Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Już na nią nie czekamy

Anna Miszczyk, Mariusz Parkitny, 4 marca 2005 r.
- Pomóżcie odnaleźć jej ciało - apelują zdruzgotani rodzice Anny.

Prawie cztery lata trwały poszukiwania zaginionej Anny Figiel. 20-letnia myśliborzanka została prawdopodobnie uduszona. Jej ciało
wrzucono zaś do Jeziora Myśliborskiego. O popełnienie tych czynów oskarżono chłopaka dziewczyny i jego kolegę.
Przed Sądem Okręgowym w Szczecinie stanęli właśnie 26-letni chłopak Anny, Daniel R., ps. Bezo (narodowości romskiej) oraz 30-letni Krzysztof I., ps. Kura (obaj mieszkają w Myśliborzu). Prokuratura oskarża ich o to, że 13 marca 2001 r. wspólnie zamordowali 19-letnią Annę Figiel. Dziewczyna miała być uduszona apaszką w jednym z mieszkań przy Rynku. Zwłoki Anny zapakowano do szafki kuchennej. Krzysztof I. miał następnie przewieźć mebel wózkiem nad Jezioro Myśliborskie, a ciało ofiary ukryć w trzcinach.

W akcie oskarżenia czytamy, że mężczyźni przywiązali do zwłok talerze do sztang oraz worek z gruzem. Gdy było już ciemno, obciążone w ten sposób ciało wyrzucono do Jeziora Myśliborskiego, w okolicach Dąbrowy i Kruszwina. Prokuratura ustaliła, że oskarżeni zaplanowali zbrodnię w najdrobniejszych szczegółach. Wcześniej zaopatrzyli się w sklepie w gumowe rękawiczki i taśmę, jaką oklejono zwłoki oraz szafkę, w której je później przewożono. Krzysztof I. miał przynieść do mieszkania magnetofon i puszczać głośno muzykę, by zagłuszyć krzyki ofiary.

Oskarżonym zarzuca się też, że ograbili Annę Figiel z biżuterii i pieniędzy. Według prokuratury, za udział w zbrodni Daniel R. obiecał koledze pieniądze.

- Nawet jeśli są wątpliwości co do przebiegu tej zbrodni, to pewne jest, że ta dziewczyna została zamordowana - mówi Mieczysław Partyński, myśliborski prokurator rejonowy.

Chciała z nim zerwać

O zaginięciu Anny powiadomił policję jej ojciec. Dziewczyna nie wróciła po pracy do domu. Mieszkała razem z rodzicami. Tuż przed zniknięciem powiedziała koleżance z pracy, że zamierza zerwać ze swoim chłopakiem. Nie chciała krzywdzić dalej rodziców, którzy byli przeciwni tej znajomości.

- Nawet, jakby się nam ten człowiek nie podobał, to i tak Anna postawiłaby na swoim. Nie wybierałam swoim córkom nigdy chłopaków - mówi dziś zapłakana matka Anny.

Z trzech córek zostały jej dziś tylko dwie. Wie, że Anna już nie wróci. Mimo to, pierze jej ubrania i układa w szafce. Karmi akwariowe rybki.
Nie interesował się swoją dziewczyną?

Przez długi czas poszukiwania dwudziestolatki nie dawały żadnego rezultatu. Zdaniem rodziców, już na początku policja mogła sprawdzić chłopaka Anny.

- Myślałem, że może gdzieś ją przetrzymuje. Zaraz po jej zniknięciu, unikał nas - mówi ojciec zamordowanej.- O nic też nas nie pytał. Przecież jak chłopakowi znika nagle dziewczyna, to się interesuje, co się z nią mogło stać. A on zachowywał się, jakby już wszystko wiedział. Może Anna zginęła dlatego, bo o czymś wiedziała?- dodaje.

Na pewno by się odezwała

Anny poszukiwano przez Interpol. Sugerowano, że ktoś mógł ją porwać i wywieźć z kraju.

- Teraz wiem, że to były celowe zabiegi, by nas zmylić- mówi ojciec Anny.

- Gdyby sama wyjechała, na pewno by się odezwała. Nawet jak gdzieś wychodziła, zostawiała w domu kartkę z informacją, gdzie będzie, o której wróci - dodaje jej matka.

Rodzina dwudziestolatki zwracała się do jasnowidzów. Wszyscy twierdzili, że Anna nie żyje. Wskazywano różne miejsca zbrodni. Po jednym z programów emitowanych w telewizji z rodzicami Anny skontaktowała się znana jasnowidzka. Kobieta powiedziała, że Annę zamordowano w jakimś mieszkaniu i zrobił to jakiś ciemny chłopak.

Pokazał portfel

Sprawa ruszyła z miejsca dopiero 8 grudnia 2003 r. Do mieszkania rodziców Anny zadzwonił nieznany mężczyzna. Powiedział, że ma informacje o ich córce. Po raz kolejny zadzwonił trzy tygodnie później. Zażądał 10 tys. zł za wiadomość o Annie i kolejną taką kwotę, jeśli dziewczyna się odnajdzie. 5 stycznia 2004 r., telefon zadzwonił ponownie i ojciec zaginionej umówił się z nieznajomym na spotkanie. Wkrótce, na przystanku autobusowym przy os. Słowiańskim usłyszał od nieznanego mu wówczas Krzysztofa I., że dziewczyna nie żyje. Na dowód tego Kura wyjął z żywopłotu jej portfel... Tego dnia rodzice Anny stracili wszelką nadzieję.

- Nie wierzy się w śmierć, póki nie ma żadnych dowodów - mówi ojciec Anny. - Ale jak ktoś pokazuje portfel córki?

Nie mogą jej pochować

- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie ma ciała - mówią rodzice Anny.

Na nic się zdały poszukiwania. Rodzice Anny z własnych pieniędzy opłacili akcję jednej ekipie nurków. Niestety trudno znaleźć ciało, gdy znajduje się ono 17 metrów pod wodą, a od jego zatopienia minęły prawie 4 lata. Rodzice Anny cierpią z tego powodu.

- Nie mamy nawet gdzie zapalić znicza. Nie zrobimy córce pochówku.
Znicz zapalają więc przy krzyżu na cmentarzu. W ubiegłym roku postawili go także przy bramie domu, w którym zginęła ich córka.

- Pewna kobieta też zapaliła tam świeczkę- mówi ojciec Anny. - Ale zaraz wezwano policję i kazali mi tego nie robić. Okazało się, że muszę mieć na to pozwolenie. Człowiek o takich sprawach nie myśli...

Pomóżcie znaleźć ciało!

Zdaniem rodziców Anny, jeśli sprawcy rzeczywiście utopili zwłoki we wskazanym przez siebie miejscu, to poszukiwana były niedostateczne. Chcieliby więc zorganizować kolejną taką akcję. Nie mają jednak pieniędzy. Za pośrednictwem "Głosu" apelują więc do prywatnych osób i firm o finansową pomoc.
Nie wyklucza się jednak także, że sprawcy kłamią.

- Może ciało naszej córki znajduje się zupełnie gdzie indziej i zostało na przykład zakopane?- zastanawia się ojciec dziewczyny. - Chciałbym zaapelować do społeczeństwa Myśliborza: "jeśli ktoś coś w tej sprawie wie, niech pomoże naszej rodzinie. Obiecuję, że się odwdzięczymy".

Początkowo Krzysztof I. przyznał się do zbrodni. Zaprzeczył jednak, by brał biżuterię. Teraz twierdzi, że jest niewinny. Tak też mówił wcześniej o sobie Daniel R. Później chłopak Anny przyznał, że ją zamordował. Stwierdził jednak, że zrobił to sam, a Krzysztof I. jedynie utopił zwłoki i spalił rzeczy. Daniel R. zaprzeczył przy tym, by brał biżuterię i inne przedmioty dziewczyny. Dotąd nie był dotąd karany. Mężczyznom grozi dożywocie.

- Rany, które zostały po stracie córki, nigdy się nie zabliźnią- mówi ojciec Anny.- Mam nadzieję, że sprawców tej zbrodni spotka sprawiedliwość. O ile nie mogą zawisnąć, to niech do końca swego podłego życia siedzą za kratami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński