Teraz jednak, po meczu ze Śląskiem, poszedłem. I usłyszałem, że… to, co widziałem, to wcale nie jest to, co widziałem, bo powinienem zobaczyć zupełnie coś innego, bo coś innego się działo na boisku. Nawet przez moment zacząłem się zastanawiać, że może rzeczywiście, że przecież nie mam licencji trenerskiej, że co ja tam mogę wiedzieć i widzieć.
Co oczy widziały, tego sercu żal
Naprawdę. Tylko potem pomyślałem sobie, że ja tutaj właśnie przechodzę terapię poprawy piłkarskiego wzroku, a tysiące kibiców są już w domach, samochodach, tramwajach… I oni nie mają tej przyjemności. Oni widzieli, że doskonale ustawiony Śląsk wybija Pogoń z rytmu, że nasi zawodnicy nie mogą zrobić sztycha na słynnych skrzydłach, bo tam jest zaraz dwóch, trzech, czterech zawodników z Wrocławia. A jak zagrają do środka, to tam jest jeszcze więcej podopiecznych Djurdjevicia. To było widać z trybun. Ale to wszystko nie jest prawdą. Bo… „W I połowie mieliśmy kontrolę, wiele ataków i wiele razy mało brakowało do zdobycia bramki. Niestety znów tracimy gola na początku II połowy. Po utracie gola może i był stres, ale cały czas atakowaliśmy. Gol Śląska z rzutu karnego zamknął ten mecz. Walczyliśmy do końca, bo Pogoń nigdy się nie poddaje. Łatwo zwątpić po takiej porażce, ale my musimy wierzyć, że nasza praca w końcu dobrze zaprocentuje” – to słowa Jensa Gustafssona z pomeczowej konferencji. No może rzeczywiście. Gdyby tak się dobrze zastanowić… Tylko że te falowe ataki w pierwszej połowie były tak falowe, że powodowały ziewanie. Te szanse na zdobycie gola, to przede wszystkim strzał z dystansu zawodnika Biczachczjana, po którym bramkarz Śląska udowodnił, że się nie umie bawić i wybił piłkę szybującą w okienko.
Śląsk po klęsce w derbach z Zagłębiem Lubin przyjechał do Szczecina z nożem na gardle, dodatkowo mocno osłabiony. Ustawił się 5-4-1 i grając bardzo głęboko i kompaktowo powybijał Pogoni ofensywne zęby. Trener wrocławskiego zespołu wprost powiedział o tym na konferencji po meczu. Czy nasi zawodnicy mieli jakikolwiek pomysł na sforsowanie zasieków wrocławskiej obrony? Ani przez moment. przy 0:0, 0:1 ani 0:2. To samo jednostajne tempo, ten sam pomysł. Solidny i realizujący przedmeczowe założenia Śląsk – wypunktował Pogoń. Efekt?
Dla kogo te mecze?
No właśnie może być tak, że Pogoń będzie ewenementem, bo sama zabije efekt nowego stadionu, na który chcą przychodzić kibice. Bo oni potrzebują dwóch rzeczy: zwycięstw albo widowiska. A najlepiej jednego i drugiego. Tak grająca (jak ze Śląskiem} Pogoń nie daje ani jednego, ani drugiego. Ale: „W I połowie mieliśmy kontrolę, wiele ataków i wiele razy mało brakowało do zdobycia bramki”.
Jest w języku polskim określenie: „pleść androny” – znaczy tyle, co: mówić coś głupiego i jest jeszcze jedno farmazon – w liczbie mnogiej mniej więcej znaczy tyle, co androny. Ale kiedy już określamy tak człowieka, to tak jakbyśmy mówili o nim: oszust, krętacz; szachraj, szalbierz. Po jesieni i dwóch meczach wiosny Jens Gustafsson coraz bliżej jest Janusza Farmazonssona. I nikomu się to nie podoba. Nawet mojemu koledze, który na żywo widział Pogoń pierwszy raz od pół roku. Ktoś zepsuł mu święto. Ktoś zepsuł NAM święto. Tylko kto?
20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?