- Kobieta miała zawał - relacjonuje pani Alicja, mieszkanka ulicy Pogodnej w Stargardzie. - Wezwano
pogotowie, ale karetka nie mogła dojechać. Nie było komu podnieść szlabanu. Kierownik pogotowia jest zbulwersowany sytuacją.
- To zdarza się nam nie pierwszy raz - mówi Stefan Stojanowski, kierownik pogotowia w Stargardzie. -
Wspólnoty grodzą się, montują słupki, szlabany albo stawiają betonowe kosze. A potem jest problem, żeby dojechać do chorego. Czasem o jego życiu decydują minuty!
Karetka jechała do budynku przy ul. Pogodnej 3, 5, 7, 9, 11 na sygnale, bo było zagrożenie życia pacjentki. Gdy ekipie ratunkowej w końcu ktoś otworzył pilotem szlaban i dotarła do bloku, pacjentki
już nie było. Ktoś wezwał taksówkę, którą zawiezioną ja do szpitala.
- Chcemy wracać, a tu znowu problem - opowiada Stefan Stojanowski. - Nie możemy wyjechać, bo ktoś opuścił szlaban. Kierowca musiał chodzić i szukać lokatora, który ma pilota. Znalazł go w pobliskim sklepie. To są rzeczy nie do pomyślenia.
Decyzję o zamontowaniu szlabanu podjęła wspólnota mieszkaniowa nr 54. Zagłosowała większość jej członków. - To niepoważna decyzja - komentuje jedna z lokatorek bloku. - Nie dajmy się zwariować. Przecież przez coś takiego dojdzie kiedyś do tragedii.
- Skandal - komentuje krótko jeden z jej sąsiadów. Wspólnota zamontowała szlaban, bo stargardzianie z
okolicznych bloków parkowali samochody na jej podwórku.
- Trzeba było robić zdjęcia jak nasze podwórze było zawalone autami, gdy nie było szlabanu - wykrzykiwał
wczoraj do reportera "Głosu" jeden z członków tej wspólnoty. - Wtedy był problem. - Takie grodzenie się może doprowadzić do tragedii - komentuje kierownik pogotowia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?