Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramaty w czterech ścianach zamknięte

Emilia Chanczewska, 20 stycznia 2006 r.
Przemoc w rodzinie to zjawisko, o którym od czasu do czasu staje się głośno. Na przykład gdy 13-letnia dziewczynka wiesza się na szaliku podczas gdy w drugim pokoju kłócą się rodzice... Na przykład gdy znany i szanowany, miły i przystojny mężczyzna trafia za kratki z zarzutem znęcania się nad żoną... W takich sytuacjach pojawia się pytanie czy tej tragedii można było zapobiec?

W środę Sąd Rejonowy w Stargardzie podjął decyzję o aresztowaniu na trzy miesiące 45-letniego stargardzianina, Dariusza R. Mężczyźnie postawiony został zarzut znęcania się nad żoną. Może za to trafić do więzienia nawet na 5 lat. Podobnych przypadków w naszym regionie jest dużo więcej. Gnębione fizycznie i psychicznie kobiety czują się bezradne.

Przyszedł na komendę

Dariusz R. przyszedł w niedzielę na komendę policji w Stargardzie i usiłował zgłosić, że jego żona Alina ma siniaki i będzie próbowała go za to obwinić. Przed okienkiem dyżurki przepychał się ze swoimi teściami, którzy właśnie mieli zamiar zgłosić pobicie córki przez zięcia.

Policjanci musieli starszych państwa wpuścić do środka, by nie doszło do rękoczynów. W czasie, gdy serca większości Polaków otwierały się na potrzeby innych, za sprawą Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, okrutny mężczyzna ze Stargardu zbił swoją żonę i próbował zmyć z siebie winę. Kobieta zrobiła obdukcję. Jej mąż w końcu odpowie za swoje bestialstwo.

Dobry pracownik

Dariusz R. jest byłym sportowcem. Występował w jednym ze stargardzkich klubów. Cieszy się dobrą opinią w pracy i wśród znajomych. W domu tyran, na zewnątrz do rany przyłóż.

- To jest bardzo dobry pracownik, nie mamy do niego żadnych zastrzeżeń, jesteśmy zadowoleni z jego pracy - mówi osoba z kadry kierowniczej firmy, w której pracuje zatrzymany. - Pracuję tu od początku i uważam, że nie można o nim powiedzieć nic złego.

W firmie nikt nie chce komentować zatrzymania Dariusza R. Usłyszeliśmy jedynie, że w pracy nic nie wskazywało, że przejawia takie destrukcyjne zachowania. Z naszych informacji wynika, że szefostwo planuje zrobić wszystko, by wyciągnąć z aresztu swojego pracownika.

- Tam liczą się pieniądze, nie wartości rodzinne - mówi osoba, znająca sytuację.
Państwo R. to ludzie, o których mówi się "dobra rodzina". Obydwoje pracują na szanowanych stanowiskach. Mają dwójkę małych, zadbanych dzieci. Starsze chodzi na zajęcia pozalekcyjne, rozwija zainteresowania.

Przepuszczał pieniądze

Jak mówi jeden ze znajomych, problemem tej rodziny ostatnio stało się to, że Dariusza wciągnął hazard. Nałogowo grał w zakładach bukmacherskich. To podobno stało się dla niego najważniejsze.

- Nawet w święta myślał o tym, że musi iść obstawić - mówi znajomy.
Dariusz grał, a swoje niepowodzenia w grze miał wyładowywać na żonie. Ta już dawno chciała od niego odejść, ale on nie miał zamiaru opuścić domu. Od kilku miesięcy konflikt małżeński zaostrzał się. Alina nieraz musiała mocniej się malować, by zakryć posinioną twarz. Sprawa rozwodowa jest w toku.

Sprawy małżeńskie

Czy nikt nie widział co się dzieje? Przecież kobieta pracuje wśród ludzi.

- Nie prosiła o interwencję, ale pytałam co się stało - opowiada szefowa Aliny. - Ona mówiła, że to małżeńskie sprawy, że musi sama się dogadać z mężem. Jednak najwidoczniej nie potrafili się porozumieć. Od początku roku widać było eskalację problemu. Starałam się wspierać, rozmawiać, mogła wcześniej wychodzić by odbierać dziecko. Bardzo się to wszystko zapętliło, teraz potrzebny jest profesjonalny mediator z sądu. Rozmowy z kim innym już nie dadzą rezultatu.

Rodzina małżeństwa jest zszokowana, że ten przykładny mąż i ojciec trafił do aresztu.

- Oni zawsze dobrze żyli - mówi osoba z dalszej rodziny zatrzymanego. - Tylko ostatnio on coś się żalił, że ona często wychodzi z koleżankami. A ona nic nigdy nie mówiła, że coś jest nie tak...

Imiona i inicjały zostały zmienione

MOJA GEHENNA NADAL TRWA

Przemocy ze strony męża doświadczam prawie od początku naszego małżeństwa. Koszmar zaczął się wtedy, gdy przyszłam ze szpitala po urodzeniu pierwszego dziecka. Wiele lat znęcał się nade mną fizycznie i psychicznie. Bił mnie otwartą dłonią w głowę, niejednokrotnie dostawałam od niego pasem strażackim.

Czasem byłam cała granatowa od siniaków. Zrobiłam obdukcję, podałam go do sądu. Dostał wyrok w zawieszeniu. Ale to nic nie pomogło. Dalej się nade mną znęca. Od kilku miesięcy mnie nie bije, bo przyjechał do nas mój brat. Mąż się go trochę boi. Nie odzywamy się. Ale trzaska drzwiami, żeby pokazać, że on rządzi. Nie żyjemy ze sobą od kilku lat. On śpi w drugim pokoju z chłopcami. Najgorsze jest to, że chce mi je odebrać. Buntuje ich przeciwko mnie. Boją się go, więc mają u niego posłuch. Mam wrażenie, że wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Mąż pije i okrada mnie ze wszystkiego. Chce odebrać dzieci, dom. I zrobić ze mnie wariatkę.

Podał mnie do sądu, chce ubezwłasnowolnić. Nie mam gdzie pójść. Sprawa rozwodowa jest w toku. Ale za długo to wszystko trwa. Nie mam już siły. Chciałabym się stąd wyrwać, wszystko zostawić, odejść na zawsze. Żal mi dzieci. Strasznie się do nich odzywa. Czasem łapie za głowę. Na mnie zrzuca całą odpowiedzialność za kryzys w małżeństwie. Chce mnie pozbawić woli i rozsądku.

Poszłam po pomoc do stowarzyszenia przy ulicy Dworcowej w Stargardzie. Dali mi tam wnioski do wypełnienia, pokierowali co robić. Ale prawdziwe wsparcie, jakiego oczekiwałam, otrzymałam na mityngach, które odbywają się przy ulicy Warszawskiej. Tam znalazłam zrozumienie. Na te spotkania chodzę od roku. Mam okazję porozmawiać z innymi kobietami, które doświadczają przemocy w rodzinie.

Czytam książki, próbuję się wyciszyć. Ale jestem jak wulkan, który w każdej chwili może wybuchnąć. Walczę z prokuraturą i sądami. Proszę by pomogli. Każą zakładać sprawy cywilne. Ale mnie na to nie stać. Nie ma gdzie uciec. Moja gehenna trwa już 12 lat. O 12 za długo. Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam.

Anna

Na prośbę rozmówczyni jej imię zostało zmienione

ZNALAZŁAM SIŁĘ, BY ODEJŚĆ

Z mężem alkoholikiem męczyłam się 17 lat. Przepił wszystko, co nam zapisali rodzice. Nie podnosił na mnie ręki. Ale maltretował mnie psychicznie. Karał mnie swoim milczeniem. Kłótnie o alkohol były na porządku dziennym. Byłam od niego uzależniona. Nie potrafiłam powiedzieć stop. Nie umiałam odejść. Nie rozumiałam nawet uczuć, które mnie ogarniały.

Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić życia bez niego. Bo ciężko kobiecie zahukanej i zaślepionej wytłumaczyć, że leczenie alkoholizmu męża powinna zacząć od siebie. Po 17 latach męczarni zrozumiałam, że idę złą drogą. To on mnie zaprowadził do klubu AA, gdzie otworzyły mi się oczy. Zobaczyłam, że przez te lata źle postępowałam.

Dbałam o męża, chociaż on nie dbał o mnie. Zrozumiałam, że żony alkoholików popełniają ten sam błąd. Trzeba go zostawić samego z jego problemami, nie wolno go w niczym wyręczać, ani za niego płacić długów. Trzeba odejść, by zobaczył dno, którego sięgnął. Na mityngach dowiedziałam się jak odizolować się od pijaka. Zrobiłam to. Odważyłam się go zostawić. Dziś jesteśmy po rozwodzie. Ale nie wszystkie małżeństwa z problemem alkoholowym muszą się tak kończyć. Ja jednak uznałam, że dla nas to najlepsze wyjście. On nie pije od 7 lat. Nie jesteśmy razem.

Dziś oddycham pełną piersią. Mam pracę, jestem w nią bardzo zaangażowana. Jest mi dobrze. Nie żałuję swojej decyzji. Jestem bardzo wdzięczna swoim rodzicom i najbliższej rodzinie. Za to, że pomagała mi w trudnych chwilach. Teraz moją pociechą są dzieci i praca. Brakuje mi wsparcia, ale nie zamierzam pakować się w kolejny chory związek. Chyba, że trafi mi się naprawdę dobry człowiek.

Krystyna

Na prośbę rozmówczyni jej imię zostało zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński