Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobieta marynarz? A czemu nie...

Rozmawiała Krystyna Pohl
Rozmowa z Karoliną Staszewską, asystentką w instytucie nawigacji morskiej Akademii Morskiej w Szczecinie.

- Co zadecydowało, że z Gniezna wyruszyła pani na morze?

- Zawsze ciągnęło mnie do przygody, chęci sprawdzenia się, zdobycia zawodu nietypowego dla kobiety. Być może to wpływ książek podróżniczych i przygodowych. Zdecydowałam się na studia w Wyższej Szkole Morskiej dzisiejszej Akademii Morskiej. Skończyłam inżynierię ruchu morskiego i transport morski.

- Na statkach też pani pływała?

- W trakcie studiów miałam praktyki na promach, statkach handlowych i szkolnym "Nawigatorze XXI". Przez trzy miesiące jako kadet pokładowy pracowałam na niemieckim kontenerowcu. Marynarz to ciężki zawód dla kobiety, ale skoro powiedziałam a, to muszę być konsekwentna. Mam za sobą ponad rok rejsów i teraz czeka mnie egzamin, po którym otrzymam dyplom oficera pokładowego.

- Sześć miesięcy spędziła też pani na niemieckim chłodniowcu. Polskie statki pani omijała?

- To one mnie omijały, a właściwie polscy armatorzy. Gdy się do nich zgłaszałam, dziwili się, że kobieta i od razu mówili, że kobiecie dziękują. Statki obcych armatorów wyszukiwałam sama.

- Załogi panią akceptowały?

- Początkowo były niechętne i nieufne. Na chłodniowcu byli Polacy i mieszkańcy Kiribati. Dla nich moja obecność na statku była szokiem. Nie mogli się nadziwić, że kobieta pracuje na statku. Polacy też spoglądali z niedowierzaniem czy dam sobie radę, może dlatego że jestem drobna, nieduża. Szybko przekonali się, że potrafię tak jak oni ciężko i dobrze pracować.

- Jednak zamiast statków wybrała pani ląd i została pracownikiem dydaktyczno-naukowym.

- Praca na uczelni też jest fascynująca. Mogę uczyć i co jakiś czas pływać na statku.

DWÓJE STAWIAM NIECHĘTNIE

(fot. Tomasz Łój )

Rozmowa z Dorotą Łozowicką, adiunktem wydziału nawigacyjnego AM.

- Wykłada pani budowę i stateczność statków. Koledzy cenią panią za profesjonalizm, a studenci trochę się boją, mimo że wygląda pani jak ich koleżanka.

- Rzecz nie w wyglądzie, a w wymaganiach i sposobie przekazywania wiedzy. Staram się tak przedstawić temat, aby zrozumieli. Wymagam myślenia, systematyczności, przykładania się do nauki, ale dwóje stawiam niechętnie.

- Tematyka raczej nietypowa dla kobiety. Co zadecydowało o jej wyborze, rodzinne tradycje?

- Zawsze fascynowały mnie przedmioty ścisłe i dlatego wybrałam Politechnikę Szczecińską i wydział techniki morskiej. Pochodzę ze Szczecina i chciałam mieć morski zawód. W rodzinie nie ma morskich tradycji, są naukowe.

- Została pani budowniczym statków...

- Przez 14 miesięcy pracowałam w już nie istniejącej Stoczni Parnica. Szkoda, że tak krótko trwała moja stoczniowa przygoda. Nadzorowałam remonty różnego rodzaju statków. To było bardzo ciekawe doświadczenie nie tylko zawodowe. Pamiętam zdziwienie panów stoczniowców. Na początku niejeden chciał zapytać: "Co ta blondynka tutaj robi, co ona potrafi?" Ale wkrótce okazywało się, że mam wiedzę nie gorszą od nich i zupełnie dobrze sobie radzę. Gdyby stocznia nie padła, to kto wie, być może nadal bym tam pracowała.

- Studia doktoranckie okazały się ciekawsze?

- Dawały szansę pozostania w zawodzie. Parę lat temu przemysł okrętowy przeżywał kryzys i nie było łatwo o pracę. Po obronie doktoratu otrzymałam propozycję pracy w Akademii Morskiej. Przyjęłam z radością. Mam kontakt z młodymi ludźmi, tematyką morską. Przygotowuję się do habilitacji. Chciałabym kontynuować tematykę związaną z bezpieczeństwem na morzu.

- O pływaniu na statkach też pani myśli?

- Oj, nie. Jeśli już to tylko na żaglówce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński