Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jego głupota je zabiła

Agnieszka Tarczykowska
Agnieszka i Renata dopiero zaczynały życie. Miały mnóstwo marzeń na najbliższe dni, miesiące i lata. Jeden głupi wybryk rówieśnika przekreślił wszystkie te plany...

W środowe popołudnie, 12 stycznia, Nowogard obiegła tragiczna wiadomość. Mieszkańcy do dziś głośno mówią o tragedii, która rozegrała się przy ulicy Poniatowskiego. Ludzie pomstują na osiemnastoletniego chłopaka, który wsiadł za kierownicę bez prawa jazdy i na chodniku zabił dwie dziewiętnastolatki.

Miałam iść z nimi...

Magda na wieść o śmierci swoich koleżanek dwa razy zemdlała. Przez tydzień nie była w stanie chodzić do szkoły. Wszystkie trzy dziewczyny mieszkały w jednym pokoju w internacie. Magda nie czuje się na siłach, żeby wejść do tego pokoju.

- Za dużo wspomnień - opowiada Magda Paszkowska. - Każdy przedmiot, książka, ubrania, wszystko mi je przypomina. Wiele czasu spędziłyśmy razem. Właściwie dzień i noc. Bardziej związana byłam z Renią. Przyjaźniłyśmy się od kilku lat. Razem też chodziłyśmy do jednej klasy w technikum żywienia. Byłyśmy jak siostry. Ostatni weekend przed śmiercią Renia spędziła u mnie w domu.

Wyprawiałam wtedy swoje urodziny. Śmiałyśmy się i bawiłyśmy beztrosko. Któż mógłby pomyśleć, że to ostatnia nasza wspólna zabawa...

Magda obie koleżanki wspomina jako dziewczyny pełne radości, zawsze uśmiechnięte i życzliwe.

- Aga była taka szalona, miała mnóstwo różnych pomysłów, potrafiła się śmiać ze wszystkiego. Ona żyła pełnią życia i brała je takim, jakie było - wspomina Magda. - Miała problemy, ale nigdy o nich wiele nie mówiła. W maju zdawałaby maturę. Renia natomiast miała trochę spokojniejsze usposobienie, ale uśmiech z jej twarzy też nigdy nie znikał. Tą radością zarażała i przyciągała innych. Bardzo dobrze nam się razem mieszkało. Często popołudniami wychodziłyśmy na spacery do miasta. Prawie zawsze razem. Tego dnia też miałam iść z nimi. Nie wiem, jak to się stało, że zostałam w internacie.

Przygotowała święta

W Mieszewie koło Dobrej, w rodzinnym domu Renaty, jej rodzice mówią, że do tej pory czekają, aż wróci z internatu na weekend.

- Do nas to jeszcze nie dotarło - mówi Ryszard Kubacki, ojciec Renaty. - Nie wierzymy, że jej nie ma. Ten, kto nie przeżył takiej tragedii, kto nie stracił dziecka, nie zrozumie tego bólu. Renia była najstarsza. Pokładaliśmy w niej wielkie nadzieje. Dobrze się uczyła, chciała skończyć szkołę, iść do pracy w gastronomii i pomagać nam. My z żoną od lat jesteśmy bez pracy. Ciężko się nam żyje. Mamy jeszcze małe dzieci. Staramy się jak możemy, żeby nikomu nic nie brakowało. Renia była taką nadzieją naszą.

- Zawsze pomagała w domu, zajmowała się najmłodszym rodzeństwem, przygotowała całe święta, bo lubiła i umiała gotować i piec - dodaje pani Ewa, mama Renaty. - Tak mi jej brakuje. Widziałam ją ostatni raz dzień przed śmiercią, bo odwiedziłam córkę w internacie.

Gdyby nie wybrała Nowogardu...

Agnieszka tuż po maturze też miała iść do pracy. Myślała o dalszej nauce, ale wiedziała, że trzeba pomóc rodzicom i trójce młodszego rodzeństwa, bo w domu się nie przelewa.

- Pozostała nieopisana pustka, gorycz i ciężar - mówi Ewa Zduńska, mama Agnieszki z Golczewa. - Czasem sobie wyrzucam, że pozwoliłam jej iść do szkoły do Nowogardu. Gdyby tam nie zamieszkała, nie doszłoby do tej tragedii. Ale jak zabronić dziecku, kiedy o czymś marzy? Agnieszka zawsze była taka samodzielna.

Zawsze powtarzała mi "nie martw się mamo, poradzę sobie?. Tak trudno nam teraz pozbierać się. W domu wszędzie było jej pełno. Ciągle słychać było jej śmiech. Teraz ta cisza tak boli. Nie radzimy sobie z tym bólem. Zostaliśmy sami ze wszystkim. Tyle razy słyszałam w telewizji, czytałam o podobnych sytuacjach. Wtedy zawsze mówi się, że ludzie, których spotyka nieszczęście, mogą liczyć na pomoc różnych instytucji. A do nas nikt z tą pomocą się nie zgłosił. Ani gmina, ani żaden psycholog nie pomógł ani mnie, ani moim dzieciom wyjść z tego dramatu.

Dziecka już nic nam nie zwróci

Rodzice zabitych nastolatek zgodnie mówią, że nie ma takiej kary, na jaką zasługuje sprawca śmierci ich dzieci.

- Mnie nic nie usatysfakcjonuje, bo życie mojego dziecka było bezcenne - mówi Ryszard Kubacki. - Ten chłopak powinien być tak ukarany, żeby już nigdy nikogo nie skrzywdził. Też mam syna w jego wieku, ale moje dziecko chowane jest inaczej. Ciężko nam się żyje, ale ja wymagam posłuszeństwa i wiem, że mój syn tego by nie zrobił.

Dlatego, moim zdaniem, to tylko wina rodziców, bo nie potrafili wychować dziecka, jak należy. Widocznie nie stosowali dyscypliny, nie potrafili egzekwować posłuszeństwa. Tłumaczenie, że zrobił to nieświadomie, nie usprawiedliwia ich. Ja dziwię się, że taki rodzic nie wie, gdzie jest jego syn i jego auto. Do tej pory, choć minęło już kilka dni od śmierci dziewczynek, rodzice sprawcy wypadku nawet nie zadzwonili do nas z jednym słowem "przepraszamy?.

- Do nas też się nie odezwali - dodaje mama Agnieszki. - Ja jestem zdania, że ten chłopak powinien ponieść taką karę, żeby do końca życia nie wymazał ze swojego sumienia tego, co zrobił. Żeby go to dręczyło i tkwiło w nim zawsze.

Mieszkańcy Nowogardu potwierdzają, że po ulicach miasta często jeżdżą szaleńcy. Zdarza się to nagminnie właśnie w rejonie ulicy Poniatowskiego, czyli tam, gdzie zginęły obie 19-latki.

- Teraz taka moda, że bierze się kluczyki od rodziców i jeździ po mieście, a potem chwali się kumplom, ile się wyciągnęło na liczniku - przyznaje jeden z nowogardzkich licealistów. - Wieczorami sporo chłopaków jeździ po mieście, wielu nie ma prawa jazdy.
Rodzice zazwyczaj wiedzą o tym i pozwalają wziąć auto.

Nowogardzka policja obiecuje więcej patroli w rejonie ulicy Poniatowskiego, bo tę drogę codziennie pokonują dzieci i młodzież czterech nowogardzkich szkół. Uczniowie Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych, gdzie uczyła się Renata, wystosowali pismo do burmistrza, żeby zmieniono organizację ruchu na tej ulicy.

- No i wniosek z tego taki, że lepiej siedzieć w domu, bo idąc w środku dnia chodnikiem można stracić życie, jak moja córka - dopowiada pan Ryszard. - A to wszystko dlatego, że nie karze się odpowiednio przestępców. Dziś wyroki za poważne przestępstwa często są w zawieszeniu, a przed karą można uciec w chorobę.

- Ta śmierć młodych osób powinna dać wiele do myślenia nam, dorosłym, a w szczególności rodzicom - mówi nadkomisarz Wiesław Ziemba. - Jak to się dzieje, że młody człowiek bez uprawnień do kierowania pojazdem, siada za kierownicą samochodu rodziców? Kto mu na to pozwala? Policja nie jest w stanie skontrolować wszystkich kierowców poruszających się po naszych drogach.

Przepraszamy...

Matka Damiana, sprawcy wypadku, tłumaczy zachowanie syna głupim, młodzieńczym wybrykiem.

- Gdybym mogła cofnąć czas, gdybym mogła zwrócić życie tym dziewczynkom... Ale nie mogę. Brakuje mi słów, żeby powiedzieć, co my czujemy - mówi kobieta. - Jak powiem, że współczuję tym rodzicom, to to nie odda tego, co naprawdę czuję. Łączę się z tymi ludźmi w bólu i sama bardzo cierpię. Naprawdę mój ból nie jest mniejszy. Mam świadomość, że zginęły dwie niewinne osoby, a ja w pewnym sensie też straciłam syna, bo nie ma go z nami. Poza tym, on nigdy już nie będzie żył jak do tej pory. Gryzą go wyrzuty i tak na pewno będzie jeszcze długo. To dramat nas wszystkich. Naszych trzech rodzin. U nas w domu jest podobnie, jak u rodziców Agnieszki i Renaty. Przeżywamy to ogromnie. Wiem, że słowo ?przepraszam? to za mało, ale naprawdę przepraszam.

Według rodziców Damiana, syn nigdy wcześniej nie jeździł ich autem.

- Wiedział, że tego nie wolno robić, wiedział, że się na to nie zgadzamy - mówi matka. - Uwielbiał samochody, to była jego pasja i zrobił to chyba w przypływie chwili głupoty. Innego wytłumaczenia nie widzę.

Damian został aresztowany na trzy miesiące. O jego losie zdecyduje sąd.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński