- Maluchy ważyły po niespełna 30 gramów, nie miały kolców, włosków na brzuszkach, były jeszcze ślepe i wyziębione – opowiada Marzena Białowolska z Fundacji Dzika Ostoja. - Musiałam je karmić co półtorej godziny. Zjadały po 2/3 ml mleka. Na początku bałam się, że jeżyki mogą nie przeżyć, bo tak małych zwierzaczków w naszym ośrodku jeszcze nie było.
Marzena jak na dzielną mamę przystało karmiła maleństwa regularnie co dwie godziny. W nocy nastawia budziki, aby wstać o odpowiednich porach, a w dzień zabiera maluchy do pracy. Każdy z jeżyków po karmieniu ma masowany brzuszek, aby mleko nie powodowało mu wzdęć.
- W naturze to matka językiem masuje maleństwa, ja smaruje je wazeliną i robię masaż palcami.
Dzisiaj smerfna piątka wygląda już dużo lepiej. Mają mięciutkie igły, zwijają się w kolczasty kłębuszek, zaczynają jeść na czworaka, drapać się, wspinać na koszy i wydają piskliwe dźwięki.
- To takie urocze, gdy codziennie zauważam u nich jakieś nowe rzecz – mówi Marzena. - Śmieję się, że to moje maleństwa, a ja jestem jeżową mamą.
Kilka dni temu do jeżowej rodzinki dołączyły kolejne dwa maluchy – Ciamajda i Smerfuś. W wiklinowym koszyku mieszka teraz siedem małych jeżyków.
Jeże w Fundacji zostaną do wiosny. Dopiero na przełomie marca/kwietnia zostaną wypuszczone. Gdyby nie pomoc Fundacji Dzika Ostoja maleństwa nie przeżyłyby ani jednego dnia w naturalnym środowisku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?