Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eksperyment ze śmiercią

Emilia Chanczewska, 11 marca 2005 r.
Rodzice Patryka na segmencie ustawili poświęcony pamięci syna ołtarzyk. Ciągle czują jego obecność.
Rodzice Patryka na segmencie ustawili poświęcony pamięci syna ołtarzyk. Ciągle czują jego obecność. Emilia Chanczewska
Wydłuża się czarna lista młodocianych samobójców. W poprzedni czwartek wieczorem powiesił się w domu 16-letni Patryk ze Stargardu. W mieszkaniu byli rodzice i młodszy brat. Trudno znaleźć motywy tego desperackiego kroku. Wiele wskazuje na to, że chłopak chciał spróbować "jak to jest...".

Patryk jest już drugim młodocianym samobójcą w naszym powiecie od początku roku. Wcześniej, w stodole w Kolinie powiesił się chłopak, który został złapany w Stargardzie na drobnej kradzieży.

- W 2004 roku 23 osoby popełniły samobójstwa, większość przez powieszenie, 4 kolejne usiłowały popełnić, ale zostały odratowane - mówi Aleksandra Pajdowska, oficer prasowy KPP Stargard. - Wśród nich była 16-letnia dziewczyna, która 10 października próbowała podciąć sobie żyły nożem po tym, jak jej ojciec zginął w wypadku. W pierwszej połowie 2004 r. nieletni chłopak powiesił się w Kluczewie, a w listopadzie powiesił się 15-latek z ulicy Okrzei. W tym roku są już dwa samobójstwa nieletnich i oby na tym się skończyło.

Oglądali telewizję

Patryk tego dnia zachowywał się normalnie, zupełnie nic nie zapowiadało tragedii. Wieczorem, gdy w mieszkaniu byli jego rodzice i brat, zawiązał ze sznurka śmiertelną pętlę i powiesił się na drążku do ćwiczeń, który miał w swoim pokoju.

Po jakimś czasie do pokoju wszedł 11-letni brat i zaczął krzyczeć. Wbiegli rodzice. Próbowali ratować syna. Zadzwonili po pogotowie. Ojciec twierdzi, że chłopak chciał się uwolnić, ale pętla ze sznurka, który najprawdopodobniej wyciągnął z dresów, była tak mocno zaciśnięta, że nie można było jej rozsupłać.

- To był szok, oglądaliśmy teleturniej "1 z 10" - opowiada matka chłopca. - Młodszy syn oglądał bajki u siebie, a tamten się uczył. Wcześniej lekko na niego pokrzyczałam: Patryk, może już starczy tych bajek, weź się za lekcje. Teraz sama siebie obwiniam, że może dlatego, że pokrzyczałam, że za to, że to moja wina... Mąż mi tłumaczy, że przecież nieraz tak pokrzyczałam...

Rodzice doskonale pamiętają feralny czwartek.

- Przyszedł ze szkoły i mówi: "mamusiu, zrób mi szybko mleka z ryżem, ze śmietaną, z cynamonem". Szybko zrobiłam, zjadł i poszedł na tę próbę teatralną, miał grać. Potem przyszedł i wziął się za lekcje w swoim pokoju. Siedział na fotelu, odrabiał lekcje. I co potem?!

Dlaczego?! Po co?! Nie wiem... Dlatego, że deczko na niego pokrzyczałam? Nieraz człowiek krzyczy... Nie bijemy nigdy dzieci, czasami tylko "klepaczka". Tylko mówiłam: "ty zbóju, weźmiesz się w końcu za to". Żadnych wyzwisk, przezwisk, tak jak inni rodzice. Żeby był bity, żeby go ktoś z domu wyganiał... Nie mogę znaleźć wytłumaczenia. Nie mogę zrozumieć, dlaczego on to zrobił. To jest aż niemożliwe... Nie mogę...

O Patryka zapytaliśmy dyrektora szkoły, w której się uczył.

- Patryk był przeciętnym uczniem, nie miał ocen niedostatecznych po pierwszym semestrze - mówi Józef Prus, dyrektor Gimnazjum nr 2. - Nie miał kłopotów w nauce, jego zachowanie nie budziło zastrzeżeń, był uprzejmy, spokojny. Jego zachowanie w szkole w żaden sposób nie sugerowało, że może dojść do takiej tragedii. Uczestniczył również w zajęciach dodatkowych organizowanych przez szkołę. W krytycznym dniu brał udział z innymi uczniami w inscenizacji związanej z patronem szkoły. Koledzy i wychowawca, który prowadził te zajęcia zgodnie twierdzą, że zachowanie Patryka w tym dniu było normalne, był pogodny i wesoły.

Wiesz, że cię kocham

Jakim dzieckiem był młody samobójca?

- Chłopak był bezkonfliktowy, nie pił, nie palił, najczęściej przesiadywał w domu, tylko na internet sobie chodził i na basen - opowiada ojciec Patryka. - Uczynny, grzeczny. W tym dniu był bardzo zadowolony. Był w szkole na próbie. Wypadek? Ciekawość? Nie wiem, trudno powiedzieć...

- Nie bił się, nie przeklinał, kumple go lubili, koleżanki też, i nauczyciele - dodaje matka. - Co chwilę przychodzili, puszczali mu "strzałki". Rozmawialiśmy z nim, jak kumpel z kumpelą, jak przyjaciółka z przyjacielem. Dużo się śmialiśmy, bawiliśmy, traktowałam go jak dziecko, choć miał już skończone 15 lat. Wiadomo, kiedy była poważna rozmowa, to poważna, na przykład jak testy pisał. Jak mu coś nie pasowało, to powiedział. Mówił: "mamusiu, u nas chłopaki już palą, ćpają, a ja w życiu nie będę palił", jak my zapaliliśmy, mówił: "znowu nakopciliście!" Co chwilę mu mówiłam: "Patryczku, wiesz, że ja ciebie kocham?", odpowiadał: "ja ciebie też". Choć chłopcy mają swój pokój, spali z nami. Wiedzieli, że my ich bardzo kochamy.

Kobieta pokazuje własnoręcznie zrobioną laurkę, którą dostała od Patryka. W środku napis: "Patryk kocha i uwielbia". Zapewnia, że dostawała takie cały czas, że synowie często siedzieli i rysowali dla niej takie kartki.

- Dlaczego spotkało mnie takie nieszczęście? - zastanawia się Magda, szkolna koleżanka Patryka, która w rozmowie przez internet mówi o nim "mój chłopak". - Znałam go od 8 lat, a spotykaliśmy się tak od 5 miesięcy...

Miał swoje plany

Tego dnia Patryk przyniósł ze szkoły kartki, na których pozaznaczał, do jakiej szkoły by chciał iść po gimnazjum. Nie było mowy o szkole zawodowej. Patryk napisał "może?" przy samych liceach i technikach: klasa z rozszerzonym językiem niemieckim w II LO, liceum informatyczne i liceum menedżerskie w ZS 1, technik ekonomista, technik handlowiec, technikum architektury...

- Takimi rzeczami się interesował, wszystkimi ścisłymi przedmiotami - mówi matka. - Mówił też do mnie niedawno: "mamusiu, składamy ten wniosek o stypendium". Chciał odkładać sobie na komputer.

- Przed świętami mieliśmy mu remontować pokój, miał co chciał, staraliśmy się, choć obydwoje jesteśmy bezrobotni - mówi ojciec Patryka nerwowo paląc papierosa.

Patryk, oprócz brata, ma dwie dorosłe przyrodnie siostry, córki matki z pierwszego małżeństwa. Mieszkają w Niemczech, u nich spędzali ostatnie Boże Narodzenie. Teraz one były w Stargardzie na pogrzebie. Też nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Dzwonią teraz po dwa razy dziennie, żeby porozmawiać z matką.

- Mówiły, że prędzej by się spodziewały, gdyby to zrobił ktoś starszy, ale nie Patryk! - opowiada matka.- On nigdy nie mówił, że się powiesi, że się zabije. Jak był mały, to przy pobraniu krwi mu się słabo robiło. Strasznie był uczuciowy, wrażliwy. Zwierzęta uwielbiał, gdyby mógł, to by wszystkie do domu poprzynosił! Ma psa, chomiki, rybki. Ja mu książki kupowałam.

Dziwna szubienica

Ojciec Patryka niewiele się odzywa, jednak nagle mówi coś dziwnego...

- Przyszedł do mnie niedawno, żeby mu "szubieniczkę" do kluczy zrobić, ja powiedziałem, że mu nie pokażę jak to zrobić - wspomina ojciec. - Zrobił sobie sam, taką z plastiku i nosił przy kluczach jako brelok. To jest zastanawiające, skąd taki pomysł u niego? Nie wiem, może oni w szkole mają jakieś zafascynowanie śmiercią? Może coś takiego tam jest? - zastanawia się.

W listopadzie 2004 roku powiesił się 15-letni uczeń gimnazjum, w którym uczył się też Patryk.

- Po tragedii, która miała miejsce w listopadzie ubiegłego roku psycholog szkolny przeprowadził spotkania z uczniami oraz rodzicami, na lekcjach wychowawczych dyskutowano m.in. na temat samobójstw, również ta tematyka była poruszana na lekcjach religii - wylicza dyrektor GM2, Józef Prus. - Niestety, tego rodzaju zdarzenia są nieprzewidywalne i z reguły niezależne od naszych działań. Mimo że nie miały one bezpośredniego związku ze szkołą, będziemy nadal kontynuować naszą pracę profilaktyczną w tym zakresie oraz ją rozszerzać w każdy możliwy do realizacji sposób.

Dyrektor zapewnia, że w jego szkole tworzony jest przyjazny klimat dla uczniów, że mogą oni liczyć na pomoc nauczycieli w nauce, mogą poprawiać oceny, że wychowawcy, pedagog szkolny, psycholog interesują się sytuacją osobistą, rodzinną uczniów i wspierają ich jeśli zachodzi taka potrzeba.

- Jest nam bardzo ciężko, zrobiłam porządek w jego ciuchach, wyprałam, on jest z nami! Rozmawiamy, że jest. Gdy idziemy na cmentarz, mówimy: "idziemy do Buby", bo tak go brat od małego nazwał. Oni się uwielbiali, szaleli z psem, jak to dzieciaki... Matka chrzestna Patryka mówi, że on chciał poeksperymentować, bo on miał czasem takie pomysły... Jak był mniejszy, to chciał kuchnię wysadzić.

- Skądś miał karbid, zrobił wybuch, podpalił firankę - dodaje ojciec.

- Zawsze coś wymyślał, eksperymenty robił, taki naukowiec... - matka Patryka chce wierzyć, że to był wypadek podczas jednego z takich eksperymentów. Taki eksperyment ze śmiercią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński