Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Emocjonalny rollercoaster Michała Gorzkowicza, medalisty mistrzostw Europy z Wawelu Kraków

Krzysztof Kawa
Krzysztof Kawa
Sprinter Michał Gorzkowicz i trener Radosław Czyż z brązowym medalem mistrzostw Europy U-18 w biegu na 200 metrów
Sprinter Michał Gorzkowicz i trener Radosław Czyż z brązowym medalem mistrzostw Europy U-18 w biegu na 200 metrów Fot. Michał Kędzierski
By dotrzeć na lekkoatletyczne mistrzostwa Europy U-18 w Jerozolimie, Michał Gorzkowicz musiał spędzić noc na podłodze w hali lotniska Okęcie. - Ale to było niczym wobec tego, co przeżyłem na miejscu, już po zdobyciu medalu. To był prawdziwy emocjonalny rollercoaster – opowiada nam 17-letni sprinter, podopieczny trenera Radosława Czyża z Wawelu Kraków.

Do Izraela 41-osobowa kadra młodych lekkoatletów leciała na początku lipca z Warszawy. Akurat tego dnia, gdy nad stolicą rozszalała się burza i cały rozkład lotów się posypał.

- Mieliśmy wylecieć przed 23, czekaliśmy do godziny 1 w nocy i dopiero wtedy powiedziano nam, że lot jest odwołany. Były jeszcze problemy z odbiorem bagażu, w efekcie całą noc spędziliśmy na lotnisku. I dopiero o godzinie 15 następnego dnia zakwaterowano nas w hotelu – opowiada Michał Gorzkowicz. A trzeba wiedzieć, że to miał być jego pierwszy lot w życiu. - Miałem obawy, trochę niepewności, jak to będzie, a na to nałożyły się jeszcze te kłopoty z samolotem – dodaje.

Jakby tego było mało, krakowianin nie znalazł się w grupie sportowców, która - choć miała dzień zapasu do startu - odleciała do Tel Awiwu jako pierwsza.

- Ja tego zapasu nie miałem. Do hotelu w Jerozolimie dotarłem o 2 w nocy, a wcześnie rano musiałem już wystartować w eliminacjach. W efekcie tego dnia pobiegłem najgorzej na tych mistrzostwach – przyznaje. Na szczęście uzyskany rezultat 21.74 s wystarczył, by zakwalifikować się do półfinału 200 metrów, a tam krakowianin pokazał już pełnię możliwości.

- W pierwszym biegu odczuwałem zmęczenie, ale w następnym pobiłem rekord życiowy (21.38) i dostałem takiej adrenaliny, że zacząłem wierzyć, iż w finale mocno powalczę – wspomina.

Jego trener klubowy Radosław Czyż, który oglądał zawody w telewizji, nie ma wątpliwości, że to był kapitalny bieg.

- Wyjście z bloku, potem sam bieg i bardzo ładnie utrzymana końcówka, wszystko to złożyło się na idealny występ z rekordem życiowym 21.34 – podkreśla trener.

Była ogromna radość z wywalczenia brązowego medalu, a za chwilę wielka niepewność.

- To był psychiczny horror – mówi Radosław Czyż. - Śledząc wydarzenia z Polski, pierwsi dowiedzieliśmy się, że został złożony protest i Michał jest zdyskwalifikowany. Przekazałem tę informację do trenera kadry (Sławomira Landyszkowskiego – przyp.), który był na miejscu. W komisji sędziowskiej pokazano naszej ekipie zdjęcia, że Michał staje na linii. Ja te zdjęcia też mam, i widać na nich, jak linia jest gruba i że nie dochodzi do przekroczenia toru.

Ta dyskwalifikacja to było coś strasznego, czekanie na lotnisku to przy tym nic. To było półtorej godziny w ciągłym stresie. Na szczęście była ze mną pani psycholog z naszej reprezentacji, która bardzo mi pomogła. Była cały czas przy mnie, rozmawiała ze mną, pocieszała mnie. To był taki emocjonalny rollercoaster, no bo z jednej strony radość, że się tyle przeszło i osiągnęło wielki sukces, a z drugiej nagle taki cios. Ciężko byłoby mi samemu się z tym uporać – opowiada lekkoatleta Wawelu.

Ostatecznie sędziowie przyznali rację polskiej ekipie i cofnęli decyzję o dyskwalifikacji. Michał mógł odetchnąć. - Teraz jestem bardzo szczęśliwy. Nie spodziewałam się tego - mówi.

W poniedziałek, gdy wrócił do Krakowa, znów przeżył emocje, ale już tylko te pozytywne, wywołane faktem, że mógł pochwalić się przed rodziną, trenerem i znajomymi pierwszym w karierze medalem mistrzostw Europy.

- Było dużo radości przy powitaniu. Rodzice, wiadomo, bardzo się cieszyli. Ja też, choć nie jestem człowiekiem impulsywnym, staram się do wszystkiego podchodzić spokojnie – mówi, dodając z uśmiechem: - A latanie samolotami polubiłem.

Chodził od jednego fizjoterapeuty do drugiego

Dzisiaj jest euforia, ale przecież był czas, gdy szwankujące zdrowie mogło zakończyć jego karierę. Los postawił jednak na jego drodze Radosława Czyża, byłego mistrza Polski w biegu na 400 m przez płotki, dziś trenera biegaczy Wawelu - „młodych smoków”, jak lubi ich nazywać.

- Miałem wtedy 14 lat i nie wiedziałem, że jest coś takiego, jak fizjoterapia sportowa – wspomina Michał Gorzkowicz. - Nie byłem zaznajomiony z tym tematem, więc trochę to także moja wina, że dochodzenie do zdrowia tyle trwało. Miałem też pecha, bo trafiłem na paru fizjoterapeutów, którzy, krótko mówiąc, nie pomogli, a nawet pogorszyli mój stan, więc trochę przestałem wierzyć w możliwość biegania. Na szczęście trafiłem na trenera Czyża. On jakoś wyciągnął mnie z tego. Wtedy jednak nawet nie pomyślałem, że mogę kiedyś stanąć na podium mistrzostw Europy. Chciałem po prostu wrócić na bieżnię dla siebie, udowodnić coś sobie, nie myślałem o wynikach.

- Rzeczywiście, w tamtym czasie Michał miał problem, chodził od jednego fizjoterapeuty do drugiego – dodaje Radosław Czyż. - Trener Jerzy Kaduszkiewicz powiedział mi, że jest taki chłopak i zapytał, czy mógłbym mu poświęcić czas i jakoś pomóc. Wziąłem numer telefonu do Michała, porozmawiałem z nim. Okazało się, że od pół roku miał problemy z plecami, w zasadzie przestał trenować. Pierwsze co zrobiłem, to wysłałem go do mojego fizjoterapeuty. W styczniu 2020 roku zacząłem z nim współpracę, przez cztery miesiące przychodził na zajęcia z najmłodszą grupą, żeby wprowadzić się w trening na nowo, nabrać chęci do biegania, a jednocześnie stosował się do zaleceń fizjoterapeuty. Od maja stopniowo zaczął biegać w kolcach, a następnie wystartował w zawodach. I tak to się zaczęło – opowiada trener Wawelu.

Michał Gorzkowicz szybko zaczął poprawiać rezultaty, a następnie zdobywać medale na imprezach ogólnopolskich. Trafił do kadry, a najpiękniejszą część tej historii napisał w Jerozolimie.

- Michał ma przebłyski talentu, wyróżnia się na tle innych. Tylko że ten talent musiał być poparty pracą. Musieliśmy zająć się techniką i kilkoma innymi elementami. Można powiedzieć, że jako zawodnik był strasznie sztywny, mało rozciągnięty. Ale już potrafił biegać, więc jak te elementy: technika biegu, gibkość, delikatnie też siła, zostały poprawione, to złożyły się na ten rezultat, jaki mamy – tłumaczy Radosław Czyż.

Jak krakowski trener ocenia potencjał niespełna 18-letniego sprintera?

Uważam, że na pewno ma spory, sądzę, że może biegać poniżej 21 sekund, a co będzie dalej, to się okaże – mówi.

Teraz, już w najbliższy weekend, przed krakowianinem kolejne prestiżowe zawody – mistrzostwa Polski do lat 18 w ramach Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży. Wystartuje na dystansie 200 i 100 metrów, mierząc się z Markiem Zakrzewskim, innym wielce utalentowanym sprinterem, który zrobił furorę na mistrzostwach w Jerozolimie, zdobywając złoto na 100 m z rekordem Polski w kategorii wiekowej U-18, a zarazem najlepszym wynikiem w historii ME – 10.32 s.

W weekend na stadionie lekkoatletycznym w bielskiej Wapienicy dojdzie więc do pojedynku Michała z Markiem, ale w grze są też inni sprinterzy.

- Poznałem kilku chłopaków już wcześniej, ale w Jerozolimie była okazja, by bardziej się zintegrować. Szkoda, że w sztafecie 4x100 m zostaliśmy zdyskwalifikowani za zabiegnięcie toru jednemu z rywali, bo start eliminacyjny nam wyszedł i moglibyśmy mieć szanse na powalczenie w finale o kolejny medal. Co do mistrzostw Polski, to liczę na dobry występ. Ten sezon jest intensywny, jak żaden wcześniej, więc jestem już dość mocno zmęczony, ale nie tyle fizycznie, co emocjonalnie. Forma jest, więc spodziewam się, że powalczę o medal. Może w końcu o lepszy niż brązowy, bo ten brąz mnie prześladuje, mam ich już kilka w kolekcji – śmieje się uczeń I LO w Krakowie.

- Jeśli chodzi o „setkę” Michała, to jest jeszcze pole do poprawy. Jego obecny rekord to 10.66, ale do Bielska-Białej jedziemy z motywacją i wiarą, że w normalnych warunkach wynik poniżej 10.60 jest realny - dodaje trener.

Marcin Nowak: O mądry rozwój naszych dwóch sprinterów jestem spokojny

Zdaniem Marcina Nowaka, prezesa spółki Igrzyska Europejskie 2023, srebrnego i brązowego medalisty mistrzostw Europy seniorów oraz finalisty igrzysk olimpijskich w sztafecie 4x100 m, sześciokrotnego mistrza Polski na 100 m, do którego należy szósty w historii kraju wynik w tej konkurencji (10.21), zarówno Michał Gorzkowicz, jak i Marek Zakrzewski są w dobrych rękach.

- Co do prognozowania, jak będzie w przyszłości, to zawsze jestem ostrożny – podkreśla Marcin Nowak. - Słyszałem wypowiedź na temat Zakrzewskiego mojego przyjaciela Mariana Woronina: „Tak, on pobije mój rekord” (10.00 - przyp.). Na takie opinie jest za wcześnie. Marian chyba pod wpływem emocji wypowiedział te słowa. Chłopak, który ma 17 lat jest na etapie, gdy ma przed sobą dwa-trzy kluczowe lata: przede wszystkim chodzi o zdrowie i mądry rozwój. O ten rozwój jestem spokojny, bo akurat fajnie, że zarówno jednego, jak i drugiego z tych zawodników prowadzą sprinterzy. Naszego zawodnika z Wawelu Radek Czyż, a mistrza na 100 metrów Tomek Czubak. Dla mnie bez dwóch zdań to jest źródło sukcesu. Tomek to wprawdzie czterystumetrowiec, ale pamiętajmy, że on był bardzo szybki na „setkę”. Radek wybitnym sprinterem nie był, ale miał świetną wytrzymałość szybkościową, dlatego zdobył tytuł mistrza Polski na 400 metrów przez płotki.

Zawsze przy analizie takich młodych talentów odchodzę od ich warunków fizycznych. Model mistrza kształtuje się tak, jak w danym momencie wygląda najlepszy na świecie. Teraz przewodzą Amerykanie, którzy mają wzrost podobny do mojego, między 173 a 175 cm, zresztą tak samo jak mój wielki idol, Maurice Greene, który ma 176 cm, a przez wiele lat był niepokonany. Całe piękno sprintu, ale i całej lekkiej atletyki tkwi w tym, że czy jesteś niższego czy wyższego wzrostu, czy masz dłuższe nogi czy krótsze, to tak naprawdę liczy się to, co masz w sobie. Jeżeli noga jest szybka, jeżeli Achilles daje radę, to wzrost nie ma znaczenia. Dlatego nie patrzyłbym na warunki fizyczne tych chłopaków. Co do Zakrzewskiego, to ma świetny rytm, to mi się bardzo podoba. Technika jeszcze nie jest idealna, ale myślę, że ona przyjdzie z wiekiem, z męską tężyzną, w wieku powiedzmy dwudziestu, dwudziestu kilku lat. Wtedy parametry się zmieniają i dostosowanie jest dużo łatwiejsze. Jednego i drugiego z tych sprinterów warto obserwować w przyszłości, ale na jakiekolwiek prognozy jest za wcześnie, nawet w trosce o nich, żeby ich po prostu nie skrzywdzić.

Cieszą ich sukcesy, ale pamiętajmy, to jest tylko etap, a jeszcze kolejne etapy przed nimi: kategoria juniora, kategoria U-23 i dopiero wtedy tak naprawdę można myśleć o „dorosłym” sporcie. Bo znamy wielu mistrzów z imprez młodzieżowych, którzy zdobywali medale, a później znikali i nawet nie powąchali igrzysk olimpijskich.
Tomkowi Czubakowi nie udało się dwukrotnie z przyczyn zdrowotnych, kiedy tak naprawdę na igrzyska był pewniakiem, bo bił rekordy Polski, ale miał duże problemy z Achillesem. Kończyło się to operacją w jednym i drugim przypadku. Nie udało mu się tego marzenia zrealizować, więc teraz z uwagi na sympatię do niego mam nadzieję, że kariera jego podopiecznego będzie się bardzo dobrze rozwijała.

Michał Gorzkowicz też jest w dobrych rękach, bo Radek jest bardzo zaangażowany w treningi i też go bardzo szanuję. Proszę tylko pamiętać, że lekkoatletyka jest o tyle trudnym rzemiosłem dla trenera, że nawet najlepszy, nie znajdując materiału genetycznego u zawodnika, zwłaszcza w sprincie, nic nie zrobi. To udowadniają prace naukowe, między innymi moja, w pracy doktorskiej czy magisterskiej opisywałem, że bez odpowiedniego potencjału genetycznego, somatycznego w sprincie lekkoatletycznym nie można nic zrobić. Nawet najlepszy trener, najlepsze wspomaganie, najlepszy sprzęt i technologia nie pomogą. Niestety, albo się to ma, albo się tego nie ma. Oczywiście zawsze podkreślam, że to jest jakieś kilka procent składowej sukcesu, bo pozostałe to ciężka praca. Praca, praca, jeszcze raz praca, no i dużo szczęścia. W tym praca nad głową, bo jak podkreśla na każdym kroku profesor Jan Blecharz, ułożenie życia osobistego jest podstawą do odniesienia sukcesu. Na zawody mamy wychodzić z głową wolną od problemów życia codziennego, zmartwień dotyczących studiów czy rodziny, podstawowych aspektów socjalno-ekonomicznych. Jeżeli są tego typu problemy, to sukces jest ciężki do osiągnięcia. Tylko stabilizacja i wolna głowa powodują, że możemy się skupić na tym, co potrafimy. Szczególnie w sprincie. Bez odporności, uwolnienia głowy od złych myśli nic nie zrobimy. Tutaj decydują ułamki sekundy i każdy najmniejszy błąd czy zawahanie decydują o tym, czy jesteśmy pierwsi czy ostatni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Emocjonalny rollercoaster Michała Gorzkowicza, medalisty mistrzostw Europy z Wawelu Kraków - Dziennik Polski

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński