Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kochają swój kraj, ale nie chcą umierać

Maciej Pieczyński
Daria Horobeć z Doniecka fotografuje się dumnie ze wstążką gieorigijewską uważaną dziś za symbol donieckiego separatyzmu.
Daria Horobeć z Doniecka fotografuje się dumnie ze wstążką gieorigijewską uważaną dziś za symbol donieckiego separatyzmu. Archiwum
Niezależnie od tego, czy kibicują "euromajdanowi" czy "separatystom", czują się patriotami swojego kraju. Młodzi Ukraińcy mieszkający w Polsce mocno przeżywają wojnę domową nad Dnieprem.

Raikhil mieszka i uczy się w Szczecinie. Pochodzi z Odessy. Miasta, w którym 2 maja doszło do jednego z najtragiczniejszych wydarzeń od samego początku kryzysu na Ukrainie. W efekcie starć z grupą kibiców piłkarskich o prorządowym, patriotycznym nastawieniu, ponad trzydziestu prorosyjskich separatystów, oblężonych w opuszczonym budynku, spłonęło żywcem.

- Tego dnia rozmawiałem przez telefon z moim przyjacielem, kibicem Czornomorca (w starciach uczestniczyli pseudokibice klubów piłkarskich Metalist Charków i Czornomoreć Odessa - red.) - mówi Imant. - Zapewniał, że do tragedii nie doszło z winy jego kolegów. Wierzę mu, sam mieszkając jeszcze w Odessie chodziłem na wszystkie mecze Czornomorca i znam to towarzystwo. 2 maja to był pokojowy marsz zaprzyjaźnionych kibiców Czornomorca i Metalista przed meczem obu drużyn. Skąd na pokojowym marszu wzięłyby się koktajle Mołotowa?! Mój przyjaciel zapewnia, że uzbrojeni w nie byli właśnie separatyści. A budynek związków zawodowych, w którym kibice oblegali separatystów, zajął się właśnie od tego, że ci ostatni nieumiejętnie rzucali koktajlami Mołotowa z okien w oblegających. Najwyraźniej nie mieli doświadczenia w używaniu takiej broni.

Nie chcesz do Rosji?! Jesteś żydobanderowcem!
Imant przyznaje, że ukraińscy pseudokibice do niedawna mieli nastawienie prorosyjskie. - W Odessie organizowaliśmy marsze poświęcone jedności Słowian, przyjaźni z Rosją - mówi. - Ale ta przyjaźń skończyła się, kiedy rosyjski żołnierz wszedł swoim podkutym butem na ukraińską ziemię. I chociaż dalej w Odessie mało kto mówi po ukraińsku, to nawet ci rosyjskojęzyczni wcale nie chcą do Rosji.

- Skąd w takim razie demonstracje separatystów? - pytamy. - Wśród tych, którzy spłonęli 2 maja, praktycznie nie było mieszkańców Odessy, to byli najemnicy z Naddniestrza, Donbasu, Rosji - mówi Imant. - Kolega, który maszerował tego dnia wraz z kibicami, opowiadał mi, jak przed marszem podszedł do niego jeden z separatystów. "Chcesz zarobić 200 hrywien?" zapytał. "W jaki sposób?" zaciekawił się mój kolega. "Wystarczy że będziesz krzyczał z nami, że chcesz do Rosji". Tę odpowiedź wyśmiał mój kolega. Wściekły separatysta nazwał go "żydobanderowcem".

Mimo, że w tym akurat przypadku antysemityzm płynie z ust prorosyjskiego aktywisty, Imant przyznaje, że ciągoty neonazistowskie to problem większości grup kibicowskich na Ukrainie. - To przyszło do nas z Rosji - mówi. - Tak jak na rosyjskich stadionach, tak i u nas, zarówno w Doniecku jak i we Lwowie, słychać okrzyki "ziga" (rosyjskojęzyczny odpowiednik "sieg heil" - red.).

Imant zaprzecza, jakoby w Odessie powszechne były nastroje prorosyjskie. - Jeśli ktoś u nas popiera separatyzm albo chce iść pod władzę Kremla, to są to albo ludzie niewykształceni, podatni na pranie mózgu przez kremlowską propagandę, albo ludzie starsi, wspominający z nostalgią Związek Radziecki. Choć moja babcia urodziła się w ZSRR i wcale dobrze nie wspomina rosyjskiej ziemi. Zawsze mówi, że tam, poza Moskwą i Petersburgiem, bieda i bezrobocie, i brak perspektyw. Na Ukrainie może też nie jest świetnie, ale to się zmieni kiedy wejdziemy do Unii Europejskiej. Co prawda w Polsce mnie ostrzegają przed UE, ale to zawsze jest inny, lepszy świat!

Imant Raikhil w Odessie skończył szkołę wojskową. Mimo patriotycznego nastawienia, na pytanie, czemu nie jedzie na Ukrainę walczyć, odpowiada niepewnie: - Ukraińska armia nie ma szans z Rosją. Jest bardzo słaba.

Czuję się Ukrainką, ale popieram separatystów
Daria Horobeć studiuje w Siedlcach, ale pochodzi z Doniecka, a więc z serca wschodnioukraińskiego separatyzmu. Na konferencjach naukowych swoim nowopoznanym przyjaciołom z Polski na pamiątkę ofiarowywała zazwyczaj wstążeczki w barwach narodowych Ukrainy. Jednak teraz na Facebooku umieszcza zdjęcia, na których z dumą pokazuje się z gieorgijewską wstążką, w ostatnich miesiącach przedstawianą jako symbol separatystów. Gieorgijewska wstążka to nawiązanie do medalu św. Gieorgija, odznaczenia ustanowionego jeszcze przez carycę Katarzynę II, a przyznawanego także w ZSRR za zasługi w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Daria zdjęcie z tym symbolem zrobiła sobie 9 maja, z okazji Dnia Zwycięstwa, aby przesłać je mamie i pokazać, że nawet w Polsce jej córka pamięta o tym święcie. Święcie zresztą, które dzieli Ukraińców - lwowianom przypomina o czasach sowieckiej okupacji, mieszkańcom Donbasu - o triumfie nad faszyzmem. - Czuję się Ukrainką, znam język ukraiński, ale popieram Doniecką Republikę Ludową - mówi zdecydowanie Daria Horobeć. - Wschód Ukrainy zawsze był potęgą gospodarczą w porównaniu z resztą kraju. To my utrzymywaliśmy Kijów a nie odwrotnie!

- Urodziłam się w mieście, gdzie powietrze nasączone jest ciężką pracą. Na własne oczy widziałam, w jaki sposób zarabia na życie mój dziadek górnik. Już we wczesnym dzieciństwie, patrząc na babcię, odprowadzającą swojego męża do pracy jakby to miało być ich ostatnie pożegnanie, zrozumiałam, co to znaczy być żoną górnikawspomina Daria. - Mieszkańcom Donbasu dobrze się żyło. Nie brakowało pieniędzy. Aż tu nagle EuromajdanTo nie była "pokojowa demonstracja" w obronie wolności, a bunt przeciw władzy. Oni zniszczyli Kijów, zniszczyli gospodarkę kraju! A teraz mają czelność ściągać od bogatszych mieszkańców Donbasu podatki na jego odbudowę?! My, donieccy, długo staliśmy z boku i milczeliśmy, ale zabieranie procentu od wypłat górników na odbudowę Kijowa to już dla nas obraza. Podczas gdy zachód Ukrainy "walczył o wolność", kto pracował?! Wschód! Mamy tego dość! Dlatego właśnie Donieck chce być niepodległy.
Daria przyznaje, że jej polscy znajomi nie podzielają jej punktu widzenia. - Podczas imprezy w jednym z siedleckich klubów podeszło do mnie dwóch młodych Polaków - opowiada. - Kiedy powiedziałam im że jestem z Doniecka, zapytali: "czyli jesteś prorosyjską separatystką?!" na co ja z uśmiechem odparłam: "jeśli tak nazywacie Ukraińców którzy walczą o niepodległość, to tak". Odpowiedzieli że jeśli Polska będzie walczyć z Rosją, to oni własnymi rękami najchętniej pozabijają wszystkich donieckich mieszkających w Polsce. Życz mi tylko aby mój mąż wrócił z wojny.

Larisa Bolkunevich działa w młodzieżowym stowarzyszeniu Polites. Mieszka w Szczecinie. Pochodzi z miejscowości Sarny koło Równego na Wołyniu. O wojnie na Ukrainie mówi bardzo niechętnie. - Byłam niedawno na krótko w Sarnach, a poza tym mam raczej telefoniczny i internetowy kontakt z bliskimi. I mnie samej, choć nie jestem cały czas na miejscu, ciężko o tym wszystkim opowiadać - mówi zdenerwowana. - Jak mogę coś powiedzieć o nastrojach moich bliskich, pod których oknami jeżdżą wozy bojowe?! Jak mam opowiadać o moich kolegach, którzy idą do wojska i nie wiadomo czy wrócą żywi?!

- Nie lubię rozmawiać o tym z Polakami - przyznaje Larisa. - Często zadają niedyskretne pytania: "ilu zginęło?" "czemu nie walczycie?" "jak tam jest?". A tego nie da się wyrazić słowami. Stres, szok, złość. To czuję. Ale mówić o tym ciężko. Tutaj, w Polsce, z dala od wojny trudno zrozumieć jak to jest, kiedy dzwonię na Ukrainę do przyjaciółki złożyć jej życzenia urodzinowe, a ona odpowiada sucho: "życz mi tylko, aby mój mąż wrócił z wojny żywy".

Larisa, choć sama pochodzi z zachodniej części Ukrainy, ma też wielu przyjaciół na wschodzie i południu kraju a także w Rosji. - Nawet jeśli się z nimi nie zgadzam, to nie będę ich usuwać ze znajomych na Facebooku - mówi. - Staramy się nie rozmawiać o tej całej sytuacji. Wojna na Ukrainie jest tragedią całego narodu. Nie chcę tego rozpatrywać w kategorii konfliktu wschód kontra zachód. Przecież nawet ci "separatyści" którzy spłonęli w Odessie, to byli obywatele Ukrainy, którzy walczyli o swoją sprawę, i za swoje poglądy zginęli. Im też należy się szacunek. Tak po ludzku.

Mogę oddać cześć ich pamięci, mimo że mój przyjaciel zginął w Kijowie podczas rewolucji Euromajdanu w starciach z milicją i Berkutem. To są skomplikowane sprawy. Jeśli ktoś mi mówi "idź i walcz za swój kraj!" to znaczy że kompletnie nie rozumie sytuacji.

Larisa nie do końca pozytywnie ocenia następstwa rewolucji. - Wielu moich znajomych straciła pracę w państwowych instytucjach po zmianie władzy - mówi. I przyznaje: - Kocham mój kraj. Jaki by nie był. I nie wyobrażam sobie wyprowadzki stąd na stałe. Podkreślam: nie chcę ani do Europy ani do Rosji. Chcę, by Ukraina była Ukrainą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński