisariat. Tam spisano ich zeznania.
- Byłam zszokowana całą sytuacją. Poprosiłam o wodę. Najpierw mi odmówiono, potem przyniesiono trochę ciepłej wody w filiżance, ale jak poprosiłam o więcej, to już wody nie mieli - opowiada Janina Veri.
Po złożeniu zeznań policjanci przeszukali pokój, w którym mieszkały w sanatorium. Nic nie znaleźli.
- Patrząc, jak przewracają materace usiadłam i ze łzami w oczach powiedziałam do jednego z nich, że teraz rozumiem opowieści moich rodziców o tym, co podczas wojny robiło gestapo - dodaje.
W najlepszym porządku
- No tak, usłyszeliśmy epitet o gestapo - przyznaje nadkom. Zbigniew Skrok, naczelnik wydziału kryminalnego, który m.in. przeszukiwał pokój obu kobiet. - Niczego nie znaleźliśmy, sprawa się wyjaśniła i spisaliśmy odpowiedni protokół.
Według niego, wszystko odbyło się zgodnie z prawem.
- Specjalnie pojechaliśmy na przesłuchanie po cywilnemu, żeby nie robić niepotrzebnego zamieszania - dodaje.
Janina Veri twierdzi, że to ona zażyczyła sobie, żeby policjanci byli bez mundurów.
- Nigdy nie jeździmy na rewizje w mundurach - zapewnia nadkom. Dorota Zawłocka, oficer prasowy komendanta miejskiego policji.
Policjanci podkreślają, że fałszywe posądzenie kogoś o kradzież, grozi odpowiedzialnością karną. Jednak, czy osoba, która posądziła kobiety o kradzież, odpowie za fałszywe oskarżenia, będzie zależało już od prokuratury.
- Rozumiem oburzenie tych pań, ale policjanci wykonywali swoją pracę - mówi nadkom. Dorota Zawłocka, oficer prasowy komendanta miejskiego policji. - Jeśli dostajemy wezwanie, że w sklepie - według ekspedientki - jest złodziej, to musimy być tam natychmiast, żeby nie zdążył uciec. Nie wiemy przecież, czy osoba, która jest w sklepie, jest niewinna. Zakładamy, że jak jest wezwanie, to ekspedientka złapała złodzieja.
Dlatego, według nadkom. Zawłockiej, na miejsce takich zdarzeń przyjeżdżają policjanci w mundurach z najbliższego patrolu.
- Inne rozwiązanie jest niemożliwe. Nie może jechać policjant w cywilu - mówi i dodaje. - Później jedziemy na komendę, żeby sprawę jak najszybciej wyjaśnić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?