Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Dwunastka" poleciała do Iraku

Mariusz Parkitny
- Nie chcę, żeby jechał - mówiła pani Halina (na zdjęciu z prawej), mama porucznika Mariusza Bardyga. - Boję się o niego. Tyle dzieje się w Iraku. I jeszcze ten lot. Po katastrofie w Mirosławcu nie mogę patrzeć na samoloty. Porucznik żegnał się z chrześnicą Martą.
- Nie chcę, żeby jechał - mówiła pani Halina (na zdjęciu z prawej), mama porucznika Mariusza Bardyga. - Boję się o niego. Tyle dzieje się w Iraku. I jeszcze ten lot. Po katastrofie w Mirosławcu nie mogę patrzeć na samoloty. Porucznik żegnał się z chrześnicą Martą. Andrzej Szkocki
300 naszych żołnierzy poleciało do Iraku. To ostatni polski kontyngent, który będzie służył w tym kraju.

Za mundurem panowie sznurem

Za mundurem panowie sznurem

Wczoraj wyleciało do Iraku dziesięć kobiet. Większość będzie służyć jako pielęgniarki (na zdjęciu jedna z nich na odprawie przed odlotem).
- Do wojska trafiłam 3 lata temu - powiedziała nam chorąży Katarzyna Raniewicz. - Nie żałuję tej decyzji. Nie wyobrażam już sobie życia bez wojska. Miałam dość małych wypłat w cywilnym szpitalu.

Mama porucznika Mariusza Bardygi płacze od kilku dni. Błagała syna, aby nie leciał do Iraku. - Przecież on przynosi dumę nam i krajowi - strofował żonę pan Bogusław.

Porucznik Bardyga, razem z trzystoma żołnierzami, odleciał wczoraj do Iraku. To ostatnia, dziesiąta zmiana polskiego kontyngentu. Wrócą za osiem, dziewięć miesięcy. Będą likwidować polskie posterunki, budować Irakijczykom szkoły, szpitale. I bronić się, jeśli zaatakują terroryści.

- Obowiązki tych żołnierzy są takie same jak we wcześniejszych kontyngentach. Nowością jest to, że będą likwidować polskie posterunki. Nasza obecność w Iraku powoli się kończy - mówił por. Marcel Podhorodecki z 12 Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie.

To właśnie żołnierze 12-stki są trzonem ostatniego polskiego kontyngentu w Iraku. Będzie tam służyć prawie tysiąc żołnierzy. Przylecą w kilku turach.

Trzystu wyleciało w niedzielę po południu z lotniska w Goleniowie. Przyleciał po nich wyczarterowany przez Amerykanów samolot DC 10. Nasze samoloty transportowe zostały na ziemi po katastrofie w Mirosławcu.

800 kilometrów od domu

Por. Mariusz Bardyga służy w 12 Dywizji Zmechanizowanej od trzech lat. Gdy dowiedział się, że jedzie do Iraku zadzwonił do rodziców. Pani Halina i pan Bogusław rozpłakali się. Ona ze strachu. On z dumy. Jego tata też był żołnierzem. Pożegnać syna przyjechali z Hrubieszowa nad Bugiem. To 800 kilometrów od Szczecina. Przywieźli ze sobą 5-letnią Martę, chrześnicę Mariusza.
Uspokajają ją syn z ojcem.

- To misja pokojowa. Wrócę szybko. Jesteśmy dobrze przygotowani. Trzymajcie za mnie kciuki - mówi Mariusz.

Będzie w patrolu

Starszego szeregowego Jacka Gabrysiaka żegnała rodzina. Są z Nowogradu. Zrobili sobie pamiątkowe zdjęcie. Na fotografii z karabinem stoi nie syn, a ojciec - pan Zbigniew.

- W młodości służyłem w jednostce specjalnej. Syn nie będzie miał łatwo. Ale on kocha wojsko - mówił płacząc.

Z trzech synów tylko Jacek wybrał mundur. Sam zgłosił się do wojska. Już raz starał się o wyjazd na misję. Wtedy się nie udało.

- Teraz jestem szczęśliwy. Zawsze chciałem być żołnierzem - przyznał.
Jest w kompani bojowej. To oznacza, że w Iraku będzie miał najtrudniejsze zadania. Konwoje i patrole.
- Dam radę - zapewnił.

Długo żegnał się ze swoją dziewczyną.
- Nic nie powiem. On wyjeżdża tak daleko i w tak trudną misję - mówiła.

Szef ostatniej zmiany

Gen. dyw. Andrzej Malinowski będzie dowódcą X zmiany polskiego kontyngentu w Iraku.

- Jadą z nami świetnie przeszkoleni żołnierze. To trudna misja, ale damy radę - stwierdził.

Gen. Malinowski dwa lata temu był zastępcą dowódcy dywizji polskiego kontyngentu w Iraku. W latach 1998-99 dowodził polskimi oddziałami ONZ w Libanie.
Andrzej Malinowski ma 54 lata. Jest dowódcą 12 Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie. Rok temu obchodził jubileusz trzydziestolecia zawodowej służby wojskowej.

Usłyszane na lotnisku

- Jestem żołnierzem a wyjazd na misje, to część mojej pracy - powiedział tuż przed odlotem Tomasz Karasiewicz. - Na razie nie myślę o tym, co mnie tam czeka. Każdy z nas czuje lęk, ale taka jest rola żołnierza i cieszę się, że moja narzeczona rozumie to podobnie. Decyzję o moim wylocie podejmowaliśmy razem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński