Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Lityński (1946-2021). Mimo drobnej postury, miał w sobie ogromną siłę

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
28.09.2011  warszawa jan litynski – polski  polityk, dzialacz opozycji w czasach prl , posel na sejm x, i, ii i iii kadencji, doradca prezydenta rp bronislawa komorowskiego ds. kontaktow z partiami i srodowiskami politycznymi fot bartek syta
28.09.2011 warszawa jan litynski – polski polityk, dzialacz opozycji w czasach prl , posel na sejm x, i, ii i iii kadencji, doradca prezydenta rp bronislawa komorowskiego ds. kontaktow z partiami i srodowiskami politycznymi fot bartek syta brak
Mówią o nim: niewielki wzrostem, wielki duchem. I jeszcze: umarł, jak żył. Jan Latyński zginął, ratując swojego psa. Całe życie pomagał innym. Chciał, jak mówił, budować „sprawiedliwą Polskę, w której znajdzie się miejsce dla każdego”. Wspaniały, ciepły człowiek, który rozumiał, że ktoś może mieć inne poglądy

W niedzielne popołudnie Jan Lityński wybrał się z żoną Elżbietą Bogucką na spacer. Szli wzdłuż Narwi, ich pies poślizgnął się i wpadł do rzeki. Lityński natychmiast rzucił mu się z pomocą, utknął pod lodem. Bogucka próbowała jeszcze ratować męża.

„Drodzy, Janek nie wypłynął z przerębli ratując psa. W przerębli znaleźliśmy się razem, bo pobiegłam go ratować. My żyjemy. Janka szuka straż, helikoptery. Straciłam wczoraj swoje życie, Serce. Wszystko. Był w znakomitej formie, acz nie na tyle, by się stamtąd wydostać” - napisała potem na Facebooku.

Lokalna „Pułtuska Gazeta Powiatowa” tak relacjonowała przebieg zdarzenia: „Dziś, tuż przed godziną 17.00 pułtuska straż pożarna dostała zgłoszenie o prawdopodobnym utonięciu mężczyzny. Zgłoszenie nie było zbyt precyzyjne. Małżeństwo spacerujące po wale w okolicach oczyszczalni ścieków nagle spotkało zmarzniętą, mokrą kobietę z psem. Była w szoku. Powiedziała, że tam dalej utonął jej mąż! Spacerowicze zawiadomili straż, ale nie od razu byli w stanie precyzyjnie wskazać miejsce tragedii”.

Wciąż trwają poszukiwania ciała opozycjonisty. Do Pułtuska skierowano 21 funkcjonariuszy Samodzielnego Pododdziału Prewencji Policji w Płocku, na miejscu są funkcjonariusze Państwowej Straży Pożarnej z łodzią i dwoma saniami lodowymi, trzy grupy nurków i Ochotnicza Straż Pożarna z dronem. Nurt mógł zepchnąć ciało Jana Lityńskiego nawet kilka kilometrów w stronę Warszawy. Mogło się ono schować pod lodem w meandrach rzeki, pod korzeniami, ale przyszła odwilż, lód się topi, więc jest jakaś nadzieja.

„Janek Lityński. Nigdy nie kalkulował. Zawsze pomagał. Jakie życie, taka śmierć” - napisał na Twitterze Donald Tusk.

- Kochał zwierzęta. Do jego osoby ta śmierć pasuje: jak żył pomagając innym, tak umarł - prof. Tomasz Nałęcz niemal powtarza za Donaldem Tuskiem. - Ale oczywiście, wszystko to jest bez sensu. Nie chorował, mógł jeszcze wiele lat cieszyć się życiem - dodaje prof. Nałęcz.

Ciepły, otwarty, tolerancyjny - takim pamiętają go znajomi i przyjaciele. Kochał ludzi, kochał z nimi rozmawiać.

„Janek Lityński - mój kolega z klasy. Niewielki wzrostem, wielki duchem. Już w szkole, choć wszyscy byliśmy fizycznie silniejsi od niego, nie bał się nikogo. Dlatego darzyliśmy Go szacunkiem, a on nas przyjaźnią. Tej odwagi szybko dowiódł w polityce. Był niezłomny. Żegnaj, Janku!” - napisał na Twitterze Marek Borowski, polityk lewicy.

Dla Adama Michnika, Lityński nie był legendą, był po prostu przyjacielem. Naczelny „Gazety Wyborczej” tak wspominał w rozmowie z Mikołajem Lizusem.

- Myśmy się znali od szkoły. Pierwsze nasze spotkania to były zawody sportowe, na które chodziliśmy jako kibice. Był po stronie wolności Polski i wolności człowieka w Polsce. Temu był wierny na każdym zakręcie swojego życia, a miał ich dużo - opowiadał.

Zdaniem Adama Michnika, momentem zwrotnym dla Lityńskiego był marzec 1968 rok i studenckie wystąpienia, które organizował i w których uczestniczył. Potem było więzienie, ale, co podkreśla Michnik, zarówno w więzieniu, jak i w czasie procesu Lityński „zachowywał się wspaniale”, choć była to dla niego zupełnie nowa sytuacja. Był bardzo dzielny, nikogo nie zdradził, dalej chciał walczyć o „prawdę i wolność”.

Jako działacz Komitetu Obrony Robotników, pomagał innym represjonowanym i ich bliskim.

- Był bardzo aktywnym, czynnym współpracownikiem i jednym z ważniejszych ludzi solidarnościowego podziemia - mówił Michnik. - Miał bezbłędną intuicję moralną. Doskonale wiedział, gdzie jest świństwo, któremu się trzeba sprzeciwiać, gdzie kłamstwo i oszustwo. A jednocześnie on nie miał temperamentu patetycznego. Był raczej zdystansowany, ironiczny. Bardzo przyjaźnił się z Januszem Szpotańskim i często mówił językiem Szpotańskiego. Pełnym ironii - opowiadał dalej.

Jan Lityński urodził się w 1946 roku w rodzinie polsko--żydowskiej, jako syn Ryszarda Lityńskiego i Reginy z domu Lorens i chyba nie mógł mieć innego życiorysu. Zaczęło się od członkostwa w Hufcu Walterowskim, potem Lityński należał do Związku Młodzieży Socjalistycznej. Do 1968 roku studiował na Wydziale Matematyki Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie uzyskał absolutorium. W tym samym roku znalazł się wśród organizatorów i uczestników studenckich wystąpień w trakcie wydarzeń marcowych. Trafił do więzienia.

Seweryn Blumsztajn mówił o tamtym czasie: „W 1968 roku mieliśmy tego samego śledczego. Powiedział do mnie: „Ten pana Jasiu taki mały, a wszędzie był, wszędzie był”. Dobrze to ujął kapitan Niewiara. W naszym roczniku niewiele jest takich biografii jak Janka Lityńskiego, on rzeczywiście zdążył na każdą rewolucję (…). Przed wiecem 8 marca Janek spał u mnie i wszyscy się potem śmiali, że Lityński ukrywał się u Blumsztajna. Wzięli nas obu o 6 rano, Janka jednak puścili po 48 godzinach, tak że zdążył jeszcze przez dwa dni być członkiem komitetu strajkowego na wydziale. Potem już go wsadzili na dobre”.

Po strajkach studenckich w marcu 1968 roku i więzieniu, pracował jako robotnik, następnie programista komputerowy. W 1976 roku był współzałożycielem „Biuletynu Informacyjnego”, pierwszego pisma ukazującego się poza cenzurą, potem współredaktorem „Robotnika”, niezależnego pisma działającego na rzecz wolnych związków zawodowych.

Jak wspominał: „Lata 70. to był dla mnie okres gorący. Ciągle się coś działo. To wtedy ukształtował się mój obecny światopogląd - liberała z ciągotami społecznikowskimi”.

Faktycznie, okres sypiącego się realnego socjalizmu zaowocował dla Lityńskiego przynależnością do Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, współpracą z Biurem Interwencyjnym KSS „KOR”. W związku z tą działalnością w marcu 1977 roku został zwolniony z pracy, a w maju tego roku tymczasowo aresztowany. Wyszedł z aresztu w lipcu, na mocy amnestii.

Jak przypominała w niedzielę w TVN24 Barbara Labuda, Jan Lityński był jednym z pierwszych działaczy KOR, którzy upublicznili swoje adresy, stając się pierwszą jawną opozycją antykomunistyczną. „To była olbrzymia odwaga, to był heroizm. Wszyscy korowcy to były osoby niezwykłe, bardzo waleczne, ale zarazem bardzo skromne. Dzisiaj byśmy powiedzieli - empatyczne. Dobro innych było dla nich bardzo ważne” - mówiła Labuda.

Antoni Pawlak, publicysta, samorządowiec wspomina na Fecebooku: „JANEK LITYŃSKI…Puławska 10, brama nieomal na rogu Puławskiej i Rakowieckiej. Tu w mieszkaniu 35 mieszkał kiedyś Melchior Wańkowicz. A potem, w latach 1976-1979, jego wnuczka Anna Erdman z mężem Tadkiem Walendowskim prowadzili opozycyjny salon literacki. Ania miała obywatelstwo amerykańskie, więc ubecja do mieszkania nie wchodziła. Była to więc enklawa wolności w zniewolonej Warszawie. Gorące spory, kłęby dymu tytoniowego. Ludzie siedzący z braku miejsc na dywanie. Kiedy bohaterami spotkania byli koledzy z Ruchu Młodej Polski - Olek Hall, Aram Rybicki i Jacek Bartyzel - gorąca dyskusja musiała wybuchnąć, jako że oni młodzi narodowcy, a większość publiczności to przedstawiciele tak zwanej laicy, czyli lewicy laickiej. Najbardziej zacietrzewiał się Janek Lityński. Podskakiwał siedząc na dywanie i domagał się od Olka odpowiedzi na pytanie zasadnicze; „Olek, czy wy, jako młodzi endecy bierzecie na siebie grzech antysemityzmu Dmowskiego?”. Olek kluczył, więc Janek użył argumentu ostatecznego; „Ale powiedz, Olek, bierzecie to na siebie, czy nie. Bo ja, jako człowiek lewicy biorę na siebie zbrodnie okresu stalinowskiego”. Po tym Janka intymnym wyznaniu wszyscy zaniemówili. Tylko siedzący obok mnie Janusz Szpotański nachylił się i scenicznym szeptem rzucił; „No tak, Lit bierze na siebie zbrodnie Soso. Pewnie dlatego jest taki mały”.

Po wydarzeniach z 1976 roku Lityński jeździł do robotników do Radomia. Gdy w 1980 roku wybuchła Solidarność, pełnił funkcję doradcy władz związku. „Reprezentowałem linię umiarkowaną, choć po latach przeczytałem ze zdumieniem wspomnienia niektórych działaczy, jakobym był jakimś hunwejbinem, któremu w głowie tylko wieszanie czerwonych na latarniach” - wspominał na łamach „Wyborczej”. W 1981 roku w stanie wojennym został internowany, a następnie aresztowany. Po ucieczce z przepustki z więzienia, w którym siedział z recydywistami, od 1984 roku działał w solidarnościowym podziemiu. Był członkiem Regionalnego Komitetu Wykonawczego NSZZ „S”, Region Mazowsze.

- Znałem Janka Lityńskiego ponad 50 lat, co mi uświadamia, jaki jestem stary. Pierwszy raz spotkałem go na uniwersytecie na wysokości roku 1966 roku. Pochodziliśmy z różnych środowisk: on z warszawskiego, z dobrym wyposażeniem inteligenckim i kulturalnym, ja urodziłem się w małym miasteczku, jestem pierwszym pokoleniem inteligenckim - mówi prof. Ryszard Bugaj. - Mówiąc o pierwszej Solidarności, wszyscy wspominają publiczną aktywności Janka Lityńskiego, ale ja poznałem go także jako sympatycznego kompana: otwartego, dowcipnego, rozmownego - dodaje prof. Bugaj.

I wspomina, że byli z Janem Lityńskim po tej samej stronie barykady, ale funkcjonowali w „innych bańkach”. On obracał się w środowisku Bronisława Geremka i Tadeusza Mazowieckiego, Lityński w bardziej radykalnej grupie.

- Czasami spieraliśmy się o taktykę, strategię, czy pryncypia. Pamiętam, kiedyś Janek ogłosił, że trzeba znieść godziny nadliczbowe, ale zostawić takie samo wynagrodzenie, jako ekonomista miałem inne zdanie. Janek przeprowadził też Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej, uważałem, że jest zbyt daleko idące, że może nas narazić na jeszcze większą presję Rosji, ale dokument został przyjęty przez zjazd Solidarności - opowiada prof. Bugaj. - Mówię o tym, bo Janek był człowiekiem dialogu, miał swoje poglądy, ale był zawsze gotów do rozmowy, nie było w nim skłonności autorytarnych - dodaje prof. Bugaj.

Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar napisał po jego śmierci na Twitterze: „Odszedł Jan Lityński. Jeden z najwybitniejszych obrońców praw człowieka we współczesnej Polsce. Więzień polityczny, człowiek-legenda demokratycznej opozycji, Solidarności, III RP. Jego wiara w demokratyczne wartości i walka o prawa zwykłych ludzi mogą być dla nas wzorem”.

- Janka Lityńskiego nie dało się nie lubić. Miał bardzo szerokie zainteresowania: można z nim było porozmawiać o muzyce, teatrze, książce. Prowadził dom otwarty i zawsze biegał wokół gości: polewał im wina, gotował - wspomina Władysław Frasyniuk. - To była siła spokoju, Janek nigdy na nikogo nie napadał. Jeżeli chciał powiedzieć o kimś źle, to było to bardziej dowcipne niż obraźliwe. Mimo drobnej postury, miał w sobie siłę, co było ważne dla nas, robotników. To on pisał nam projekty różnych oświadczeń. To był inteligent pierwszego wyboru, który siedział z robotnikami w okopach - dodaje Frasyniuk.

Lena Kolarska-Bobińska też wspomina tę gościnność Jana Lityńskiego. Pamięta ogromny stół w jego domu, przy którym zawsze siedziało wiele osób, rozmawiało, czasami spierało ze sobą.

- A Janek w tym czasie urzędował w kuchni - uśmiecha się. - Wyjątkowo ciepły, serdeczny człowiek. Ale to, co było w Janku szczególnie cenne, to to, że był szalenie tolerancyjny, ale obok tego - zdecydowany. Miał jasne i klarowne poglądy - opowiada.

W 1989 roku Lityński brał udział w obradach Okrągłego Stołu. Jako jeden z pierwszych dostrzegł w nich szansę na zbudowanie - jak mówił „sprawiedliwszej Polski, w której znajdzie się miejsce dla każdego”.

Wybrał przyszłość związaną z polityką. W jego CV, w rozdziale „III RP” czytamy, że Lityński sprawował mandat posła na Sejm X kadencji z ramienia Komitetu Obywatelskiego (w 1990 wstąpił do Ruchu Obywatelskiego Akcja Demokratyczna), I i II kadencji z listy Unii Demokratycznej oraz III kadencji z listy Unii Wolności. Jako poseł był m.in. przewodniczącym komisji polityki społecznej i komisji służb specjalnych. W 2005 roku przystąpił do Partii Demokratycznej - demokraci.pl. Zdarzały mu się jednak polityczne potknięcia - w 2005 roku bezskutecznie kandydował do Sejmu z listy PD w wyborach parlamentarnych w okręgu warszawskim oraz z listy koalicji Lewica i Demokraci w przedterminowych wyborach parlamentarnych w 2007 roku w okręgu wałbrzyskim. W 2010 roku został doradcą prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Prezydent Bronisław Komorowski wspominał Jana Lityńskiego na antenie TVN24.

- Żył nie tylko polityką, ale w polityce był bardzo pryncypialny. Był człowiekiem odważnym, ale już w wolnej Polsce tej odwadze towarzyszyło w ramach działalności politycznej bardzo wiele zdrowego rozsądku, umiaru i umiejętności szukania porozumienia - mówił. - Dla mnie to przyjaciel-rewolucjonista, bo tak jak przystało na rewolucjonistów pierwszej godziny z Jankiem Lityńskim poznaliśmy się w celi więziennej, a właściwie w celi aresztu w Pałacu Mostowskich w latach 70. w ramach aktywności opozycji antykomunistycznej, demokratycznej. Ta znajomość potem zamieniła się w przyjaźń. Na różnych etapach życia politycznego spotykaliśmy się, zarówno w opozycji w czasach PRL, jak i potem w Unii Wolności, a potem Janek był moim doradcą w czasach prezydenckich - dodał Bronisław Komorowski.

„Z Janem Lityńskim dyskutowaliśmy często podczas Śniadań w Trójce. Różniliśmy się niemal w każdej sprawie. Ale zawsze podziwiałem jego żarliwy patriotyzm. Umarł, jak żył. Walcząc i poświęcając się. Do końca. R.I.P.” - napisał na Twitterze Jarosław Gowin. Władysław Frasyniuk ma racje, Jana Lityńskiego nie dało się nie lubić, ciepło mówią o nim nawet ci, którzy się z jego poglądami nie zgadzali.

- Spotkałem Janka Lityńskiego w dwóch odsłonach. Bardziej zewnętrznie poznałem go w Sejmie w latach 1993-1997. Świetnie wiedziałem, kim jest, bo był już wtedy człowiekiem legendą. Wyróżniał się bezpośredniością, nie pozował na człowieka zasłużonego, na legendę właśnie. Ja byłem wtedy w Unii Pracy, on w Unii Wolności, ceniłem go bardzo za zaangażowanie społeczne. Nie był zainteresowany posadami, stanowiskami, całkowicie pochłonęła go praca w Sejmie - opowiada prof. Tomasz Nałęcz. - Potem w latach 2010-2015 spotkaliśmy się w Kancelarii Prezydenta Komorowskiego, byliśmy etatowymi doradcami, współpracowaliśmy ze sobą. Pamiętam, że Janek wkładał wiele wysiłku w zasypywanie rowu, który wykopał Jarosław Kaczyński. Wtedy, że tak powiem, poznałem go od środka: niezwykle skromny, miły człowiek - dodaje Tomasz Nałęcz.

Lityński był bardzo blisko związany z Henrykiem Wujcem, siedzieli w jednym pokoju, chociaż, oczywiście, każdy mógł mieć swój własny.

- Byłem trochę z innej bajki, do końca należałem do PZPR, najmniejszym gestem nie dał mi tego odczuć. Mieliśmy różne życiorysy, ale on walczył o wolność dla wszystkich. Nigdy nie traktował ludzi, którzy do 1989 roku byli po drugiej stronie barykady, jako gorszych - mówi prof. Nałęcz.

Jan Lityński został odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim oraz Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. W 2015 prezydent Bronisław Komorowski nadał mu Krzyż Wolności i Solidarności.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jan Lityński (1946-2021). Mimo drobnej postury, miał w sobie ogromną siłę - Portal i.pl

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński