Do tragicznego wypadku doszło wieczorem. 25-letni mężczyzna przechodził kładką nad torami. Załamała się pod nim deska. Nogi dotknęły linii trakcji. W kablach płynął prąd o napięciu 3 tysięcy wolt. Mężczyzna stanął w płomieniach. Doszło do śmiertelnego porażenia prądem. Wypadek zdarzył się dwa tygodnie temu w Dąbrowie Górniczej.
Taka sama kładka z podobnymi uszkodzeniami jest w Szczecinie. Stoi nad torami w ciągu ulicy Białogórskiej. Ulica, to może zbyt duże słowo, ale jest to bardzo ruchliwy ciąg pieszy dla działkowiczów i osób, które skracają sobie drogę.
- Cała masa ludzi przechodzi tędy - mówi Ryszard Fudala, który ma działkę w pobliżu. - Chodzą rano, w południe, wieczorem i często po zmierzchu. Niech się ktoś zagapi i nieszczęście gotowe.
Pytamy działkowiczów, czy wiedzą o brakujących deskach w kładce. Potakują.
- Panie, tych desek brakuje już od ponad miesiąca, jeśli nie dłużej - tłumaczy pan Łukasz. - Reszta desek jest w tak podłym stanie, że tylko patrzeć, jak pękną pod kimś.
Inny pokazuje nam zdjęcia zrobione aparatem komórkowym, które ponoć pokazywał w straży miejskiej i na policji.
- Powiedzieli, że kładka nad torami, to nie ich sprawa i żeby zgłosić to do PKP - mówi rozgoryczony.
Kontaktujemy się z Zakładem Linii Kolejowych.
- Ta kładka do nas nie należy - jednoznacznie twierdzi dyr. Włodzimierz Wiatr. - To miejska kładka.
Inny działkowicz pokazuje nam pod kładką usypany grób z krzyżem. Może ktoś tu zginął. Nikt nie wie.
- Trup ciągnie innych do siebie, to i ten kogoś ściągnie pod ziemię - wyrokuje. - Zobaczysz pan, że dopiero jak dojdzie do nieszczęścia, będą szukać winnych.
- Dwa dni czekaliśmy na odpowiedź z PKP, czy to ich kładka - mówi Joanna Wojtach, rzecznik straży miejskiej. - Gdy dowiedzieliśmy się, że kładka jest miasta, od razu zaalarmowaliśmy Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego. Mam nadzieję, że reakcja będzie natychmiastowa.
Czytaj e-wydanie »