Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy przyjaciel nie wystarcza

Roma Linke, 12 marca 2005 r.
Dwa lata temu z porad psychiatrów skorzystało niemal 150 tysięcy Polaków. Zapewne podobna liczba naszych rodaków szukała pomocy u psychologów. Być może dzisiaj jeszcze więcej z nas ma problemy psychiczne. Nie wszyscy trafią jednak do specjalistów. Przed wizytą ciągle powstrzymuje nas strach przed swoistym piętnem.

Zaledwie co setny Polak deklaruje, że zgłosiłby się do psychiatry, gdyby zauważył u siebie pierwsze objawy zaburzeń, a ponad 80 procent naszych rodaków nie zrobiłoby tego z powodu wstydu i obawy przed otoczeniem - wynika z badań TNS OBOP.

- Wyniki tych badań są dla mnie przerażające. Ludzie powinni wiedzieć, że problemy psychiczne to nie tylko kaftan, szpital bez klamek i chorzy przykuci pasami do łóżka - mówi 40-letni Tadeusz, który cztery lata temu był pacjentem psychiatrycznym. - Podobno co setnego Polaka dotyka problem depresji. Jestem pewien, że inne zaburzenia psychiczne dotyczą jeszcze większej grupy. Tylko ilu potrafi się do tego przyznać i coś z tym zrobić?

Mądra decyzja

Tadeusz zawsze był przekonany, że poradzi sobie ze wszystkimi problemami. Miał dobrą pracę, żonę, którą kochał i udane dzieci. A jednak z dnia na dzień zaczęło się z nim dziać coś dziwnego.

W końcu doszedł do stanu, gdy przez kilka dni nie wstawał z łóżka, nie obchodziło go, czy szef wyrzuci go z roboty, w głowie mu ciągle krążyły przygnębiające myśli, a on nie miał siły, by z tym wszystkim walczyć. W końcu żona, podejrzewając, że w grę wchodzi głęboka depresja, zaprosiła do domu znajomego psychiatrę.

- Wykazała się wielką mądrością, pokonała wszelkie opory, lęki i chwała jej za to - mówi dzisiaj z uznaniem. - Była długa terapia i tabletki. Były chwile zwątpienia, ale i dni, gdy czułem się jak dawniej. I one dawały wiarę, że wyzdrowieję. Dzisiaj wiem, jak ważna jest kampania społeczna pomagająca zrozumieć ludziom, że psychiatra, psycholog to nie ostateczność, wyrok i ubezwłasnowolnienie, ale skuteczna pomoc w wielu poważnych stanach chorobowych. Należy uświadomić ludziom, że choroba psychiczna poddaje się leczeniu, jak wiele innych chorób - przekonuje.

Oczywiście, nie wszystkie nasze zaburzenia, dziwne zachowania, nerwice, chwilowa niechęć do życia i dręczące myśli świadczą o chorobie psychicznej. Gdy świat nas zbyt przytłacza, dopadają stresy i tragedie, gdy nie radzimy sobie z kłopotami, uruchamiane są mechanizmy obronne, które niekiedy mogą objawiać się wycofaniem w głąb siebie i wcale nie musi to być choroba.

Jeśli jednak staje się zbyt ciężko, gdy nie panujemy nad emocjami, gdy na naszym zachowaniu cierpi rodzina, i w końcu gdy zadajemy sobie pytanie, czy poradzimy sobie z problemami, to znak, że potrzebna jest nam pomoc.

- Nasze społeczeństwo powoli zaczyna rozumieć, że można pójść do specjalisty i że to wcale nie znaczy, że jest się "wariatem" - mówi Maria Moneta-Malewska, znana lekarz psychiatra i terapeuta z Warszawy. - Z pomocy psychologa i psychiatry korzystamy coraz częściej, jednak myślę, że jeszcze zbyt rzadko. Ciągle wierzymy w to, że idą do nich tylko ludzie słabi, którzy nie radzą sobie w życiu. Przekonujemy się, że mimo kłopotów, damy sobie radę.

Tylko że nigdy nie było nam tak ciężko jak dzisiaj. Nie pojawiało się tak wiele problemów, które wpędzają nas w dołek psychiczny czy nawet depresję. Gdy więc poczujemy, że kłopoty zaczynają nas przerastać i nie jesteśmy w stanie ich rozwiązać, zgłośmy się do psychologa. Im zjawimy się wcześniej, tym łatwiej i szybciej będzie można zaradzić problemom.

- Oddzielną sprawą jest pójście do psychiatry. Ludzie ciągle są przekonani, że trafiają do niego tylko nienormalni. A w Polce chory psychicznie jest traktowany zupełnie inaczej, niż każdy inny chory - twierdzi Moneta-Malewska.

Nasz stosunek do chorób psychicznych sprawdzało Centrum Badania Opinii Społecznych. Co trzeci ankietowany przyznał, że zna osobę chorą psychicznie przy czym zdecydowana większość twierdziła, że to ktoś ze znajomych i sąsiadów.

Znacznie rzadziej badani przyznawali, że to ktoś z rodziny lub przyjaciół. Tylko pojedyncze osoby przyznały się do tego, że same są chore. Co ciekawe, doświadczenia w kontaktach z ludźmi chorymi psychicznie zależały od poziomu wykształcenia ankietowanych - im było wyższe, tym częściej przyznawali, że znają kogoś takiego.

Pokrzywdzeni i bezradni

- Mój ojciec zachorował pięć lat temu - wspomina 18-letnia dziś Marta. - Zaczęło się od dziwnego zachowania. Plątał się po domu, chodził zadumany. Nawet zażądał od mamy rozwodu, bo twierdził, że nie pozwalamy mu wejść do naszego świata. Może nie powinnam tego mówić, ale mam żal do ojca, że musiałam przez niego tak cierpieć. Wolałam siedzieć w szkole jeszcze długo po lekcjach, bo bałam się wrócić do domu. Był nieprzewidywalny - to krzyczał i szalał, to siedział cicho całymi godzinami. Byłam wtedy dzieckiem i nie wiedziałam, co robić. Mama wiele razy namawiała ojca, aby zgłosił się do lekarza, ale on ciągle odmawiał. W końcu było tak źle, że musiałyśmy zadzwonić na pogotowie, aby go zabrali. Trafił do szpitala i zaczęła się długa terapia, branie leków. Miał szczęście do lekarzy, od dłuższego czasu jest zdrowy. Dzisiaj wiem, że choroby psychicznej nie można lekceważyć. Należy jak najszybciej z nią walczyć, bo może być za późno. Nie można się oszukiwać, że sama minie. I jeszcze najważniejsze - choroba psychiczna jest gorsza dla tych, którzy osobę chorą kochają, aniżeli dla niej samej. I całkowicie zmienia życie rodziny.

Ponad 90 procent badanych przez CBOS jest przekonanych, że chorzy psychicznie to osoby częściej niż inne krzywdzone i wyśmiewane, bardziej bezradne i skłonne do samobójstwa, a zarazem bardziej uciążliwe i trudne we współżyciu. Ponad 80 procent ankietowanych twierdziło jednocześnie, że są ofiarami swojego środowiska społecznego i swojej choroby, silnie podkreślało ich uciążliwość dla otoczenia. Zdaniem 60 procent, osoby chore psychicznie są bardziej wrażliwe i więcej rozumieją.

Badania CBOS ujawniły również, że określenia chorych psychicznie używane w otoczeniu ankietowanych w większości są silnie negatywne. W opinii socjologów jest to dowodem niezrozumienia i negatywnych reakcji emocjonalnych, a może też społecznej niewiedzy i bezradności wobec problemów zdrowia psychicznego.

Piotr ma dzisiaj 25 lat, pięć lat temu pojawił się w jego życiu poważny problem. - Kłopoty natury psychicznej - broni się przed opisem swej choroby Piotr. - Gdy tylko zauważyłem, że nie radzę sobie z emocjami, mam problemy z porozumiewaniem się z ludźmi, popadam w skrajne nastroje, poszedłem do terapeuty. Nikomu o tym nie mówiłem, tylko rodzice wiedzieli, co się ze mną dzieje.

Mieszkając razem z nimi trudno było cokolwiek ukryć. Od dłuższego czasu wizyty u terapeuty są sporadyczne, czuję się jak dawniej. Jestem przekonany, że nie miałem większych problemów tylko dlatego, że w porę oddałem się w ręce specjalisty.

Żyję dzięki terapii

CBOS pytał również Polaków, jakich chorób obawiają się najczęściej. Psychiczne znalazły się na czwartym miejscu, po chorobach nowotworowych i serca oraz AIDS.

A jaki mamy stosunek do chorych psychicznie? Aż 70 procent deklaruje wobec nich życzliwość, zaledwie co dwudziesty jest im niechętny. Postrzegani są jednak mniej życzliwie od osób kalekich czy upośledzonych umysłowo, ale wyraźnie bardziej życzliwie od chorych na AIDS, narkomanów i alkoholików.

Mamy jednak spore opory przed powierzeniem osobom chorym psychicznie ważnych funkcji. Aż 80 procent Polaków nie oddałoby pod ich opiekę dziecka, 77 procent nie wyraziłoby zgody, aby uczyło ich dzieci.

Natomiast tylko co dziesiąty z nas nie chciałby, aby chory psychicznie był jego sąsiadem czy kolegą w klasie. I jeszcze jedno - ponad 40 procent opowiada się za przymusowym leczeniem chorego psychicznie w wypadku, gdy nie wyraża na to zgody. Sprzeciwiło się temu zaledwie trzy procent badanych.

Bożena ma 36 lat, od roku chodzi do psychoterapeuty.

- Mam nieustanną huśtawkę nastrojów, z depresją włącznie - opowiada. - Terapeuta z góry mi zapowiedział, żebym nie spodziewała się efektów po kilku tygodniach, ale żebym nastawiła się na rok pracy, albo i więcej. Moja psychoterapia nie polega na tym, żeby się wygadać. Oczywiście, trzeba dużo opowiedzieć, nawet tych rzeczy najskrytszych, żeby terapeuta miał materiał wyjściowy do dalszej wspólnej pracy. Ale to nie tak, że jak już powiem mu wszystko, co tam siedzi w moim chorym umyśle, to będę uleczona. Na takiej zasadzie to można by gratis pozbyć się każdego problemu psychicznego idąc do lasu i gadając do drzewa. Darmo i bez obawy, że ktoś nas będzie oceniał. Każde spotkanie z terapeutą to długi dialog - on mi zadaje pytania, ja na nie odpowiadam, na tych odpowiedziach budowany jest dalszy ciąg rozmowy... Czy pomaga?
Jestem pewna, że żyję do tej pory tylko dzięki terapii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński