Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fotografka ze Szczecina zmienia oblicze dziecięcych sesji zdjęciowych. Te przedszkolne zdjęcia zachwycają!

Anna Brüske-Szypowska
Anna Brüske-Szypowska
Agnieszka Kowalik Fotografia
Kiedyś czarowała na Instagramie kreatywnymi zdjęciami z córką. Dziś odczarowuje przedszkolną fotografię w szczecińskich placówkach. Jako mama, psycholożka i fotografka rzuca zaklęcia na bylejakość. Sprawdziliśmy, czym i jak czaruje dzieci w naszym mieście Agnieszka Kowalik Fotografia.

Przed naszą rozmową wyciągnęłam swoje zdjęcia z przedszkola... I szybko schowałam, bo te zdjęcia, wcale nie z tak odległych czasów, czyli lat 80. i 90., były nudne i nijakie. Dziś mam wrażenie wciąż takie bywają. Podczas gdy robi się fantastyczne sesje rodzinne, gdy same przedszkola są zupełnie inne niż kiedyś, bo rośnie świadomość, a przez to wymagania rodziców, to wciąż fotografia przedszkolna traktowana jest po macoszemu. Zgodzisz się ze mną?

- Tak. Moja córka poszła do przedszkola w czasie pandemii wiec sesje się nie odbywały, ale zdjęciom ze żłobka na pewno było bliżej do tych z “naszych” czasów.

Kupiłaś?

- Kupiłam. Ale leżą gdzieś na dnie szafy. Podobnie jak przedszkolne czy szkolne zdjęcia dzieci znajomych. I wtedy trochę ze smutku, a trochę z przekory, narodziła się we mnie, zarówno jako u rodzica, jak i fotografa, niezgoda na to. Bo przedszkolne zdjęcia powinny i mogą być piękną pamiątką oraz wyjątkowym wydarzeniem dla dziecka.

ZOBACZ TEŻ:

No to jak się to robi?

- Skupiłabym się na tym nie jak, ale z kim. Przede wszystkim przed obiektywem stoi mały człowiek, który wcale nie ma wielkiej potrzeby posiadania tych zdjęć. I sam fakt, że ma zapozować z uśmiechem, by rodzice mieli ładną pamiątkę to dla niego mało ważny argument. Musi mieć z tego frajdę. A żeby ta frajda była, to nie może odbywać się taśmowo to raz, a dwa akcesoria z planu zdjęciowego muszą dziecko zainteresować i zaangażować. Np. gdy mam na planie instrument to on rzeczywiście gra. No i często ratują mnie brukarskie ochraniacze na kolana (śmiech).

Ochraniacze?!

- Tak. To, że naprawdę ratują moje zdrowie to jedno, bo żeby złapać perspektywę dziecka pracuję głównie na kolanach. Padnij, powstań, padnij. Inaczej się nie da. Nakolannik brukarskie chronią kolana, ale ciekawią dzieci i robią ze mnie taką trochę superbohaterkę z aparatem.

Ale sama jesteś też mamą przedszkolaczki. To Ci z pewnością ułatwia?

- Tak, na pewno. Ale jestem też psychologiem. Pracowałam m.in. z dziećmi autystycznymi. I w ogóle lubię swoją pracę. Dzieci nie kupują ściemy, a ja z każdym z nich nawiązuję relację na te kilka minut. Z jednymi więc żartuję, z innymi ucinam pogawędkę np. na temat hobby czy bajek. Czasem trzeba trochę pobłaznować, ale nie mam z tym problemu. I wtedy ten uśmiech na zdjęciu wychodzi naturalnie.

Czyli nie pada tradycyjne “uśmiechnij się”.

- O nie. To jest słowo zakazane.

A podpowiesz jakąś wskazówkę rodzicom, którzy sami próbują zrobić swojemu dziecku mini sesję? Albo chcieliby mieć po prostu ładne zdjęcie do domowej galerii.

- W przypadku maluszków sprawdzają się bańki mydlane. W przypadku starszych dzieci można rzucić wyzwanie typu “hej, czy ty myślisz, że dasz radę, czy nam się to uda?”.

Wracając do przedszkolnych sesji, gdzie szukasz inspiracji i jak długo trwa przygotowanie takiej widowiskowej scenografii jak Twoje?

- Zdecydowanie bardziej wolę Pinteresta niż Instagrama. A do sesji zimowych przygotowuję się już latem. Co bywa o tyle kłopotliwe, że niełatwo wtedy o świąteczne gadżety. Ale potrzeba matką wynalazków, a jako że mam w sobie duże pokłady kreatywności i lubię tworzyć, to wiele z elementów moich dekoracji robię sama lub przerabiam. Tak było ze starym koniem na biegunach. Był obdrapany i łysy, taka “bida na płozach”. Został przeze mnie odresturowany, wyrosła mu bujna grzywa i ogon i nadał sesjom retro klimatu. A dla dzieci był atrakcją, nie atrapą tylko zabawką, z której można korzystać.

Łatwo w starciu z konkurencją odczarowuje się przedszkolną fotografię?

- Często bywa tak, że rada rodziców przyzwyczajona do poziomu przedszkolnych sesji, decyduje się na najtańszą ofertę, bo po co przepłacać za coś, co jakie jest każdy widzi... Ale jak wspominałaś na początku rodzice zaczynają być bardziej wymagający. Widzą w social mediach fajne sesje, bo i takie na szczęście bywają i chcą ich w przedszkolach własnych dzieci. Tym bardziej, że nie zawsze jest czas i możliwości, by taką sesje zrobić w typowym studio.

I wtedy pojawiasz się Ty ze swoim “obwoźnym” studiem zdjęciowym nie na białym koniu, ale na czterech kółkach (śmiech)?

- Tak. Jak dobra wróżka z bajek. Na początku nie było łatwo “przebić się przez sieć wzajemnych powiązań i relacji”, jak pewnie w każdej branży, ale każda kolejna sesja tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, że to właściwa droga. A w moim przypadku jest też tak, że tam, gdzie zrobię jedną sesje zwykle wracam na kolejne. Spotykam się z tak budującym feedbackiem od strony rodziców, że wiem, że warto przecierać szlaki.

Mogłabym spuentować, że wszystko dla dzieci. Ale musze dodać, że i dla rodziców, bo nie sposób nie wspomnieć o tym, jak te zdjęcia są pieczołowicie i estetycznie zapakowane.

- No ale jakby inaczej? To są dla kogoś wyjątkowe zdjęcia, na nich są piękne dzieci, to są efekty mojej pasji i pracy i czuję, że powinno to być w taki właśnie sposób potraktowane.

Gdybym miała wehikuł czasu przeniosłabym Cię z tą pasją w czasy mojego dzieciństwa. Ale cieszę się, że nowe pokolenia przedszkolaków, tu w Szczecinie, mają szansę poznać kogoś takiego!

Fotografka ze Szczecina zmienia oblicze dziecięcych sesji zd...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński