Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwa dni ukrywali się w piwnicy. "To straszne, co jeden człowiek zrobił z naszym krajem"

Sylwia Lis
Sylwia Lis
Rodzina jest już bezpieczna.
Rodzina jest już bezpieczna. Sylwia Lis
Dwa dni ukrywali się w piwnicy. Część drogi do granicy pokonali pieszo. Z małymi dziećmi na rękach. Rodzina z Ukrainy jest już bezpieczna. Mieszkają w Sominach. - Wczoraj byłam zmęczona, ale nie mogłam spać przyznaje pani Nina. - Jeszcze wymieniałam się informacjami ze znajomymi z Ukrainy. Gdy tylko o tym mówię, łzy sam lecą. Chciałabym im pomóc, ale nie mam jak... Niektórzy nie mogą wyjść z domu. Są w zasadzie uwięzieni, bo w każdej chwili może być atak, a nie mogą uciec do Polski, bo do granicy mają bardzo daleko i nie mają jak dotrzeć.

Na Kaszuby trafiają kolejni uchodźcy z Ukrainy. Wczoraj przed północą do Somin w gminie Studzienice trafiła rodzina spod Lwowa. W końcu w spokoju wszyscy położyli się spać, dziś wyszli na spacer pod cichym i spokojnym niebem.

od 16 lat

Niemal dwa dni w piwnicy

Pan Roman ma 65 lat, jego żona Ludmiła 60. Do Somin przyjechali z najmłodszą córką Niną (29 lat) oraz jej dziećmi: półtoraroczną Sofią i sześcioletnim Władysławem.

Nie wierzyli, że wybuchnie wojna

- Nie spodziewaliśmy się wojny - mówi z łzami w oczach pani Nina. - Na Ukrainie jest teraz strasznie i niebezpiecznie. Myśleliśmy, że Putin nie posunie się do tego, by napaść na nasz kraj. Dochodziły do nas informację, że prowadzi na Białorusi ćwiczenia wojskowe. A oni okrążyli nas niemal z każdej strony. Czwartkowy poranek był straszny, do tego czasu spokojnie żyliśmy i pracowaliśmy. Z Internetu i telewizji dowiedzieliśmy się, że Putin na nas napadł. To był szok.

Kolejne dni dla rodziny były bardzo trudne. Wiedzieli, że czterdzieści kilometrów od ich miejscowości spadają bomby. - Co chwilę było słychać wycie syren, alarmowały o zagrożeniu - mówi przejęta pani Nina. - Serce podchodziło do gardła, co chwilę z dziewiątego piętra z dziećmi na rękach zbiegaliśmy do piwnicy, tam spędzaliśmy kilka godzin, by wrócić na chwilę do domu i z powrotem do piwnicy... Spać się nie dało. Był lęk i strach, olbrzymie emocje. Ale nie o siebie, ale o małe dzieci - opowiada pokazując zdjęcia zabitych przez Rosjan ukraińskich dzieci. - Tak być nie powinno! Trzeba powstrzymać tego człowieka. Putin jest nieobliczalny, nie liczy się z ludzkim życiem!

Droga na granicę

- Trudno było cokolwiek kupić - dodaje pan Roman. - Wszędzie panował chaos i panika. Ludzie ze sklepowych półek wykupowali wszystko, co się dało.

W końcu po dwóch dniach rodzina zdecydowała się na ucieczkę do Polski. - Nie mogłem puścić córki samej z dwójką małych dzieci - mówi pan Roman. - Ona sama nie dałaby rady. Postanowiliśmy z żoną, że jedziemy też. Kawałek podjechaliśmy, ale ostatnie kilometry musieliśmy iść pieszo. Wzięliśmy tylko to, co niezbędne, jakąś pieluchę, kanapki i coś do picia.

- Kilka godzin staliśmy na granicy, dzieci były głodne i zziębnięte, córka pieluszkę miała przemoczoną - wspomina pani Nina. - Sofia bardzo płakała, tam było mnóstwo ludzi, niektórzy wiele godzin, a nawet dni czekali na przejście, strażnicy zlitowali się nad nami. Słyszeli krzyk dziecka i przepuścili nas szybciej.

Rodzina trafiła do znajomych do Warszawy. Tam dostali jedzenie i ubrania. Przenocowali i ruszyli w drogę na Kaszuby.
W Sominach czekał już na nich dom z widokiem nad jezioro.

- Postanowiłam udostępnić dom - mówi Grażyna Felska. - Po prostu, bo jest taka potrzeba. Zobaczyłam, że w Bytowie działa Związek Ukraińców, wykonałam jeden telefon, że jestem gotowa przyjąć uchodźców pod swój dom i już są.

Pod spokojnym niebem

- Tu jest naprawdę pięknie i bardzo dobrze się tutaj czujemy - mówi pani Nina. - Wczoraj byłam zmęczona, ale nie mogłam spać. Jeszcze wymieniałam się informacjami ze znajomymi z Ukrainy. Gdy tylko o tym mówię, łzy sam lecą. Chciałabym im pomóc, ale nie mam jak... Niektórzy nie mogą wyjść z domu. Są w zasadzie uwięzieni, bo w każdej chwili może być atak, a nie mogą uciec do Polski, bo do granicy mają bardzo daleko i nie mają jak dotrzeć. Na Ukrainie została moja siostra z dziećmi. Nie wyjechali. Nie mają jedzenia, jedzą to, co wcześniej mieli. To, co zostało z wcześniejszych dni, z zapasów.

I dodaje: jesteśmy bardzo dumni z naszego prezydenta - wzrusza się. - To prawdziwy przywódca. Mógł wyjechać, ale tego nie zrobić. Został z naszymi. Bardzo go cenimy, to wielki człowiek.

Wspaniali mieszkańcy Somin

O uchodźców dbają mieszkańcy Somin i Ochotnicza Straż Pożarna. - Niczego im nie zabraknie - mówi Robert Olszewski, z OSP Sominy, który zaprosił rodzinę na obiad. - Pokażemy im naszą gościnność tak długo, jak długo będzie trzeba.

- Jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc - mówią Ukraińcy - Jesteśmy zszokowani i bardzo dziękujemy...

Pani Nina jest pedagogiem, nauczycielem języka ukraińskiego. Chętnie podejmie się pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Dwa dni ukrywali się w piwnicy. "To straszne, co jeden człowiek zrobił z naszym krajem" - Głos Pomorza

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński