Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak pracowaliśmy w Iraku

Krystyna Pohl, 9 maja 2003 r.
Bogdan Marszałek: - W końcówce lat 70. Irak był pięknym, bogatym krajem.
Bogdan Marszałek: - W końcówce lat 70. Irak był pięknym, bogatym krajem. Marcin Bielecki
Dotarłam do trójki szczecinian, którzy w różnych okresach pracowali w Iraku. Bogdan Marszałek był technologiem na irackim trawlerze, stomatolog Barbara Bobnis leczyła zęby pracownikom Dromexu, Henryk Rzepecki budował autostradę pod Nasiriją.

Na kontraktach w Iraku w latach 70. i 80. pracowało ponad pięćdziesiąt tysięcy Polaków. Właściwie od połowy ubiegłego stulecia aż do "Pustynnej Burzy" w 1991 r. byliśmy obecni nad Tygrysem i Eufratem. Budowaliśmy drogi, mosty, zapory, cementownie, elektrownie. Stawialiśmy budynki mieszkalne i administracyjne. Mało kto wie, ale także łowiliśmy ryby na irackich trawlerach.

Rybacy w klapkach

Trzy trawlery rybackie dla Iraku zbudowała Stocznia Gdynia. Irakijczycy nie mieli własnej kadry oficerskiej, więc te stanowiska zaproponowali Polakom. Przysłali natomiast swoich rybaków. W styczniu 1978 roku 50-osobowa grupa wysiadła na Okęciu.

- Była zima, a oni na bosych nogach mieli klapki, w dodatku bali się wyjść, bo pierwszy raz w życiu zobaczyli śnieg - wspomina Bogdan Marszałek. - Wkrótce okazało się, że także pierwszy raz są na statku a o połowach nie mają pojęcia. W dodatku nie potrafią ani czytać ani pisać, żadnego obcego języka też nie znają. Do tej pracy zwerbowano ich obietnicami wysokich zarobków.

Trawler "Sawa" z 30-osobową polską załogą i 50 Irakijczykami wyruszył z Gdyni na łowiska afrykańskie. Polacy uczyli ich rybactwa a iracki szef grupy wtajemniczał w arkana pisania i czytania. Trawler co dwa miesiące przypływał z rybami do Basry. Postoje zazwyczaj trwały dwa tygodnie. W czasie pierwszego pobytu statek ochrzczono - na nabrzeżu Irakijczycy podcięli baranowi gardło i jego krwią wysmarowali burty i trap.

Basra, port morski w pobliżu Zatoki Perskiej, liczyła wówczas około miliona mieszkańców. Wpływało się do niego rzeką Szatt al Arab powstałą z połączenia Tygrysa z Eufratem.

- Nie wiem, jak miasto wygląda dzisiaj, ale wtedy ze względu na liczne kanały i stojące nad nimi piękne domy w stylu arabskim nazywano je Wenecją Wschodu - opowiada Marszałek. - Wielkie wrażenie robiły ciągnące się wzdłuż rzeki i otaczające Basrę gaje palmowe. Plantacje liczyły ponad dziesięć milionów drzew i było to największe na świecie skupisko palm daktylowych. Irak był liderem w uprawach daktyli.

Coca-cola na pustyni

Bogdan Marszałek: - W końcówce lat 70. Irak był pięknym, bogatym krajem.
(fot. Marcin Bielecki)

Basra była bogata i - podobnie jak w Bagdadzie - nowoczesność sąsiadowała tu z tradycją. Doskonale zaopatrzone sklepy i egzotyczne bazary. Zabytkowe meczety i współczesne biurowce. Objuczone osiołki i luksusowe samochody. W kawiarniach sami mężczyźni, ale na ulicach nie brakowało kobiet ubranych po europejsku. Kontrasty często były tak szokujące, że rodziły pytanie, czy to aby nie fatamorgana.

Bogdan Marszałek: - Na pustyni w lichej chałupce jest sklepik. A w nim najprawdziwsza coca-cola w dodatku zimna. Lodówką była wanna z bryłami lodu.
Henryk Rzepecki: - Budujemy autostradę, wokół najnowocześniejszy sprzęt i nagle na horyzoncie pojawia się stado wielbłądów i kóz. Prowadzą je Beduini. Na grzbietach osłów siedzą żony, dzieci i kury. Karawana przechodzi majestatycznie a ja mam wrażenie, że czas cofnął się o tysiące lat.

Inżynier Henryk Rzepecki był w Iraku w latach 1985 - 87. Prowadził prace geodezyjne przy budowie autostrady pod Nasiriją. 145-kilometrowy odcinek przez osiem lat budowali Polacy.
- Zaraz po przyjeździe kilka razy byłem w Basrze - mówi. - Piękne i legendarne miasto. To stamtąd na dalekie wyprawy wyruszał Sindbad Żeglarz ze sławnej "Księgi tysiąca i jednej nocy". W osiemdziesiątym szóstym byłem świadkiem wysiedlania Basry.

Dzień i noc jechała kawalkada ciężarówek wypełnionych ludźmi i ich dobytkiem. W czasie kilkuletniej wojny iracko-irańskiej, właśnie w 1986 roku trwały najcięższe boje o miasto leżące na granicy z Iranem. Gdy w rok później pojechałem do Basry, nie poznałem jej. Spalone domy, powybijane szyby, rozkradzione sklepy. Statki do połowy zagrzebane w mule. To już nie był morski port.

Piekło na autostradzie i...

Z 1300 kilometrów autostrad w Iraku, 270 km zbudował polski Dromex. Najtrudniejszym etapem było układanie mas bitumicznych. Temperatura podłoża przekracza 70 stopni, powietrza - 40 stopni.
- Irakijczycy cenili nas za profesjonalizm i terminowość - podkreśla Henryk Rzepecki. - Naszymi atutami było też to, że mieliśmy własną kadrę kierowniczą, wykonawczą i nie byliśmy drodzy.

Ze względu na atrakcyjny przelicznik dolara, irackie kontrakty były dla Polaków bardzo opłacalne. Zazwyczaj po kontrakcie wracało się samochodem.
Budujący autostradę mieszkali w campie. Znajdował się na pustyni niedaleko Nasiriji. Miasteczko kontenerowych domków, basen, stołówki, biblioteka, świetlica, gabinety lekarskie, biura. Taki sam camp był w centrum Iraku niedaleko Ar Ramadi, gdzie Polacy budowali 125-kilometrowy odcinek autostrady z Hit do Bagdadu.
Dla Europejczyków najbardziej dokuczliwe były nie wysokie temperatury a silne wiatry wiejące od maja do sierpnia. Towarzyszyły im burze piaskowe. Nagle robi się czarno a gorące powietrze całe jest wypełnione miałkim piachem.

- W campie pod Ar Ramadi mieszkałam przez dwa lata, od 1988 roku do 1990 - opowiada dr Barbara Bobnis. - Mieszkało tam wtedy około dwóch tysięcy osób. Byłam jedną z dwustu kobiet pracujących głównie w biurach, stołówkach, laboratoriach. Pokój miałam tuż przy gabinecie. Pod oknem posadziłam słoneczniki, malwy i irysy.

Pamiętam okres, gdy po porze deszczowej wiosną zakwitała pustynia. Trwało to krótko, bo zaraz zaczynały się upały. Od czerwca do sierpnia temperatury przekraczające 40 stopni były codziennością. Ale mnie to nie przeszkadzało. Lubię ciepło i byłam Irakiem zafascynowana.
To samo powtarzają wszyscy, którzy tam byli.

...biblijny raj

Elżbieta Marszałek przyjechała do męża w czasie kolejnego postoju trawlera "Sawa" w Basrze. Z wyjazdem nie było problemu. Wszystkie dokumenty załatwiał Polservice a samoloty regularnie kursowały między Warszawą a Bagdadem.

- Z wykształcenia jestem geografem i możliwość zobaczenia dawnej Mezopotamii była czymś niezwykłym - opowiada. - Wielkie wrażenie zrobiły na mnie zbiory Muzeum Irackiego w Bagdadzie, szczególnie tabliczki z pismem sumeryjskim i misterna złota biżuteria. Ze względu na bogactwo eksponatów nazywano je Luwrem Azji. Dziś są to tylko wspomnienia, bo muzeum zostało rozkradzione. Byłam wstrząśnięta tym, co niedawno pokazywała telewizja.

Ziemie między rzekami Tygrys i Eufrat już pięć tysięcy lat temu zamieszkiwali Sumerowie, po nich Babilończycy, Asyryjczycy, Persowie a dopiero od VII wieku - Arabowie. W Al - Kurna u zbiegu Eufratu i Tygrysu miał znajdować się Eden, biblijny raj.
- Jest tam taras widokowy i drzewo Adama - mówi Henryk Rzepecki. - To miejsce odwiedzali prawie wszyscy Polacy pracujący w Iraku. Zresztą, różnego rodzaju wycieczek nie brakowało. Każdy, kto chciał, mógł Irak zwiedzić. Mnie, niestety, nie udało się obejrzeć muzeum w Bagdadzie. Trwała wojna z Iranem, muzeum było zamknięte a zbiory wywiezione.

Barbara Bobnis kilka razy przejechała Irak od Kurdystanu po Babilon. Najbardziej zafascynowana była meczetami i arabskimi targowiskami. Zapach przypraw, bogactwo tkanin, wyrobów ze złota i miedzi przyprawiały o zawrót głowy.
Henryk Rzepecki twierdzi, że chętnie by do Iraku wrócił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński