Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Element szkolnego życia

Joanna Skrobacka
Ściąga była zawsze. Kiedy pojawiła się szkoła, pojawiły się i sposoby radzenia sobie z jej wyzwaniami. Lenistwo to część ludzkiej natury. Nie zawsze jest ochota na naukę, a jakoś trzeba poradzić sobie z obowiązkami.

Ściągają wszyscy. Zdolniejsi i słabsi, starsi i młodsi. Ściągali nasi rodzice, dziadkowie i ich rodzice. Metody przekazywane z pokolenia na pokolenie niewiele się zmieniły. Nadal dominuje upchany po kieszeniach albo przyklejony do piórnika świstek, zapisany uczniowskimi kulfonami. Niektóre zdobycze techniki, pozwoliły jednak udoskonalić metodę ściągania.
- W podstawówce, na koniec siódmej klasy miałam sprawdzian z języka polskiego, który był ostatnią szansą, żeby zdać - opowiada Ewa z I roku ekonomii. - Tak się szczęśliwie złożyło, że sala, w której pisaliśmy, mieściła się na parterze szkoły. Ktoś podwędził pytania i wiedzieliśmy, co będzie. Zrobiłam sobie gotowca, ale nie udało mi się go podłożyć podczas kartkówki. Na przerwie wdrapałam się do klasy przez okno. Cudem zdążyłam podłożyć gotowca i wyskoczyć, zanim nauczycielka wróciła. Warto było, bo ostatecznie zdałam.
- Raz uniknąłem katastrofy dzięki temu, że udawałem chorego - mówi Michał z IV klasy liceum. - Wiedzieliśmy, że na sprawdzianie będzie pięć wersji testu. Znaliśmy odpowiedzi do dwóch. Kto trafił ten miał piątkę. Podzielono nas na dwie grupy, które wchodziły kolejno po sobie. Byłem w pierwszej i niestety nie trafiłem. Powiedziałem nauczycielce, że mam biegunkę i szybko wybiegłem z klasy. Za drugim razem trafiłem na właściwą wersję i napisałem na piątkę.
- Moja koleżanka kiedyś przed klasówką napiła się kefiru i wypluła go przed nauczycielem, że niby wymiotuje - opowiada tę niewarygodną historię Kasia z II klasy liceum. - Natychmiast ją zwolniono z lekcji do domu.
Tomek z II klasy gimnazjum: - Mam prymitywny sposób, ale skuteczny. Zdarza się, że niby szukam w tornistrze korektora, a przy okazji zaglądam do książki. Kiedy mam odpowiadać przy tablicy, wszystko piszę sobie na ręce.
- Dla mnie nie ma czegoś takiego jak ściąga. To są po prostu dodatkowe pomoce naukowe - mówi ze śmiechem Piotrek z III klasy gimnazjum. - Ściąga to jeszcze nic. Moi rodzice opowiadali mi, że sami dopisywali oceny w dzienniku.

Belfer też człowiek

- Ja ściągałem klasycznie - opowiada Piotr Janicki, nauczyciel historii w liceum. - Małe karteczki itp. Kiedyś podczas kolokwium, mieliśmy nauczyciela, który przez cały czas wiedział kto ściąga. Te osoby dowiedziały się o tym dopiero po wynikach. U tego profesora, więcej nie ściągano.
- Jako uczeń raczej nie ściągałem. Byłem zbyt zdenerwowany - wspomin Przemysław Łazaronek, anglista z ogólniaka nr IX. - Owszem, ściągnąłem raz czy dwa, ale zdecydowanie więcej się uczyłem, a zresztą miałem dobrych nauczycieli. Koledzy ściągali częściej. Kiedyś jeden z nich nagrał sobie materiał na kasetę. Ponieważ miał długie włosy, ukrył pod nimi kabel od słuchawki do walkmena. Udało mu się -skorzystać i napisał sprawdzian.
- Ściągać też trzeba umieć - mówi pani Elżbieta Zdunek dyrektor SP 6 w Szczecinie. - Są uczniowie, którzy sami sobie robią ściągawki i korzystają z nich. Drudzy przepiszą ściągę, ale nie potrafią jej użyć. Ja właśnie należałam do tych drugich. Zawsze za bardzo się denerwowałam, a swoją ściągę na maturze, zjadłam z bułką.

Rozterki i pewniki

Podejście nauczycieli jest kwestią indywidualną. Jedni tego nie tolerują, drudzy akceptują szkolne tradycje.
- Dla uczniów ściąga to sposób na poratowanie się - tłumaczy Piotr Janicki. - Nie potępiam ich za to i nie biorę tego do siebie. W tym świecie nie można młodym ludziom wpajać, że należy do wszystkiego podchodzić szlachetnie i honorowo, bo tak się po prostu nie da. Nie w tej rzeczywistości. Muszą umieć sobie radzić. Ja nie miałem wyrzutów sumienia, kiedy dzięki ściądze dostałem dobrą ocenę. Oczywiście, powinno się przestrzegać zasad fair play. Zawsze uprzedzam uczniów, że ściągać można, ale pod warunkiem, że ja tego nie zobaczę. Jeśli przyłapię, to muszę zastosować jakieś sankcje. Traktuję ściąganie jako rzecz normalną. Nie należy tego całkiem tolerować, ale trzeba przyjąć, że jest ona czymś nieodzownym w szkole.
Innego zdania jest Przemysław Łazaronek: - Uważam, że ściąganie jest nie fair zarówno w stosunku do nauczyciela, jak i do innych uczniów. W Polsce traktuje się to jak coś normalnego. Dla Brytyjczyków ściąganie jest przestępstwem. Jest to kategorycznie zabronione pod groźbą wydalenia ze szkoły. Moje podejście do ściągania zmieniło się odkąd jestem nauczycielem. Zawsze uprzedzam uczniów o tym, że będą konsekwencje. Jako formę kary, stawiam jedynkę bez możliwości jej poprawienia. To surowe, ale należy uczulać uczniów, że ściąganie to zła droga.
- Trzeba wziąć pod uwagę to, że przygotowanie ściągi jest także formą ćwiczenia - zauważa Elżbieta Zdunek. - Nie piętnuję tych, którzy ściągają. Zresztą kiedy robię sprawdzian, staram się dzieci tak przygotować, żeby nie musiały korzystać ze ściąg.

Uczniowie wiedzą swoje

Darek z II klasy gimnazjum: - Nauczyciele reagują zależnie od humoru. Niekiedy jak ktoś tylko podpatrzy, to zabierają kartkę i stawiają jedynki, a niekiedy nawet pięć osób ściąga i nic im nie robią.
To prawda, czasem nauczyciele bywają złośliwi. Czekają spokojnie, aż uczeń skończy pisać lub opowiadać, po czym krótkim, pionowym ruchem długopisu, dają im do zrozumienia, że nic z tego.
Nauczycielom umyka często westchnienie ulgi, rozbrzmiewające w klasie, kiedy pierwsze pytanie się zgadza z tymi, które podali kumple z innych klas. Mimo usilnych prób, bywa, że nie są w stanie przechytrzyć podopiecznych, choć mają też swoje sposoby:

* dzielenie klasy na grupy, które piszą w osobnym czasie,

* każdy uczeń dostaje gotową kartkę z pytaniami, często zaznaczoną specjalnym, niepodrabialnym znakiem,

* dzielenie na rzędy i przygotowywanie kilku wersji klasówek,

* zakaz trzymania na ławce piórników i książek.

Najgorsze dla ucznia są niespodzianki. Zwłaszcza kiedy z trudem zdobyte pytania okazują się nic nie warte, bo nauczyciel przez noc ułożył zupełnie inne. Metody profesorów są jednak niczym wobec pomysłowości niektórych uczniów. Są tacy, co kunszt ściągania opanowali do perfekcji.

Jak się ściąga

* kartki w rękawach, kieszeniach, butach i poprzyklejane na wewnętrznych stronach ubrań,

* napisanie odpowiedzi na kartce ołówkiem na tyle cienko, by umknęło to oczom nauczyciela,

* podkładanie "gotowców",

* ściągi na długopisach i piórnikach,

* nagranie materiału na kasetę i odsłuchiwanie w walkmenie,

* zabieranie sprawdzianów z biurka nauczyciela (po prostu byliśmy nieobecni),

* symulowanie omdlenia i gorączki,

* tzw. harmonijki (niezwykle popularne na studiach),

* wypisywanie ściąg na ławkach przed sprawdzianem,

* korzystanie z telefonów komórkowych,

* pisanie i malowanie ściąg na częściach ciała,

* rzucanie papierami między sobą (wędrujące ściągi),

* werbalne przekazywanie wiedzy,

* w piórniku (podwójne dno itp.), książkach i zeszytach

* w umówionym miejscu zostawienie przez naszą "wtykę" kartki z odpowiedziami;

Wspomnienia o ściąganiu

Paweł Śnitko, kucharz okrętowy

Pisało się na rękach albo robiło harmonijki. Akurat zanim do mnie doszła ściąga, zawsze zdążyłem już napisać zadanie.
Pamiętam takie zdarzenie ze swojej matury ustnej. Wtedy były modne tzw. koty, bardzo wysokie kozaki, więc jedna z moich koleżanek wsadziła ściągę właśnie do buta. Pech sprawił, że kiedy wyszła przed komisję odpowiadać, kartka wyleciała prosto pod nogi profesorów.

Olga Sołtowska, prezes stowarzyszenia

Ściągało się, oczywiście, na przeróżne sposoby. Pamiętam jeszcze jak mi ręce latały ze zdenerwowania. Trzeba było w końcu jakoś ratować sytuację, ale ja starałam się ściągać jak najmniej. Moim zdaniem, nawet samo przepisywanie ściąg utrwala wiedzę. Zrobione raz, mogą być pomocne w przyszłości. Uważam jednak, że młodzież powinna się przygotowywać i uczyć z książek. Ściąga się przydaje, ale jest ostatecznością.

Artur Nienart, agent celny

Oczywiście, że się ściągało. Bez tego ani rusz. Ja ściągałem na klasyczne sposoby, które każdy by wymienił, więc opowiem o wyjątkowym przypadku. To było na maturze z matematyki, w roku 1991, więc jeszcze telefonów komórkowych nie mieliśmy. Jeden z chłopaków, miał zamontowany nadajnik. Poza szkołą, w samochodzie, siedzieli nasi starsi koledzy ze studiów, którzy odbierali pytania. Szybko rozwiązywali zadania i jechali na ksero, zrobić odpowiednią ilość kopii. Potem nasze mamy wchodziły z kanapkami, pod którymi znajdowały się gotowe ściągi. Pewnie, że ściąganie to trochę oszustwo, ale cóż, nie każdy jest talentem matematycznym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński