Książka to obszerna i bogato ilustrowana monografia poświęcona Centralnej Agencji Fotograficznej (CAF), instytucji powołanej do tworzenia serwisu fotograficznego dla prasy codziennej. Obejmuje całokształt spraw związanych z „drogą zdjęcia od wydarzenia do czytelnika”.
- Pomysł na książkę przyszedł mi do głowy w tramwaju - mówi dr Paweł Miedziński. - Fotografią interesowałem się od dziecka. Kiedy jeszcze nie umiałem czytać, lubiłem oglądać zdjęcia oraz ilustracje czy komiksy. Potem prenumerowałem National Geographic, w którym zdjęcia zawsze były na wysokim poziomie. Interesowałem się też historią i w tej książce te moje zainteresowania udało się połączyć. Pokłosiem moich zainteresowań była praca doktorska, której skróconą wersją jest ta książka.
W książce przedstawione zostało funkcjonowanie wieloszczeblowej cenzury, wpływ rządzącej monopartii czy tajnej policji politycznej. Znalazły się w niej niepublikowane wcześniej zdjęcia. Odtworzone zostały też kulisy powstania i nieoczywiste losy niektórych dobrze znanych fotografii.
- Dla mnie CAF to szalenie ciekawy punkt spojrzenia na PRL - mówi autor. - Na zdjęciach widać, jak rzeczy zakazane stawały się dozwolone i odwrotnie. To była przyjemna zabawa w detektywa. Znakomita większość zdjęć była wykonana na zamówienie partii. Stąd miliony zdjęć przedstawiające sukces gospodarczy Polski - zdjęcia z zakładów pracy, uśmiechnięci robotnicy. Kiedy pojawiło się pozwolenie na krytykę, nagle zaczęło się pojawiać mnóstwo zdjęć krytycznych wobec sytuacji w kraju. Po wprowadzeniu stanu wojennego znowu trzeba było pokazywać sukcesy partii oraz lud pracujący miast i wsi.
Autor książki zrobił 56 tysięcy klatek zdjęciowych i zrobił z nich dokumentację
- Nie wszystkie zdjęcia trafiały do druku. Było coś takiego jak archiwum B - mówi autor. - To archiwum powstało dlatego, że nie wiadomo było co zrobić z negatywami, które nie spełniały kryterium aktualnej poprawności politycznej. Klatki z negatywów wycinano i chowano w kasie pancernej naczelnego. Po latach te negatywy okazywały się bardzo ciekawe.
Książka opisuje także ludzi – fotoreporterów, dziennikarzy, politycznych decydentów. Przedstawia zróżnicowane mechanizmy, które regulowały proces, którego finalnym efektem była publikacja zdjęcia. Czasem następowała ona wiele lat po jego wykonaniu.
- Od skończenia liceum marzyłem o tym, żeby być fotoreporterem CAF - mówi Jerzy Undro, wieloletni fotoreporter CAF, a potem PAP w Szczecinie. - Marzenie się spełniło. To była połowa lat 60. i redaktor naczelny zaczął wtedy budować sieć fotoreporterów w terenie. W ten sposób do agencji trafili fotoreporterzy, dla których agencja stała się całym życiem. Nas fotografia nie tylko żywiła, ale też uczyła i wychowywała. Dla fotoreportera wtedy CAF to było coś, co każdy z nas chciał osiągnąć.
Fotoreporterzy CAF robili zdjęcia na zlecenie, ale często też musieli sami podejmować decyzję, że coś sfotografują, nie mając pewności, że te zdjęcia zostaną opublikowane.
- Tak było z pożarem Kaskady. Nikt w Warszawie nie był zainteresowany tym, że pali się jakaś knajpa, dopiero kiedy zagraniczne agencje zaczęły pytać o zdjęcia, wzrosło również zainteresowanie w CAF - mówi Jerzy Undro. - Kiedy upadał Mur Berliński, pojechałem do Berlina na własną odpowiedzialność łamiąc wszelkie zasady, ale zdjęcia były.
Ramy czasowe publikacji obejmują także okres powojenny oraz próbę adaptacji agencji do nowej rzeczywistości na początku lat 90. XX wieku.
Książka została wydana przez Instytut Pamięci Narodowej.
Bądź na bieżąco i obserwuj:
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?