Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziurę w głowie zamykają kością z cementu. Kość tę robią, gdy pacjent śpi na sali operacyjnej

Anna Gabińska, Janusz Wójtowicz
Sztuczna kość czaszki - Idealnie taka, jaka jest nam potrzebna i w jednym kawałku - zachwyca się doktor. Materiał, z którego neurochirurdzy ze Szpitala im. Marciniaka we Wrocławiu wykonują implanty czaszki swoim pacjentom, jest znany ortopedom wszczepiającym protezy stawów biodrowych.  Ale od niedawna zamiast lepić brakującą część z PMMA  w palcach (a to parzy!), używają form wydrukowanych na drukarkach 3D.
Sztuczna kość czaszki - Idealnie taka, jaka jest nam potrzebna i w jednym kawałku - zachwyca się doktor. Materiał, z którego neurochirurdzy ze Szpitala im. Marciniaka we Wrocławiu wykonują implanty czaszki swoim pacjentom, jest znany ortopedom wszczepiającym protezy stawów biodrowych. Ale od niedawna zamiast lepić brakującą część z PMMA w palcach (a to parzy!), używają form wydrukowanych na drukarkach 3D. Janusz WóJtowicz / Polska Press Grupa
Materiał, z którego neurochirurdzy ze Szpitala im. Marciniaka we Wrocławiu wykonują implanty czaszki swoim pacjentom, jest znany ortopedom wszczepiającym protezy stawów biodrowych. Ale od niedawna zamiast lepić brakującą część z PMMA w palcach (a to parzy!), używają form wydrukowanych na drukarkach 3D.

Agata jeszcze dwa lata temu nie spodziewała się, że kiedyś będzie miała operację plastyczną... czaszki. Paweł też nie. 15 lat temu po prostu wskoczył na rower, żeby odwiedzić kolegę.

Kiedyś takie operacje wykonywaliśmy przy użyciu materiału włókninowego - opowiada dr n. med. Andrzej Kurza, ordynator oddziału neurochirurgii w Dolnośląskim Szpitalu Specjalistycznym im. Marciniaka we Wrocławiu. Trzeba było firmie wysłać do Łodzi zdjęcia z tomografu komputerowego pacjenta. Tam na miejscu biotechnolodzy przycinali płat włókniny wielkości potrzebnej łatki. Ale taki implant czasem okazywał się zawodny - dawał się infekować bakteriom.

- To właśnie przypadek naszego 29-letniego pacjenta Pawła - opowiada dr n.med. Dariusz Szarek, zastępca ordynatora neurochirurgii.

Paweł od dwóch lat żyje z ubytkiem kości czaszki. Nie ma dużej części łuski kości czołowej. Nie widać tego na pierwszy rzut oka, bo - oczywiście - ma przykrytą tę część mózgu skórą z włosami. Ale jak się przyjrzeć, to widać, że głowa w tym miejscu jest trochę niekształtna.

- Po wypadku, kilkanaście lat temu, Paweł miał wykonaną plastykę czaszki. Implant przez kilka lat sprawował się dobrze. Jednak doszło do infekcji. Leczenie obejmowało długotrwałą terapię antybiotykami, ale bez trwałego skutku. Konieczne było usunięcie implantu co dopiero pozwoliło na wyleczenie zakażenia. Dlatego zdecydowaliśmy się na powtórną kranioplastykę, ale z zastosowaniem implantu z innego materiału - tłumaczy dr Szarek.

15-letnia Agata ma ubytek z lewej strony czaszki. Też duży.

Dr Szarek załatał ją kiedyś dwoma kawałkami jej własnej kości, zachowanej podczas operacji odbarczania mózgu. Ale z czasem okazało się, że kości uległy częściowemu rozpuszczeniu, co zdarza się w niektórych przypadkach (fachowo mówi się wtedy o resorpcji), a tytanowe śrubki tak było czuć pod skórą, że nawet trudno spać.

- Pacjent może funkcjonować z ubytkiem w kości czaszki - przyznaje dr Kurza. - Ale zauważyliśmy, że chorym, którym uzupełniliśmy te braki, mózg zdrowieje szybciej. Dodatkowo pacjent lepiej się też czuje psychicznie ze względu na poprawę estetyki głowy - podkreśla lekarz.

Rowerem pod ciężarówkę i zwykła lekcja WF

Dlaczego Agata i Paweł w ogóle mają dziury w głowie? Jak do tego doszło?

Pawła historię opowiada jego ojciec. Siedzimy w świetlicy oddziału neurochirurgii przy stole. Paweł - na wózku inwalidzkim. Nie mówi, ale rozumie i dużo się uśmiecha. Od czasu wypadku jest niepełnosprawny. - Miał 14 lat. Chciał pojechać rowerem do kolegi. Wpadł pod ciężarówkę - mówi krótko tata Pawła.

Mama 15-letniej Agaty zaczyna opowiadać jej historię choroby w szpitalnym pokoju. Zajmuje go razem z nią, bo Agata chodzi, mówi, ale ma niedowład lewej ręki i trzeba jej pomagać przy ubieraniu się. Ale w pewnym momencie prosi, żebyśmy przeszli do świetlicy. - Agata denerwuje się, jak opowiadam o tym, jak było z nią źle.

Pani Justyna nie płacze. Ale widać, że jest matką doświadczoną przez los. Można nawet powiedzieć, że przeczołganą. - Był czas, że kłóciłam się z Bogiem - wyznaje. Agata na nic nigdy nie chorowała. Dwa lata temu, we wrześniu na lekcji WF (to była ostatnia lekcja tego dnia), znienacka zabolała ją głowa i osunęła się na ziemię. Miała drgawki i wymiotowała. Nauczyciel od razu wezwał pogotowie i zadzwonił do rodziców.

- Ratownicy powiedzieli, że to udar. Ale nie zawieźli jej do Wrocławia, tylko do szpitala w Oleśnicy, bo mieszkamy pod Sycowem - opowiada pani Justyna. - Tam lekarka stwierdziła, że pewnie Agata nie zjadła śniadania i zasłabła. Dopiero po czterech godzinach, gdy było z nią naprawdę źle, została przewieziona do Wrocławia.

Agatę natychmiast zoperowano. Potem jeszcze raz. Dziewczynka zapadła w śpiączkę. Oddychała za nią maszyna. - Lekarze sprawdzali, czy jej mózg żyje i w końcu wzięli mnie na rozmowę, że może się nie wybudzić - opowiada wstrząśnięta pani Justyna. - Mówili o klinice Budzik Ewy Błaszczyk. Ale też o organach - czy może byśmy chcieli oddać, jeśli stwierdzą śmierć mózgu. Myślałam, że oszaleję!

Mama codziennie przyjeżdżała do Agaty do szpitala i trzymała ją za rękę. Po trzech tygodniach od wypadku poczuła, że córka zaczyna jej ściskać rękę. - Zaczęła do nas wracać.

Ale lekarze dalecy byli od hurraoptymistycznych diagnoz. Wyglądało, że Agata w najlepszym razie całe życie spędzi na wózku.

Medycyna czasem płata cuda

Co zrobili lekarze, żeby uratować życie Agaty? Przy pierwszej operacji wycięli kawałek kości z lewej strony czaszki. - Przy udarze niedokrwiennym ta część mózgu, która przestaje być zaopatrywana w krew, obumiera, brzęknie i zaczyna naciskać na zdrowe tkanki mózgowia - tłumaczy dr Szarek. - Dlatego trzeba zrobić miejsce, by obrzęknięte tkanki mózgu mogły gdzieś się pomieścić poza czaszką.

W przypadku Agaty takie odbarczenie (czyli wycięcie fragmentu kości czaszki) trzeba było poszerzyć. Udar okazał się tak wielki, że w sumie obrzęk zajął prawie całą prawą półkulę. W tym przede wszystkim - ośrodek ruchu. Ale Agata po długiej i żmudnej rehabilitacji chodzi. I logicznie rozmawia!

- To jest pewien cud medyczny, ale cud wytłumaczalny naukowo - uśmiecha się dr Szarek.

W swoim gabinecie w szpitalu pokazuje nam zdjęcia z rezonansu magnetycznego, traktografii mózgu Agaty z zabarwionymi na kolor zielony i czerwony wiązkami nerwów. Po stronie prawej jest ich bardzo mało. Ta część mózgu, która przestała być zaopatrywana w krew, najpierw zbrzękła, a potem opadła i rozpuściła się w płynie mózgowo-rdzeniowym. Zniknął więc cały ośrodek ruchu. - Ale jego funkcje przejęła wiązka nerwów niekrzyżująca się - pokazuje neurochirurg na ekranie komputera. Jak to? Z biologii wiemy, że prawa półkula mózgu odpowiada za lewą część ciała, a lewa - za prawą. Tak działa 90 proc. wszystkich mózgowych połączeń nerwowych. Ale jest jeszcze w rezerwie 10 proc. włókien niekrzyżujących się. Tyle wystarczyło, by Agata zaczęła chodzić. I mówić. Od września chodzi do szkoły ze swoją klasą. Mówi, że ma cudowne koleżanki, której jej pomagają, gdy zawodzi ją jeszcze lewa ręka.

Schowek w brzuchu

Dlaczego takiego fragmentu kości czaszki, wyciętego przecież precyzyjnym narzędziem na sali operacyjnej w sterylnych warunkach, nie można włożyć z powrotem na miejsce?

- Tak zwykle robimy - mówi dr Szarek. Wyciętą część kości nie wkłada się jednak do zamrażarki, lecz zaszywa pacjentowi w brzuchu, a dokładniej - między powłokami skórnymi. To najbezpieczniejsze miejsce, w którym kość ma szansę dobrze przygotować się do autoprzeszczepu. Najlepiej, gdyby tam posiedziała ok. 3 miesięcy. W przypadku Agaty obie kości spędziły tam ponad pół roku. Dopiero wtedy dziewczyna wydobrzała na tyle, że można było zająć się zamykaniem czaszki. Ale ten czas okazał się za długi.

Dom w budowie i eksploatacji

- Już ją zabrali - mówi pani Justyna, mama Agaty, gdy zaglądamy w dzień operacji do jej sali w szpitalu. Doktora Dariusza Szarka, który ma operować młodą pacjentkę, spotykamy na oddziale przy ladzie pielęgniarskiej. Ruszamy na blok operacyjny. W szatni czytamy napisy: Brudne ubrania operacyjne wrzucamy do worków niebieskich, buty do worków czerwonych. Przebrani szukamy właściwej sali operacyjnej. - Tutaj plastyka czaszki czy guz? - pyta doktor Szarek, zaglądając pod numer 8. Pod drzwiami właściwej sali neurochirurg odpowiada jeszcze na pytanie, jak to możliwe, że u tak młodej osoby jak Agata w ogóle doszło do udaru? Przecież to pojęcie kojarzy się raczej z jesienią życia człowieka.

- Dzieci też miewają udary niedokrwienne, ale z innych powodów - wyjaśnia lekarz. Czasem może to być wada wrodzona naczynia krwionośnego. U Agaty doszło jednak do rozwarstwienia tętnicy szyjnej. Każda tętnica ma kilka warstw. Jedna z nich pękła i zatkała dopływ krwi. - Organizm dziecka można porównać do domu, który jest jeszcze w budowie, ale już go ktoś zamieszkuje. Czasem dochodzi do takiej sytuacji, że któryś element po prostu zawodzi - mówi doktor.

Nóż, śrubokręt - operacja

- Kogo tu mamy? Agatę? Tego się spodziewałem - dr Szarek jest w świetnym humorze. Lubi operować. - Zajmiemy się prawą stroną. W dokumentach jest prawa strona. Zgadza się. Ładne włosy, nie musimy wszystkich golić - neurochirurg stoi nad głową 15-latki, wprowadzonej w narkozę przez anestezjologa. Nie stwarzaj zagrożenia, pracuj bez pośpiechu - czytam napis na ścianie. Z youtube’a sączy się Muzyka relaksacyjna strojona do 432HZ + Uzdrawiające częstotliwości. Na sali pięć osób. Na zegarze - godz. 9.15. - Przygotowana strona prawa. Skóra - 15. Nie, 15 to za dużo. Daj na 10. To delikatna skóra, a dużą ranę trzeba zrobić. Śrubokręt do miniplejtu poproszę. Nóż. Pani Malwino, proszę pokazać wizualizację - zwraca się neurochirurg do konsultantki podwrocławskiej firmy medycznej zajmującej się dystrybucją formy do wykonania implantu na miarę dla indywidualnego pacjenta. Instrumentariuszka zaraz pod okiem konsultantki będzie mieszała cement kostny (PMMA - polimetakrylan metylu) z rozpuszczalnikiem. Ale wcześniej dr Szarek musi odpreparować skórę i usunąć dwie pozostałości kostne, które do tej pory uzupełniały defekt w czaszce Agaty. - Zmieńcie tę relaksacyjną muzyczkę na jakieś AC/DC, bo jestem zbyt spokojny - żartuje neurochirurg, przystępując do usuwania śrubek z dotychczasowego implantu.

- Podczas ostatniej operacji, gdy myślałem, że implant z własnej kości pacjentki się sprawdzi, dałem miejscami substytut kostnotwórczy, żeby stymulował wzrost tkanki kostnej - tłumaczy dr Szarek, walcząc z jedną ze śrubek. - I widzę, że stymulował, ale akurat wokół tych łączeń. Mamy nowy implant?

Sztuczna, ale idealna

Nowy implant, duży (wg dokumentacji dokładnie 38,9 cm sześc., czyli jakieś 9x11 cm) zaraz będzie gotowy. Proszek PMMA z antybiotykiem, który będzie uwalniał się do pół roku po operacji i zmniejszał ryzyko ewentualnej infekcji, instrumentariuszka wymieszała już z rozpuszczalnikiem w miseczce. - Ależ śmierdzi chemią! - wzdycha. To prawda. Zapach jest przejmująco charakterystyczny. Masa w trakcie mieszania gęstnieje. - Już można lać do formy - ocenia Malwina, czujna pani konsultant. Instrumentariuszka wlewa cement i dociska drugim elementem formy tak, by masa wypłynęła odrobinę na zewnątrz. Teraz czekamy kilka minut, aż masa zastygnie. Dr Szarek bierze do ręki zastygnięty kawałek masy, która wyciekła i zaczyna ugniatać ją w palcach. - Gdy mamy do czynienia z małym ubytkiem kości, bez problemu można uformować implant ręcznie, choć w pewnym momencie jest trudno, bo robi się gorący - podaje grudkę masy, która teraz ma wygląd i konsystencję ciasta na pierogi. Ale rzeczywiście parzy jak kartofel z ogniska.

Malwina patrzy na stoper i oznajmia: - Można już pukać. Instrumentariuszka stuka w formę, podważa w odpowiednim miejscu i już trzyma w rękach sztuczną kość. - Idealnie taka, jaka jest nam potrzebna i w jednym kawałku - zachwyca się doktor. Dotykam grudki, która przed chwilą parzyła. Zimna. - To system firmy czeskiej. Czesi w tej chwili mają najwięcej dobrych pomysłów w branży inżynierii biomedycznej - mówi Malwina.

Dr Szarek mocuje nowy implant nowymi śrubkami tytanowymi. - Jeszcze raz rękawice 7,5 poproszę - zamawia u instrumentariuszki i zaczyna zszywać skórę głowy. Jest godz. 11.30. O godz. 13.05 zaczyna operować Pawła. - Kto się cieszy, że dziś jeszcze będzie drenaż komorowy? - pyta swojego zespołu.

Materiał, z którego neurochirurdzy ze Szpitala im. Marciniaka we Wrocławiu wykonują implanty czaszki swoim pacjentom, jest znany ortopedom wszczepiającym protezy stawów biodrowych. Ale od niedawna zamiast lepić brakującą część z PMMA w palcach (a to parzy!), używają form wydrukowanych na drukarkach 3D.

Pożegnanie nad parówką

To był wtorek. W piątek Agata z mamą (i Paweł też) wychodzą do domu.

- Już śpię na tym boku, na którym chcę - opowiada Agata, którą zastajemy nad szpitalnym śniadaniem. - Teraz nie mogę doczekać się artykułu i filmu. Ale nie wiem, czy cały obejrzę - uśmiecha się.

Zabolała go głowa. Diagnoza? Guz [NIESAMOWITE OPERACJE] Pan Marek, kierowca TIR-a z Wrocławia pod koniec marca dowiedział się, że ma w głowie wielki guz. Żeby usunąć go jak najwięcej, neurochirurg musiał z mężczyzną rozmawiać, gdy już otworzył czaszkę i wycinał nowotwór. Opłacało się. Dzięki odważnej decyzji wrocławianina guz został wycięty niemal stuprocentowo.

Niesamowite operacje - w pierwszym odcinku towarzyszymy neurochirurgom ze szpitala "Marciniaka"

Zabolała go głowa. Diagnoza? Guz [NIESAMOWITE OPERACJE]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński