Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedna z najbardziej tajemniczych historii XX wieku premierowo na deskach Teatru Wszpółczesnego w Szczecinie [ROZMOWA]

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
fot. Piotr Nykowski / pozaokiem.info
„Piknik pod Wiszącą Skałą”, czyli jedna z najbardziej tajemniczych historii XX wieku już 7 marca premierowo wejdzie na deski Malarni przy Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Czym zaskoczy nas teatralna wersja budzącej grozę i zachwyt opowieść Joan Lindsay? Zapytaliśmy o to reżyserkę spektaklu Mirę Mańkę.

Najpierw była powieść Joan Lindsay, później film Petera Weira, potem serial platformy Canal+... a teraz szczecińska premiera. Spektakl będzie czerpał z dotychczasowego dorobku czy jest zupełnie nową interpretacją książki?

- Sprawa nie jest taka prosta, bo dziś każdy dobrze zna serial i film. Wraz z dramaturgiem Marcinem Miętusem zdecydowaliśmy, że nasz spektakl oprzemy przede wszystkim na opowieści. Jednak w adaptacji pozwoliliśmy sobie na sporo „przesunięć” względem książki. Wybraliśmy najbardziej interesujące dla nas fragmenty, ale także fragmenty najbardziej interesujące do gry dla aktorek. Na pewno, tak jak twórcy filmowi, sporo czerpiemy z oryginału Joan Lindsay, ale ostatecznie szukamy czegoś innego. Film kręci się głównie wokół śnienia i mistyczności, a serial idzie w kierunku kwestii emocjonalno- psychologicznych. My skupiliśmy się na pytaniu - czy ktokolwiek usłyszałby o tych dziewczynach, gdyby nie to, że zaginęły na pikniku? Doszliśmy do wniosku, że nie. Naszym spektaklem niejako próbujemy przywrócić te bohaterki do powszechnego dyskursu i opowiedzieć o nich samych. W końcu oprócz tego, że doświadczyły „niewyjaśnionego” miały w sobie tę dziwną moc i siłę, która przyciągnęła je na Skałę i pozwoliła iść dalej.

Siła natury i ekscytacja nieznanym wpłynęły na kształt scenariusza, na jego umiejscowienie w teatralnej przestrzeni?

- Długo myśleliśmy o umiejscowieniu spektaklu, o tym, że jego akcja odbywa się w Australii, o znaczeniu natury… Te przemyślenia zbiegły się z apogeum pożarów na kontynencie. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że to co nas naprawdę interesuje to nie natura sama w sobie, ale natura zamknięta w kulturze. W tej historii mamy do czynienia z kobietami „zamkniętymi” w centrum australijskiego buszu. Bohaterki, jak na prawdziwe wiktorianki przystało, prawie nie doświadczają świata zewnętrznego. W filmie jest nawet taka scena kiedy dziewczyny dają sobie kwiaty, a następnie zaciskają je między stronami książek, aby je ususzyć. Jedna z nich mówi też - widziałam kiedyś u mojego ojca obraz zatytułowany „Piknik pod Wiszącą Skałą”. Był piękny. Po tym wspólnie starają się odtworzyć ten widok. Na deskach Malarnii postaramy się odpowiedzieć na pytania- czym jest natura zamknięta w kulturze? Do jakich krzywd prowadzi?

Zdaje się, że twórcy wspomnianych wcześniej adaptacji filmowych bardziej skupili się na symbolicznej scenie przemiany i buntu bohaterek, w której zdejmują z siebie ciasne gorsety. W filmie był to moment mocno erotyczny, w serialu wyzwalający… a w teatrze?

- U nas wyraz buntu przejawia się w tym, że nasze pensjonarki w ogóle nie wyglądają jak pensjonarki. W dużej mierze zrezygnowaliśmy z kostiumów z epoki. Uznaliśmy, że narzędzia opresji pojawią się w innej postaci. Obecnie gorset jest wyłącznie metaforą. Wydaje mi się, że znacznie mocniejsze byłoby gdyby dziewczyny zdjęły biustonosze i zaczęły nimi machać - czego oczywiście nie robią (uśmiech). Zależy mi aby w tym spektaklu kierować uwagę na dwie strony - na pensjonaryzm i na aktorki. Przyznam, że bardzo mnie zastanawia perspektywa aktorów wcielających się w kolejne postaci. Mam takie poczucie, że w pewnym sensie są „duszami”, które wypełniają kolejne kostiumy, jeśli o kostiumach myślimy jak o ciele. To podejście, to też jeden z powodów, dla którego spektakl rozpoczniemy autorskim manifestem. To buntownicze hasła - jesteśmy pensjonariuszkami, nie pensjonarkami! Będziemy robić kurację na sobie, na was, na innych bohaterach! Po tym aktorki muszą ubrać kostiumy. I to jest dla mnie naprawdę opresyjny moment.

Bohaterki muszą się też zmierzyć z pewnego rodzaju zagładą. Jak pamiętamy z kart książki, tajemnicze zniknięcie dziewcząt oraz nauczycielki to początek lawiny tragicznych wypadków i pewien rodzaj rozpadu ich społeczności. Jak można to odnieść do dzisiejszej rzeczywistości?

- Myślę, że żyjemy w czasie permanentnej zagłady. Mierzymy się z nią każdego dnia i w każdym naszym wyborze. Na świecie giną ludzie i zwierzęta – czasem całe nacje i gatunki. Mam wrażenie, że to poczucie końca i zagrożenia to stan permanentny. I właśnie takie poczucie w naszym Pikniku pojawi się w formie topienia różnych małych przedmiotów. Sara, jedna z bohaterek ma kulę dla rybki. Co prawda bez rybki, ale za to z roślinką. Oczywiście cały czas bardzo chciałaby mieć rybkę, ale jej nie ma… W jednej ze scen topi w kuli rzeczy, które dostała od koleżanek, topi je razem z miniaturowymi lalkami przypominającymi dziewczyny. Właśnie w tak małym geście opowiadamy o zagładzie. Myślę, że jednostkowo tak to odczuwamy, nie zdajemy sobie sprawy, że to się dzieje.

Czy zatem akcja będzie rozgrywać się w naszej rzeczywistości? „Piknik pod Wiszącą Skałą” jednak słynie z onirycznego klimatu.

- Powiem tak - oglądając spektakl będzie nam się wydawało, że obudziliśmy się w świecie jawy i z widowni przez okno zaglądamy do świata pensjonariuszek. Ale im głębiej będziemy zaglądać, tym więcej pytań zacznie się pojawiać. Ostatecznie sami będziemy musieli zdecydować, co jest prawdą, a co nie.

Co do prawdy... Przez pierwsze lata po publikacji książki Joan Lindsay podtrzymywała, że powieść jest oparta na faktach. Po śmierci autorki ukazał się jednak niepublikowany wcześniej rozdział wyjawiając prawdę na temat całej historii. Jak ta wiedza, bądź niewiedza wpłynęła na przygotowania do spektaklu?

- Mocno korzystamy z niepewności generowanej przez powieść. Zwłaszcza, że mamy pięć aktorek - pensjonariuszek, które przeprowadzają śledztwo na samych sobie. Przyznam, że ostatni - niepublikowany rozdział książki, był dla mnie o tyle ciekawy, że to... totalny odjazd (uśmiech). Autorka weszła w nim w zupełną nadmagiczność. Historia Pikniku jaką znamy zostaje w nim zdekonstruowana i poddana niesamowitym zabiegom niemal science fiction. Ale nie chcę zdradzać co Lindsay w nim wymyśliła. Dopiero później czytamy, że dokumenty świadczące o autentyczności sprawy były falsyfikatami, podobnie jak zeznania świadków. Myślę, że autorka popełniła ogromny błąd przyznając się, że wydarzenia z Pikniku nie są prawdziwe. Ten rodzaj niepewności zawsze dobrze robi i historii, i jej odbiorcom.

A czy zdradzisz nam jak pracowało się w zespole tworzonym przez prawie same kobiety? W ekipie było tylko dwóch panów - Marcin Miętus, adaptacja i dramaturgia oraz Michał Lazar, muzyka.

- Ten skład twórczyń i twórców skonstruowałam bardzo świadomie - wiedziałam, że każdej i każdemu z nich ufam, co pozwala zbudować przestrzeń bezpieczeństwa, która jest niezbędna do tworzenia spektaklu. W dużej mierze pracujemy „we wnętrzach” aktorek, więc zależało mi, żeby nasz zespół był szczelny na poziomie zaufania. Jednocześnie muszę zaznaczyć, że Michał i Marcin są bardzo wrażliwymi osobami, czują kiedy ich spojrzenie czy obecność nie jest potrzebna na próbie. Mam takie poczucie, że dzięki temu zespołowi - gdzie wszyscy jesteśmy współtwórcami spektaklu, wypracowaliśmy pewien nowy język. Każdy z nas może powiedzieć: nie podoba mi się to, zróbmy to inaczej, to jest naprawdę ekstra... Pewnie złośliwcy powiedzą - wy tam nie pracujecie tylko, jak to dziewczyny, dyskutujecie. Ale to nieprawda. Nie miałyśmy ze sobą ani jednego starcia. Powiedziałabym, że podczas pracy nad tym spektaklem uczyliśmy się teatru i tego, co o nim wiemy na nowo. To ciekawe doświadczenie, tym bardziej, że większość z nas pracuje w tak kobiecym gronie po raz pierwszy. W tym i ja.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński