Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyskusja Głosu "Jaka Pogoń odniesie sukces". Mateusz Kasprzyk: Pogoń Szczecin to klub kibiców. Nie klientów w krawatach

Michał Elmerych
Michał Elmerych
Archiwum
W jednej z pierwszych scen filmu „Chłopaki nie płaczą” dziekan Zajączek nie chce dopuścić do egzaminu spóźnionego studenta Kuby Brennera kwitując całe zamieszanie zdaniem: „Gotowi pomyśleć, że my tu jesteśmy dla nich”. Czasami – obserwując poczynania najważniejszych osób w Pogoni – odnoszę wrażenie, że podobna filozofia jest wyznawana także w szczecińskim klubie. Pozostając przy analogiach filmowych, oczami wyobraźni, widzę stadion pełen kibiców w krawatach, mniej awanturujących się. To znaczy – nie zadających trudnych pytań, nie krytykujących poczynań klubu, z pocałowaniem ręki i bezrefleksyjnie przyjmujących drugi brązowy medal (bo przecież za Ptaka i Gondora mogliście tylko o tym pomarzyć). Bankomatów wyskakujących z hajsu na karnet i koszulkę, ale miarkujących się z aktywnością (a już na pewno taką, która nosi znamiona krytyki) w internecie.

Fatalna gra w defensywie w rundzie jesiennej i – w związku z tym – konieczność gruntownego przemeblowania obrony w zimowej przerwie. Miotający się trener Jens Gustafsson, który na razie nie został godnym następcą Kosty Runjaicia i ciągle nie wytyczył konkretnego kierunku, w którym będzie podążała jego drużyna. Letnia indolencja klubu na rynku transferowym, która zmusiła Szweda do pracy z mocno zużytym materiałem, który – jako produkt końcowy - raczej nie znalazłby się w najnowszym katalogu „Ikea”. I wreszcie – w konsekwencji - duże rozczarowanie spowodowane odpadnięciem z Pucharu Polski oraz ogromną stratą punktową do liderującego w tabeli ekstraklasy Rakowa Częstochowa. Chyba nie zaryzykuję zbyt dużo, jeśli stwierdzę, że klubowa gablota na 75-lecie założenia Pogoni nadal pozostanie pusta.

Wszystko, co napisałem powyżej to jednak oczywiste wnioski. Wyciągnięte już przez tysiące kibiców, rozpisane w najdrobniejszym szczególe przez dziesiątki dziennikarzy. Kolejna analiza tego typu nie jest potrzebna, dlatego, korzystając z możliwości, chciałbym zwrócić uwagę na coś innego. Coś równie ważnego, jak transfery, taktyka, czy personalne decyzje Gustafssona. Chciałbym, żeby klubowe gabinety, przeniesione z prowizorycznych kontenerów do lśniących biur na nowym stadionie, przestały być oblężoną twierdzą. Bo nie da się zbudować niczego wielkiego i trwałego bez działania w myśl maksymy „United we stand, divided we fall.” Szczególnie jeśli trzeba zapełnić stadion na 20 tys. miejsc, a w najbliższych miesiącach nie zanosi się na zbyt wiele meczów „o coś”.

Szczecin – jako że w polskich rękach jest zaledwie od kilkudziesięciu lat i „składa” się w zasadzie tylko z ludności napływowej – nadal szuka swojej tożsamości. Poza tym niewiele jest rzeczy jednoznacznie kojarzonych z naszym miastem, a nawet jeśli, to są albo melodią przeszłości (stocznia), albo de facto nie mają już ze Szczecinem wiele wspólnego (paprykarz). Czy to się komuś podoba, czy nie – Pogoń jest jednym z symboli stolicy Pomorza Zachodniego oraz całego regionu, a zarządzający klubem muszą mieć świadomość, że mają w rękach nie tylko drużynę sportową, ale także podmiot niezwykle istotny dla kształtowania i pielęgnowania tożsamości lokalnej. Tysiące kibiców Pogoni tworzą być może najlepiej zorganizowaną społeczność w mieście. Wystarczy przypomnieć sobie wyniki ostatnich głosowań w ramach budżetu obywatelskiego oraz zastanowić się, dlaczego Autostradę Poznańską zastąpiła ul. Floriana Krygiera.

Niestety z takimi najbardziej zaangażowanymi fanami jest pewien „problem”, ponieważ dopytują, analizują, nie szczędzą krytycznych uwag, nie dają już sobie nawinąć makaronu na uszy. Transfery, wynik sportowy – to wszystko jest ważne, ale na Pogoń, moim zdaniem, należy patrzeć trochę szerzej i w dłuższej perspektywie. Dzisiaj portowcy mają nowy, piękny stadion, który trzeba będzie zapełnić. Niedługo minie efekt świeżości, a walka o kolejne miejsce na podium wcale nie jest czymś oczywistym, dlatego chciałbym, żeby klub zaczął naprawdę szanować oraz doceniać najwierniejszych kibiców, którzy są prawdziwym fundamentem Pogoni. To od tego punktu powinna zaczynać się każda dyskusja na temat przyszłości klubu, który kiedyś, być może, mógłby opierać się na idei Socios.

***

Gdy Michał Elmerych zadzwonił do mnie z pytaniem, czy nie włączyłbym się do dyskusji na łamach Głosu Szczecińskiego, to swoją prośbę uzasadnił zgrabnym zdaniem: „piszemy, bo martwimy się o Pogoń”. Niestety od wielu lat obserwuję, że najważniejsze osoby w klubie mają na takie sprawy zupełnie inną optykę. Wręcz alergicznie reagując na krytykę (nazywając ją hejtem).
Kilka przykładów.

Jeśli zapytacie mnie, czy jestem zaskoczony, że w zasadzie już po rundzie jesiennej nie mamy szans na wrzucenie czegoś do gabloty, to szczerze odpowiem, że wcale. I nie chodzi mi tylko o aspekty stricte sportowe, ale także mentalność, która często jest detalem decydującym o końcowym sukcesie. Przecierałem oczy ze zdumienia, gdy przeczytałem, że Dariusz Adamczuk w rozmowie z Żelisławem Żyżyńskim w przedmeczowym studiu Canal+ (bodajże przed spotkaniem z Widzewem Łódź) wypalił po przegranym rewanżu z Islandczykami w Lidze Konferencji Europy, że w sumie to nic się nie stało, bo najważniejszy jest awans do kolejnej rundy. I żeby się nie czepiać.

Pogoń – nie licząc Pucharu Intertoto – w całej swojej historii rozegrała zaledwie 12 meczów w europejskich pucharach. To mniej niż Lech Poznań tylko w trwającym sezonie (rozegra ich przynajmniej 16). Każde takie spotkanie powinno być traktowane prestiżowo. Jak święto połączone z reprezentowaniem polskiej piłki na europejskiej arenie. W Reykjaviku zobaczyliśmy natomiast kompromitującą porażkę z półamatorami, z których większość dzień później poszła do normalnej pracy. To wstyd, że klub – zamiast posypać głowę popiołem – próbował tuszować tę „zbrodnię na futbolu”. Na Islandii pojawiła się spora grupa kibiców Pogoni – spragniona oglądania ukochanej drużyny w międzynarodowych rozgrywkach. Koszt zaledwie kilkunastu godzin pobytu w Reykjaviku oscylował wokół 3, 4 tys. złotych. Niektórzy musieli pewnie później odpuścić dłuższe urlopy. Nie wiem, co było gorsze – popis piłkarzy na boisku, czy muchy w nosie niektórych przedstawicieli klubu oburzonych, że ktoś czepia się za porażkę z półamatorami, skoro mamy awans.

Byłem równie zniesmaczony czytając niektóre odpowiedzi prezesa Jarosława Mroczka na pytania nadesłane przez kibiców za pośrednictwem portalu pogonsportnet.pl. „Boże chroń nas od tak wybitnych ekspertów”, „osoba oświecona”, „osoba niemająca żywego, bezpośredniego związku z klubem”. Myślę, że jak ktoś wydaje rocznie kilka tysięcy złotych na bilety, gadżety, wyjazdy, a przy okazji kilka godzin dziennie poświęca na śledzenie tego, co dzieje się w Pogoni (zakładam, że to właśnie tak mocno zaangażowani kibice wysyłają pytania), to jednak ma żywy związek z klubem. Tacy ludzie to skarb, dlatego nie powinni słyszeć, że są „pożal się Boże ekspertami”, bo mają krytyczne spojrzenie na jakiś aspekt funkcjonowania Pogoni.

Nie będę już rozwijał wątków: nie zawsze sympatycznych telefonów do dziennikarzy-pasjonatów, którzy cały wolny czas poświęcają dla Pogoni (bezinteresownie robiąc świetną robotę), sprzedawania na stadionie piwa za 14 zł, biletu Gold VIP za 1000 zł oraz stworzenia z sektorów A4-A6 quasi-vipowskiej strefy „Prosta+”, na której ceny biletów/karnetów zrównano z tymi, które obowiązują na faktycznym „VIP-ie”, czyli trybunie północnej. Trybuna północna została zbudowana od podstaw i zimą można ogrzać się w jej środku, tam też znajdują się punkty gastronomiczne czy toalety. To zupełnie inny komfort oglądania meczu niż na umiejscowionej na skarpie trybunie południowej, gdzie znajdują się sektory A4-A6.

Cieszę się, że przynajmniej w kwestii karnetów przeszliśmy drogę od potwierdzenia zakupu w postaci paragonu do losowania nagród wśród posiadaczy stałych abonamentów. Inna sprawa, że „coś ekstra” powinien dostawać każdy kibic, który wykupi karnet. Klub powinien na każdym kroku doceniać tych najwierniejszych i najbardziej lojalnych. Karnet mógłby przychodzić pocztą, ładnie zapakowany z obowiązkowym pakietem gadżetów. Tutaj mamy natomiast quasi-festynową loterię fantową (kilkadziesiąt nagród na kilka tysięcy osób) i skromne rabaty, które podprogowo sugerują, żeby później trochę pieniędzy zostawić też np. w fanshopie.

Odnoszę wrażenie, że ostatnio trwa testowanie, ile można wyciągnąć z kieszeni kibica Pogoni. A chciałbym, żeby klub przestał traktować fanów jak klientów (i to jeszcze tych namolnych, co krytykują i domagają się transferów), a zaczął jak fundament swojego funkcjonowania, który trzeba pielęgnować. Kibic nie jest od tego, żeby dać pieniądze i siedzieć cicho.

Pogoń musi zapełnić nowy stadion. Między innymi dlatego, żeby nie wpaść w tarapaty finansowe. Jeśli wiosną wyniki sportowe nie będą się zgadzały, to klient złoży reklamacje i zrezygnuje z produktu. A prawdziwy kibic zostanie na zawsze. Nawet jeśli przy okazji wyleje swoją frustrację na internetowym forum.

Mateusz Kasprzyk jest kibicem Pogoni Szczecin. Kiedyś założyciel i prowadzący portal DumaPomorza.pl, aktualnie pisze bloga javolimfudbal.wordpress.com. Jego dziełem jest „Piłkarski przewodnik po byłej NRD”.

Czekamy także na Twój głos. Od kilku tygodni prowadzimy na łamach dyskusję, co musi się stać, żeby Pogoń w końcu mogła coś wstawić do mitycznej gabloty. Nasze łamy są także dla Ciebie. Jeśli masz swoje przemyślenia, podziel się z nami. Najciekawsze opublikujemy. Piszcie na: [email protected] w tytule napiszcie: POGOŃ

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński