Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jadą czołgi przez wieś

Mariusz Parkitny
Ciągle tylko przejeżdżają. Wyszliby z tych czołgów na chwilę, mleka by chociaż dostali - mówią mieszkańcy Studnicy.
Ciągle tylko przejeżdżają. Wyszliby z tych czołgów na chwilę, mleka by chociaż dostali - mówią mieszkańcy Studnicy. Marek Biczyk
Pierwszy raz pojawili się w Studnicy niedaleko Ińska i Drawska Pomorskiego kilka lat temu. Wysocy, barczyści, krótko ogoleni, w wojskowych kombinezonach. Mówili w językach niezrozumiałych dla większości mieszkańców wsi. Przywieźli ze sobą potężne maszyny: czołgi, amfibie, dużo broni. Gdy wjeżdżali na poligon wszyscy mieszkańcy wylegli na ulice. Taki widok robił wrażenie. Dziś spowszedniał.

- Co to - pytał przed laty sąsiad sąsiada.
- NATO, chłopie, Amerykany...
Żołnierze armii brytyjskiej, szwedzkiej, holenderskiej machali studniczanom na przywitanie. Ci niechętnie odmachiwali.
- Byliśmy nieufni. Do tej pory na poligonie ćwiczyły tylko wojska polskie. Wjazd obcokrajowców robił niesamowite wrażenie - wspomina jeden z mieszkańców.
Tak wyglądał początek manewrów armii NATO na poligonie drawskim. Wczorajszą niechęć zastąpiła sympatia.
- Niektórzy z tej przyjaźni to nawet zaczęli uczyć się angielskiego - mówi pan Tadeusz ze Studnicy.
Gdy na początku marca tego roku do wsi wjechały kolejne jednostki Sojuszu Atlantyckiego, mieszkańcy przyjęli ich także z nadzieją.

Wieś jak wieś

Studnica to wieś niedaleko Drawska Pomorskiego i Ińska. Zamieszkuje ją ponad stu mieszkańców. Jest najbliżej położoną miejscowością przy poligonie drawskim. Od ćwiczących żołnierzy najbliższe domy położone są w odległości kilkuset metrów. Mieszkańcy nazywają swoją miejscowość miasteczkiem wojskowym. Tuż obok rozciąga się ogromny teren, na którym od kilkudziesięciu lat odbywają się ćwiczenia wojskowe. Najpierw państw Układu Warszawskiego, teraz Sojuszu Północnoatlantyckiego. Duża część mieszkańców nie pracuje. Utrzymuje się z zasiłków. Gdy we wsi pojawili się pierwsi żołnierze NATO, mieli nadzieje, że uda im się zarobić na wojsku. Myśleli o wynajmowaniu żołnierzom pokojów, otwarciu sklepików. Ale żołnierze zamieszkali na terenie okolicznych miejscowości. Studnica, choć położona najbliżej poligonu nie ma szczęścia do żołnierzy.
- Rzadko do nas wpadają. Tylko przejeżdżają, w drodze na poligon - żalą się mieszkańcy.

Nadzieja we wsi

Pod koniec lutego w Studnicy gruchnęła wiadomość, że natowcy będą potrzebować statystów do ćwiczeń. Statyści mieliby pochodzić z okolicznych wsi. Za każdy dzień pracy opłata miała wynosić 40 dolarów plus wyżywienie.
- Byliśmy pewni, że jak będą wybierać statystów to w pierwszej kolejności wezmą nas - mówi pan Tadeusz. - Ludzie mieli nadzieję.
Ale nadzieje studniczan szybko rozwiano. Statyści co prawda byli, ale nie z okolicznych wsi. Wzięto znajomych i dziewczyny żołnierzy z polskiej armii.
- Szkoda, była szansa na podreperowanie domowych budżetów. A z tymi to w Studnicy cienko - mówią mieszkańcy.
Obliczyli, że w czasie manewrów każdy z nich mógłby zarobić 560 dolarów. To ponad dwa tysiące złotych.
- Boże. Takich pieniędzy w życiu nie widziałem. W końcu mógłbym wyremontować dom - planował pan Tadeusz. - Najbardziej szkoda mi dzieci, bo napaliły się, że dostaną nowe ciuszki. A tu figa z makiem.

Zachodzą do sklepu po chipsy

We wsi jest jeden sklep spożywczy. Nazywa się "Dorotka". Wraz z żoną prowadzi go Stanisław Potrykus, sołtys. Żołnierze NATO robią tu zakupy prawie codziennie.
- Najwięcej kupują chipsów - mówi sołtys Potrykus. - Płacą polską walutą. Biorą też papierosy, napoje. Nie kupują natomiast alkoholu.
Stanisław Potryks narzeka trochę, że mogliby robić większe zakupy.
- Ale każdy klient się liczy. Kupują tylko tyle ile potrzebują - mówi.
"Strzałów już nie słyszymy"
Pod sklepem siedzi grupka mężczyzn, mieszańców wsi. Komentują właśnie kolejny przejazd ciężkiego sprzętu przez wieś na poligon. Żołnierze salutują im. Oni odpowiadają tym samym.
- Niby Polska jest w NATO, ale takiego sprzętu nie mamy - komentuje jeden z nich.
Pytają ich jak znoszą to ciągłe strzelanie, krzyki, odgłos jadących amfibii. Mówią, że już tego nie słyszą. Nawet, gdy ćwiczenia prowadzone są w nocy.
- Przyzwyczailiśmy się. Przecież poligon istnieje tu od dawna. Wcześniej ćwiczyli tu Polacy i wojska ze wschodu - mówi pan Marian, studniczanin. - To dla nas normalka.
Jeden z mieszkańców nie jest zadowolony z obecności wojsk natowskich. Jego zdaniem ciągłe przejazdy sprzętu wojskowego niszczą mu dom.
- Ściany mi drżą. Tynk odlatuje. Tylko patrzeć jak chałupa runie na ziemię - mówi.
Mimo to twierdzi, że obecność żołnierzy zwiększa bezpieczeństwo we wsi.
- Gdy przyjeżdżają, to jesteśmy chyba najbezpieczniejszą wsią na świecie - śmieje się. - A co tam, niech chałupa się rozleci. Może pomogą mi wybudować nową.
"Szkoda, że nie odwiedzają"
Anna Góral mieszka w Studnicy od 1950 roku. Spotykamy ja na miejscowym cmentarzu. Przyszła na groby męża i dzieci.
- Znałam wszystkich, którzy tu leżą - pokazuje na liczne groby. - Coraz więcej ludzi odchodzi z tego świata.
Obecność wojska nie przeszkadza jej. Mówi, że żołnierze są porządni i mili. Żałuje, że tak rzadko odwiedzają mieszkańców.
- Bardzo szkoda. Mogliby wpaść na herbatę, a oni tylko przejeżdżają - mówi.

Przyjadą następni

Manewry zakończyły się w piątek. Trwały dwa tygodnie. W lecie mają się odbyć kolejne. Mieszkańcy Studnicy liczą, że następni żołnierze chętniej będą zostawiać pieniądze we wsi.
- Może w końcu wezmą nas na statystów - mówią. - Przecież znamy ten poligon jak nikt inny. Widzieliśmy tu niejedno.
Ciągle tylko przejeżdżają. Wyszliby z tych czołgów na chwilę, mleka by chociaż dostali - mówią mieszkańcy Studnicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński