Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janda się tłumaczy: Nie ma żadnej afery mieszkaniowej

Agnieszka Grabarska
Mieszkaniowy kołowrotek ujrzał światło dzienne kiedy to okazało się, że Wybierkowie muszą zwrócić kilkadziesiąt tysięcy bonifikaty udzielonej na zakup mieszkania. Zgodnie z prawem, nie można go bowiem było sprzedać przed upływem 5 lat. - Nie wiedziałem o tym. - twierdzi Marcin Janda.
Mieszkaniowy kołowrotek ujrzał światło dzienne kiedy to okazało się, że Wybierkowie muszą zwrócić kilkadziesiąt tysięcy bonifikaty udzielonej na zakup mieszkania. Zgodnie z prawem, nie można go bowiem było sprzedać przed upływem 5 lat. - Nie wiedziałem o tym. - twierdzi Marcin Janda. Fot. Marcin Bielecki
Marcin Janda, odwołany dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Szczecinie, ujawnia swoją wersję mieszkaniowego zamieszania.

- Nie miałem nic wspólnego z przydziałem miejsca w Domu Pomocy Społecznej starszemu małżeństwu. W czasie kiedy dostali skierowanie do placówki, byłem zaledwie podinspektorem i zmywałem kubki po starszych koleżankach - mówi Marcin Janda, były dyrektor szczecińskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.

Kilka dni temu prezydent Piotr Krzystek pozbawił go stołka. Powodem miała być utrata zaufania do kierującego placówką. Sprawa choć dotyczy wydarzeń sprzed jedenastu lat budzi kontrowersje. Według wersji Jandy w maju 1999 roku od starszego małżeństwa, które miał poznać poprzez wspólną znajomą, otrzymał pełnomocnictwo do zarządzania ich mieszkaniem.

Małżeństwo chciało opuścić lokal przy ul. Rodziewiczówny z powodu kłopotliwego sąsiada.

- Państwo Wybierek wcześniej próbowali zamienić swoje mieszkanie.(...) Całe życie pomagałem ludziom, byłem wolontariuszem, dlatego im także podałem rękę - twierdzi Marcin Janda.

Jego zdaniem żadnej afery mieszkaniowej nie ma. Wybierkowie pierwszy wniosek o przydział miejsca w DPS- ie złożyli już w 1998 roku. Kiedy Janda jako ich pełnomocnik w lipcu 1999 roku z gminnych zasobów wykupił mieszkanie z 75 proc. bonifikatą, rozważali jeszcze możliwość powrotu do swojego lokalu. Później jednak postanowili lokal sprzedać. Zdaniem Jadny sami zabiegali o to, aby mieszkanie trafiło w ręce jego rodziny. Za kwotę 50 tys. złotych kupił je ojciec Marcina Jandy. Były dyrektor zapewnia, że istnieją dokumenty potwierdzające gotówkową transakcję.

Przekonuje, że początkowo nie miał zamiaru wprowadzać się do tego mieszkania. Zrobił to dopiero w 2004 roku po zawarciu związku małżeńskiego. Darowany mu przez ojca lokal sprzedał cztery lata później.

Prezydent Krzystek podaje jednak inne fakty. Jego zdaniem kobieta nie wiedziała o tym, że mieszkanie zostało sprzedane. Jej mąż już nie żyje, a osiemdziesięcioletnia staruszka niewiele pamięta z tego, co wydarzyło się wiele lat temu.

- Po przeanalizowaniu wszystkich dokumentów oraz zapoznaniu się z odmiennymi oświadczeniami starszej Pani właścicielki mieszkania oraz pana Jandy - mam wątpliwości, co do właściwego przebiegu tej sprawy tłumaczy Krzystek. Dlatego sprawa już niebawem trafi do prokuratury.

Więcej o sprawie i nasz komentarz w poniedziałek (13 września 2010) w wydaniu papierowym Głosu Szczecińskiego.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński