King znowu dobrze wszedł w mecz, szybko zbudował przewagę i ograniczył gości tylko do 11 punktów w pierwszej kwarcie. Nieźle grał w tej części Maciej Lampe. Legia szybko obrała właściwy kurs. Właściwie w kilka minut nie tylko zniwelowała stratę kilkunastu punktów, ale nawet wyszła na prowadzenie. To była fatalna kwarta Wilków, które rzuciły zaledwie 8 oczek.
Trener Jesus Ramirez tym razem poza rotacją pozostawiał Pawła Kikowskiego, Zacha Thomasa czy Wojciecha Czerlonkę (nie zagrali nawet sekundy). Do pewnego czasu to się sprawdzało. Wiatr w żagle znowu złapał Lampe, nieźle grał Tookie Brown, a wynik zespołowi trzymał Michael Fakuade.
Wydawało się w czwartej kwarcie, w której oba zespoły cały czas były blisko siebie, że King ma odpowiedni rytm. W tej części wpadło kilka trójek (dwie z rzędu rzucił Mateusz Zębski), jednak to Legia wyglądała lepiej. Przede wszystkim grała spokojnie, co w ostatnich minutach wyszło jej na dobre. W najważniejszych fragmentach spotkania na ławce Kinga siedział Lampe czy Rodney Purvis, a więc dwóch graczy z przeszłością w NBA. Końcówka Wilkom nie wyszła. Straty, nerwowość, faule - Legia to wykorzystała i sprawiła Kingowi zimny prysznic. Zespół ze Szczecina po kilku transferach szybko został nazwany jednym z faworytów do zdobycia medalu, jednak hiszpański szkoleniowiec nie ułożył odpowiednio wszystkich klocków, a na pewno dostał jeden z droższych zestawów w lidze.
King Szczecin - Legia Warszawa 72:79 (25:11, 9:25, 17:15, 21:28)
King: Brown 15, Fakuade 13, Lampe 13, Zębski 11, Schenk 8, Wilczek 6, Purvis 2, Melvin 2, Bartosz 2.
Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?