Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaczęło się od kolacji

RENATA OCHWAT
Nienagannie ubrani starsi ludzie zjeżdżają się z całego miasta. Przez kilka godzin przy kawiarnianym stoliku zapominają o nudzie i samotności. Dwa razy w tygodniu na betonowych płytkach w kawiarni Letnia kilkadziesiąt par bawi się jak za dawnych dobrych czasów, kiedy dancingów było znacznie więcej.

Dźwięki skrzypiec i elektrycznych klawiszy słychać aż przy katedrze. Skrzypek Lech Serpina z Edwardem Ostałowskim grają wielki przebój Leonarda Cohena ,,Dance me’’. Betonowy ,,parkiet’’ zapełnia się parami. Starsi ludzie, dzieci, nieliczni w tym towarzystwie młodzi nie przeszkadzają sobie. Bawią się tak, jak tylko potrafią. Szczęśliwi i na chwilę wyzwoleni od codziennych trosk.

Zaczęło się od kolacji

Nic nie zapowiadało, że w Letniej powstanie taki dancing. - To było 10 lat temu. Interes nie szedł, nie miałam pozwolenia na alkohol, rzadko kto tu zaglądał. Zdecydowałam, że zamykam. Pewnego wieczoru usiedliśmy z najbliższymi znajomymi. Zrobiłam pożegnalną kolację. Ktoś kupił wódeczkę - wspomina właścicielka kawiarni Aniela Widera, zwana panią Anią. Na kolacji był dyrektor Szkoły Muzycznej I stopnia L. Serpina. Nagle wyjął skrzypce i zaczął grać. - Ludzie zatrzymywali się, wchodzili, siadali przy stolikach. Nie chcieli wyjść. Pomyśleliśmy, że może to sposób na lokal - opowiada A. Widera. I tak urodził się jedyny w swoim rodzaju miejski dancing, porównywalny tylko do tych z przedwojennych restauracji. - W żadnym znanym mi mieście podobnej wielkości nie ma takiej knajpki, gdzie starsi ludzie mogą czuć się jak u siebie - mówi aktor gorzowskiego Teatru im. J. Osterwy Krzysztof Tuchalski, który też regularnie zagląda do Letniej.

Wyleczyła się

Muzycy grają "Alibabę" Andrzeja Zauchy. Do tańca rusza uśmiechnięty Mirosław Kędziora z żoną Ireną. - Przychodzimy tu od sześciu lat. Lubimy zabawę. W naszym wieku trochę radości od życia się należy. A tu jest dobra muzyka i znakomita atmosfera - mówi emerytowany maszynista. Państwo Kędziorowie do Letniej przyjeżdżają przynajmniej raz w tygodniu z ul. Poniatowskiego.
Obok siedzi Teresa Serocka. Elegancko uczesana kobieta nie wygląda na swoje 73 lata. - Ja się tu z osteoporozy wyleczyłam - opowiada. - Wezmę herbatkę, czasem alkohol. Potańczę i już inaczej się czuję - mówi. Na dancingi na świeżym powietrzu przyjeżdża z al. Konstytucji 3 Maja od ośmiu lat. - To mój drugi dom. Ile można siedzieć i gapić się w telewizor albo przez okno wyglądać? - pyta retorycznie.

Lek na samotność

Muzyka przyciągnęła do Letniej kilka lat temu Michała Holendra. - Kiedy owdowiałem, znajomy powiedział, że tu przychodzą ludzie w moim wieku. A czasami to się i jakaś samotna pani trafi. Przyszedłem i zostałem - wspomina były pracownik Stilonu. Ubrany w elegancki stalowy garnitur starszy pan spędza w Letniej wszystkie weekendowe wieczory. Pije piwo, tańczy, potem wraca do mieszkania przy ul. Asnyka i czeka na następny weekend.
Klimat i bezpieczna zabawa od lat ściągają do centrum Zuzannę Kucę. Była pracownica drukarni mieszka przy ul. Gwiaździstej i nie wyobraża sobie weekendu bez tańców w Letniej. Dla niej ważne są: muzyka, klimat i niskie ceny.

Bez awantur

Bywalcy mówią, że czują się tu bezpiecznie. Szefowa Letniej ani na moment nie spuszcza oka z gości. Zna ich, potrafi przewidzieć, jak kto się zachowa. - Gdy coś się zaczyna, każę wyjść. W ekstremalnych przypadkach zabraniam powrotu - ujawnia receptę na bezpieczeństwo. Zbliża się 22.00. L. Serpina zaczyna szlagier "Upływa szybko życie". Z ostatnimi taktami muzyki goście wychodzą z kawiarni. Personel zaczyna sprzątać. Miłośnicy dancingów żegnają się na przystanku słowami: - Do następnej soboty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska