Która to już Twoja książka?
- Czternasta i zarazem dziesiąta poświęcona morskiej tematyce.
Sporo. Skąd u Ciebie takie zainteresowanie morską branżą?
- Zaczęło się w roku 1983. Pracowałam wówczas w nieistniejącym już szczecińskim tygodniu „Morze i Ziemia”. Zajmowałam się reportażem społecznym. Ale któregoś dnia redaktor naczelny wysłał mnie na wywiad do Polskiej Żeglugi Bałtyckiej w Kołobrzegu. Pojechałam bardzo niechętnie, bo dla mnie była to zupełnie obca, nie zrozumiała tematyka.
Ale wciągnęła cię na tyle, że do dziś pozostałaś jej wierna. Co w niej było takiego fascynującego?
- Poradziłam sobie z tym wywiadem i zaczęłam dostawać kolejne morskie tematy. A tych nie brakowało. W tamtych latach polscy marynarze zaczęli coraz częściej wyjeżdżać do pracy na statkach obcych armatorów. Wyjeżdżali w ciemno. Nie było Internetu, łączności satelitarnej, możliwości sprawdzenia. I niestety, często trafiali na nieuczciwych pracodawców, na stare zajeżdżone wraki. Pracowali po dziewięć i więcej miesięcy, bo takie były kontrakty, a potem wcale nie rzadko wracali z nędzną zapłatą, albo w ogóle bez pieniędzy. Dużo uwagi poświęcałam marynarskim rodzinom wokół których narosło wiele mitów. Pamiętam z jakim szacunkiem mówiono o żonach górników, a jak drwiąco z nutą zazdrości opowiadano o żonach marynarzy. A ich codzienność wbrew pozorom wcale nie była taka kolorowa. Wpisana w nią była wielomiesięczna rozłąka, samotność, niepokój, czekanie, konieczność radzenia sobie ze wszystkim…
Twoja najnowsza książka opowiada o promach. Dlaczego zajęłaś się właśnie promami?
- Jest to kolejna monografia poświęcona ciekawym i ważnym statkom, które w minionych dekadach zbudowano w Stoczni Szczecińskiej. Parę lat temu ukazały się „Szczecińskie chemikaliowce” i „Szczecińskie kontenerowce”. W planach były też promy, ale stocznia przestała istnieć i temat powędrował do szuflady. Dopiero w pierwszej połowie roku 2018 ówczesny prezes Stoczni Szczecińskiej, Andrzej Strzeboński zapytał, czy nie wróciłabym do pomysłu napisania książki o promach. Ogromnie się ucieszyłam i zabrałam do pracy, czyli do szukania dawnych pracowników stoczni, zdobywania fotografii, dokumentów, spędzania wielu godzin w archiwach, czytelniach, bibliotekach.
ZOBACZ TEŻ:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?